wtorek, 11 listopada 2014

O karierze naukowej ze światowej perspektywy

Czy warto prowadzić pracę naukową? Czy student lub początkujący lekarz powinien prowadzić pracę naukową?
Te pytania stawiam nie bez przyczyny, a bezpośrednią inspiracją jest wykład Prof. Marka Radomskiego dotyczący kariery naukowej. Prof. Radomski, wybitny polski naukowiec został zaproszony do pełnienia funkcji dyrektora naukowego nowego ośrodka badawczego, Kardio-Med. Silesia, jaki powstaje w Zabrzu. Profesor 30 października wygłosił dla studentów bardzo ciekawy wykład pokazujący możliwe ścieżki kariery naukowej. W spotkaniu wzięło udział około setka studentów, wykład został wygłoszony po angielsku, ale dyskusja odbyła się w języku polskim. Roztaczany przez Profesora obraz nauki był fascynujący i inspirujący, a ścieżka kariery naukowej to droga godna zaangażowania i poświęceń. Przedstawił szczegółowo etapy kariery wielu jego podopiecznych i doktorantów. Zgodnie ze słowami Profesora warto rozważyć wybór tego kierunku kariery życiowej, choć otwarte jest pytanie czy na ile wzorce ze świata nauki amerykańskiej czy zachodnioeuropejskiej przystają do naszej, polskiej rzeczywistości.
Spore zainteresowanie mierzone liczbą obecnych wskazuje, że prowadzenie badań naukowych wydaje się interesujące dla studentów naszej uczelni. Chciałoby się w przyszłości widzieć wielu z nich w gronie młodych pracowników dydaktyczno-naukowych uczelni. Niestety, praktyka ostatnich wielu lat jest zupełnie odmienna, w zasadzie nie zatrudnia się nowych pracowników. Obawiam się, że kariera naukowa, zgodnie z wytyczoną przez wykładowcę ścieżką, nie ma szans zostać zrealizowana w murach naszej uczelni. A szkoda, bez dopływu „młodej krwi” skazujemy naszą uczelnię na niebyt w sferze nauki, bo na dłuższą metę nie da się pogodzić coraz większego obciążenia obowiązkami dydaktycznymi i usługowymi z prowadzeniem pracy naukowej.
Nauka nie znosi konkurencji, wymaga skupienia i spokoju.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Poniższy komentarz już przesłałem, ale chyba (?) nie przypadł do gustu Moderatorowi, a może jeszcze Moderator go nie czytał. W każdym razie, jest to treść mojej wypowiedzi na Niezależnym Forum Akademickim www.nfa.pl.


Nie jestem pewien, czy ktoś już tego tutaj nie pisał. Ale co najwyżej, może ktoś z Państwa mi zwróci uwagę, jeśli moja wypowiedź nie będzie oryginalna.

W każdym razie, założenia systemu nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce, powodują, że "paliwem" do funkcjonowania uczelni są studenci, a osiągnięcia naukowe pracowników uczelni, to tylko jakby "olej napędowy". Natomiast, gdy nie ma studentów, to nie ma zajęć, więc osoba zainteresowana dostaniem etatu w danej jednostce na danej uczelni, go nie dostanie.

Teraz, gdy do tego systemu zostanie podłączony drugi, mianowicie system edukacji i oświaty, który wypuszcza przede wszystkim maturzystów, to widać, jakie są tego skutki: ten system "zaszczepił" tych maturzystów (w szkole), "szczepionką", która niemały odsetek z nich, dość skutecznie "uodparnia" na piękno dziedzin przyrodniczych, ścisłych i technicznych -> ten odsetek już zatem "wie", czego "nie należy studiować": biologii, chemii, fizyki, matematyki, kierunków technicznych -> szanse na etat pracownika nauk.-dydakt., na uczelni, dla biologa, chemika, fizyka, matematyka, posiadacza stopnia naukowego z którejś z dziedzin technicznych itp., mocno się zmniejszają, gdyż nie ma za bardzo dla niego zajęć.

Informatycy (tzn. ludzie po doktoracie z informatyki), jako jedni z nielicznych, mają nie tak małe szanse na dostanie etatu pracownika nauk.-dydakt., na uczelni, dzięki sprytnemu zabiegowi, jaki system edukacji i oświaty robi w szkole: przed dzieckiem stawia się komputer i każe mu się zakładać konto e-mail lub zrobić stronę w Internecie itp., mówiąc przy tym, że to jest informatyka. Trochę podobnie ludzie po medycynie, którzy chcą pracować na uczelni, mają na to szanse - wszak ukończenie kierunku "medycyna", nadal dla wielu jawi się, jako sposób na szybkie znalezienie pracy.


Wniosek: ŻADNE zwiększanie nakładów, na naukę i szkolnictwo wyższe, NIC tutaj NIE DA. Jest to troszkę, jak próba leczenia chorego na zapalenie płuc, wyłącznie przy pomocy witaminy C i "naturalnych antybiotyków" (z całym szacunkiem dla tych ostatnich). MNiSW może sobie dołożyć nawet równowartość budżetu Pentagonu i tak to niewiele da, PRZY OBECNEJ hybrydzie ww. systemów edukacji i oświaty oraz nauki i szkolnictwa wyższego.


Jako puentę, wypada dodać jeszcze "wspaniały" pomysł Pani Minister z wiosny tego roku (chyba Państwo o nim słyszeli). Mianowicie, Pani Minister wymyśliła, żeby na każdym kierunku studiów wprowadzić obowiązkowy pakiet przedmiotów humanistycznych, po to, żeby "kształcić światłych obywateli". Jako komentarz, można tylko westchnąć i powiedzieć, żeby to "humanistyczne światło" przypadkiem nie oślepiło już całkiem tych studentów...