sobota, 5 października 2013
Korespondencja z Baltimore
Od wielu lat biorę udział w corocznych kongresach American Society for Bone and Mineral Research. To są zawsze inspirujące dni. Nie inaczej jest w tym roku; od środy przebywam w Baltimore w USA. Mnóstwo sesji, wykładów, setki prezentacji plakatowych. Do tego spotkania z znajomymi badaczami z różnych kontynentów i niekończące się dyskusje. Ale ta pozytywna strona kongresu jest nieco zaburzona świadomością jak daleko nam do światowej nauki. Nie prowadzimy sesji, nie mamy wykładów, ba, nawet liczba plakatów z kraju jest znikoma. Na jednym ze stoisk przeglądnąłem dwa opasłe opracowania monograficzne i nie znalazłem ani jednej pozycji polskiego autorstwa. Nie jest miło skonstatować, że tak naprawdę jesteśmy tylko tłem dla świata.
„To kwestia pieniędzy i nakładów na naukę” usłyszałem przed paru godzinami od jednego z uczestników z Polski.
Tak, to jest prawda, ale tylko częściowa. Nie mamy zespołów badawczych, nie umiemy tworzyć konsorcjów międzyuczelnianych, prawie całkowicie brak jest młodych osób w polskiej nauce. Nawet duże zwiększenie finansowania polskiej nauki nie da znaczących efektów, degradacja w tej dziedzinie jest zbyt głęboka. Odbudowa etosu nauki, zbudowanie prawdziwych, opartych na czytelnych zasadach zespołów badawczych (w których profesor nie będzie „żerował” na pracy podwładnych), uczciwe przydzielanie środków finansowych, stworzenie jednoznacznych kryteriów awansu naukowego mierzonego stopniami naukowymi to tylko niektóre niezbędne obszary do gruntownych zmian.
Niestety, nie widzę, by takie działania miały miejsce w polskiej nauce, trwa gra pozorów, a świat nieubłaganie ucieka…
„To kwestia pieniędzy i nakładów na naukę” usłyszałem przed paru godzinami od jednego z uczestników z Polski.
Tak, to jest prawda, ale tylko częściowa. Nie mamy zespołów badawczych, nie umiemy tworzyć konsorcjów międzyuczelnianych, prawie całkowicie brak jest młodych osób w polskiej nauce. Nawet duże zwiększenie finansowania polskiej nauki nie da znaczących efektów, degradacja w tej dziedzinie jest zbyt głęboka. Odbudowa etosu nauki, zbudowanie prawdziwych, opartych na czytelnych zasadach zespołów badawczych (w których profesor nie będzie „żerował” na pracy podwładnych), uczciwe przydzielanie środków finansowych, stworzenie jednoznacznych kryteriów awansu naukowego mierzonego stopniami naukowymi to tylko niektóre niezbędne obszary do gruntownych zmian.
Niestety, nie widzę, by takie działania miały miejsce w polskiej nauce, trwa gra pozorów, a świat nieubłaganie ucieka…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
13 komentarze:
To wazne, co Pan powiedzial. Nie tylko o forse idzie.
To wazne, co. Pan napisal. Nie tylko o forse idzie.
Tak, to prawda, że pieniądze to nie wszystko. Ale są ważne, bo pracujemy nie po to, aby zgłębiać aktywność osteoklastów, ale aby utrzymać rodzinę. A jeżeli osteoklasty są naszym hobby, to wspaniale.
Ja już nie wierzę w możliwość odbudowy etosu i choćby normalności życia na Uczelni. Jesteśmy zbyt daleko w tyle. Merytorycznie i moralnie. W dodatku utworzenie uczelni prywatnych pogłębia erozję. Dlaczego pracujemy na uczelniach prywatnych - bo z państwowych nie można wyżyć. Czyli pieniądze jednak są ważne. Koło się zamyka ...
Oczywiscie, ze pensje sa wazne. Ale tu chyba nie o pensjach, a systemie nauki, ktory kuleje nie tylko ze wzgledu na brak funduszy. Powiedzialbym, ze brak funduszy nie jest podatawowym problemem. Bez naprawy 'etosu' dodatkowe pieniadze zostana zmarnowane.
Co do pensji, wybierajac prace naukowa, wiedzielismy, ze bedziemy zarabiac mniej niz poza uczelnia. Ale za to mamy duza wolnosc i robimy to, co lubimy.
Szanowny Dyskutant z godz 14.22 słusznie zauważył, że "brak funduszy nie jest podatawowym problemem. Bez naprawy 'etosu' dodatkowe pieniądze zostaną zmarnowane". Ale bez możliwości zarobienia na życie nikt nie będzie się angażował i traktował poważnie swej pracy. Profesor M Krauze (duży, fizjolog) uważał, że pieniądze są nieistotne, bo zawsze znajdzie się pasjonat. Ale trudno na takich pasjonatach budować katedrę. Takie jednostki mogą być, ale system musi być oparty na solidnych podstawach. A tych nie ma.
Co do ostatniego zdania, opiewającego wolność pracownika nauki, to była to podstawowa przyczyna, poza zamiłowaniem, podjęcia przeze mnie tej pracy. A dorabiałem gdzie indziej. Chociaż wolałbym zarobić na etacie więcej, nie prostytuować się i w tym czasie opublikować lepszą pracę. Ale trudno, tak było i jest.
Stwierdzenie, ze pensje sa niskie jest dzisiaj problematyczne. Pensje profesorskie wyzej 10K nie sa niespotykane (wiem, trzeba byc najpierw profesorem). A i adiunkci dziaisj zarabiaja wiecej niz glodowe ochlapy. Natomiast, tak, one sa nadal nieporownywalne z zachodnia Europa. Tyle, ze Polska ogolnie nie jest porownywalna z zachodnia Europa.
Ja w kazdym razie ciesze sie, ze nasz gospodarz nie zaczal i nie skonczyl na pensjach. Bo to jest banalny postulat i to postulat, ktory bez wczesniejszych reform jest nierealizowalny.
Pensje są ważne, bo jeśli muszę wyrabiać ileśtam godzin dydaktycznych, po czym biec do prywatnej praktyki, żeby dorobić, albo brać po kilka dyżurów, to kiedy mam robić te prace? Anonimowy z 21:20 pisze, że pensje profesorów >10k się zdarzają, ale sam profesor nauki nie zrobi. A niestety pensje doktorantów, czy pracowników technicznych są na poziomie <2k. I jak przy takiej pensji zmotywować młodą osobę do siedzenia w labie, która także ma założyć rodzinę, czy kupić/wynająć mieszkanie bo nie ma tyle szczęścia, żeby rodzice mieszkali obok ośrodka akademickiego.
Ale oczywiście pensje to nie wszystko. Proszę zauważyć, że te same odczynniki w USA są często 2-3 krotnie tańsze niż w Polsce. A to są naprawdę istotne różnice, bo w USA za $20 tys. sensowne badanie jestem w stanie zrobić, w Polsce sam VAT zje mi z tego 23 %, nie mówiąc o innych kosztach.
I moim zdaniem najważniejszy aspekt - swoboda. Zdobywam grant, niby mam pieniądze na badania, ale tak naprawdę nie mam nic. Bo zamówienia publiczne, bo przetargi, bo pani od zamówień, dziesiątki pism, pieczątek itd. W efekcie badania, które w USA zrobię od ręki, w Polsce to rok, dwa lata. Dopóki granty nie będą w pełni do dyspozycji osoby która grant zdobyła nic nie ruszymy. Nie da się budować nauki w atmosferze przetargów, kontroli NIK i traktowania naukowca jak złodzieja. I to moim zdaniem jest podstawowa różnica pomiędzy USA a Polską.
Nigdziegranty nie sa w dyspozycji grantobiorcy, jednak rzeczywiscie w polsce biurokracja obezwladnia. Z drugiej strony poziomkorupcji akademickiej w. Polsce wymaga kontroli, o ktorej w USA nie snilo sie.
Co do pensji, jasne, ze sa wazne. Odrzucam jednak to, ze dzisiaj sa pensje glodowe, za ktore nie da sie przezyc.
Potrzebny,z zarazem kapitalny, wpis Autora! podstawa tych wszystkich spraw jest " wydajnosc pracy', jej merytoryczna ocena i odbior/nabywca!
Po pierwsze, w/w "parametry" klasyfikuja uczelnie na swiecie (UW 300-350, miejce w 3-ej 100!)http://www.timeshighereducation.co.uk/world-university-rankings/.
Po drugie,ksztaltuja one tez poziom sredniej placy na godzine. (Dla Polski : @25zl). Niestety, w tej klasyfikacji Polska jest na przedostatnim, 29 miejscu, przed Filipinami!
http://pieniadze.fakt.pl/zarobki-polakow-sa-zatrwazajaco-niskie,artykuly,418818,1.html
Czyli...III liga uniwersytetow = trzeci swiat plac!?
Tak, tylko ze debata nt nauki w polsce sprwadza sie jedynie do kasy i wylacznie do kasy. Nie widzialem jeszcze apeli o zwiekszenie wydajnosci pracy czy rygorystyczna ocene jej wynikow.
Do Szanownego anonimowego z godz 14:39
- bo naprawdę pracuję dla pieniędzy. I tylko pieniądze są w stanie spowodować moje lepsze zaangażowanie, wydajność, skrupulatność ... Dlaczego zaangażowanie i fachowość rzemieślników, mechaników samochodowych łatwo przeliczamy na pieniądze, a pracę w nauce - nie. Nie można wymagać całodziennej pracy, bo taką jest praca naukowa, w domu też trzeba pisać i myśleć - za małe pieniądze. To prosto prowadzi do udawania nauki i plagiatowania. Zresztą przy takim nakładzie na naukę, przy braku tradycji, dalej będziemy w trzeciej setce. W najlepszym razie.
Alez ja tez pracuje dla pieniedzy. Jednak mnie moja pensja nie zaskakuje. Podpisalem umowerace, do ktorej nikt mnie nie zmuszal. I skoro podpisales umowe, to tak, mozna od ciebie wymagac calodziennej pracy.
A argument o plagiatach, wybacz, to troche tak jak argument o dzieciach, co zmuszaja ksiezy do pedofilii.
„To kwestia pieniędzy i nakładów na naukę” (...) Tak, to jest prawda, ale tylko częściowa". Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. To nie jest "częściowa prawda", ale główny element sytuacji. Do "zapłonu" nauki potrzebne są trzy elementy: dobry mentor, pieniądze na badania i pieniądze na wynagrodzenia. Przyzwoite wynagrodzenia, zaznaczę. Obecne, urągające przyzwoitości zasiłki socjalne (bo zarobkami ich nie nazwę) są za małe nawet do zwykłej egzystencji. A szacunek społeczeństwa w obecnych czasach zdobywa się pozycją także materialną. Jak mawiają chwaleni przez Pana Amerykanie: skoro jesteś taki dobry, to dlaczego jesteś taki biedny. Sugeruję przemyśleć to przysłowie. Apelami i pokrzykiwaniem nie uzyska się żadnych efektów. Oczywiście, że pieniądze nie są gwarantem sukcesu naukowego. Ale ich brak jest gwarantem braku takiego sukcesu. Biedota walczy o przetrwanie a nie o odkrycia. Zresztą uczelnie od dawna już nie są źródłem nowej wiedzy, a wyłącznie jej archiwami służącymi do celów dydaktycznych.
Prześlij komentarz