środa, 4 grudnia 2013

O polskim życiu "uniwersyteckim"...

Klany rodzinne działające na uczelniach wykorzystują młodych pracowników naukowych

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Z pewnością dopisywanie do wyników badań osób, które w nich nie uczestniczyły jest naganne. Niemniej trzeba pamiętać także o innych aspektach. Przede wszystkim doktorant nie realizuje pracy samodzielnie, tylko pod opieką właśnie opiekuna a potem promotora. Temat pracy często (praktycznie zawsze) wymyśla promotor, a przynajmniej ma w tym dominujący udział. Robiąc doktorat doktorant ma przecież przede wszystkim poznać warsztat, a przy okazji wnieść coś nowego do nauki. Pytanie więc do kogo należą wyniki, nad koncepcją których uzyskania siedział przecież promotor, ich wykonanie nadzorował promotor, a rola doktoranta często sprowadza się do roli wykonującego polecenia/instrukcje niesamodzielnego pracownika? Jeśli rola doktoranta sprowadza się do wykonania instrukcji promotora, to czy można mu przypisać pełne autorstwo?
Jest istotniejszy problem - badania muszą być z czegoś finansowane. W obecnym systemie, finansowania doktorantów nie ma lub jest ono niewystarczające. Promotor lub inni pracownicy "finansują" więc doktoranta z własnych umów. Warunkiem ich rozliczenia jest publikacja. Doktorant wykonując prace współfinansowane z innych umów, nagle się obraża i mówi veto - nie pozwalam wam opublikować danych które wytworzyłem. I co? Problem ma nie on, lecz osoby, które chciały go wspomóc. Także każdy kij ma dwa końce i warto to widzieć zanim się wymyśli kolejne głupie prawo.
Zespoły badawcze w naukach podstawowych też są co raz większe, czasy genialnych indywidualistów już dawno się zakończyły (o ile kiedykolwiek były). Na sukces zespołu (często reprezentowanego na zewnątrz przez jego szefa) składa się praca wielu "mrówek". Czy nobliści pracują sami nad swoimi wynikami? Nie, mają olbrzymie zespoły w których jest jasne - pracujesz na sukces szefa, samemu przy okazji też ci się coś skapnie. Może to nie do końca jest etyczne, ale tak działa świat. Nie umiesz pracować w zespole, uważasz, że jesteś na to zbyt genialny - znajdź/stwórz sobie własny zespół.
Nic nie zastąpi normalnych międzyludzkich relacji, związanych ze wzajemnym szacunkiem. Dlatego ani promotor nie jest narzucany doktorantowi, ani odwrotnie.

Anonimowy pisze...

"Promotor lub inni pracownicy "finansują" więc doktoranta z własnych umów. Warunkiem ich rozliczenia jest publikacja". Przepraszam, ale to jest kuriozum do potęgi i jawne łamanie przepisów specyficzne dla takich karłowatych systemów finansowania nauki jak w Polsce.