środa, 4 maja 2011

Podsumowanie kwietnia

Kwiecień, podobnie zresztą jak ten miesiąc w roku ubiegłym nie był zbyt licznie odwiedzany przez Czytelników. Liczba wejść nie przekroczyła 5000. Nic dziwnego, wiosna, potem były Święta.

Za najważniejsze wydarzenie uznaję odwołanie prof. R. Andrzejaka z funkcji rektora wrocławskiej AM. Po blisko 2,5 roku od sformułowania zarzutów o plagiat pojawiła się wreszcie realna szansa na koniec impasu w tej uczelni. Ale niemniej ważne jest by doprowadzić także do końca procedurę weryfikującą prawdziwość zarzutów o plagiat, środowisko akademickie w kraju czeka na stanowisko Rady Wydziału Collegium Medicum UJ, która prowadzi te sprawę.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nasze władze nie mają wstydu. Ani honoru, ani odrobiny przyzwoitości.Za co sie nie wezmą, to przegrają. W ubiegłym tygodniu w GW znalazł się art. o ostatecznie przegranej przez władze sprawie zwolnienia dyscyplinarnego dyrektora. Za tą ich decyzję szpital musi zapłacić koszty sądowe i odszkodowanie. One decydują, szpital ponosi straty. A kiedy władze odpowiedzą za niegospodarność? Błędne decyzje są miarą ich wielkości. Wczoraj znowu wielki art. o nepotyźmie w wykonaniu naszych władz. Mąż rektorki zatrudnia w swojej klinice córkę oraz zięcia. Inni mogą być dyskryminowani, ich dzieci nie. Działania niezgodne z prawem to wizytówka naszych władz.Inni muszą przestrzegać przepisów pod grożbą zwolnienia.Kiedy to się wreszcie skończy.

Anonimowy pisze...

Biedne dzieci rektorki, nie bedą już mogły pod czujnym okiem tatusia być dopisywani do wielu prac i namnażać punkty IF. Inni muszą samodzielnie i ciężką pracą zbierać dorobek niejednokrotnie hamowany celowo przez kierownika. I o to właśnie chodzi. To jest pomoc w awansach, karierze naukowej, zawodowej,niezbędnych kontaktach, nagrodach, grantach, wyjazdach zagranicznych itd. Gdyby rektorka miała zamiast pychy odrobinę honoru i wstydu już dawno by się pod ziemię zapadła.

Anonimowy pisze...

Doskonały artykuł w GW Katowice nt. nepotyzmu uczelni m.in. na śląsku i sposobach omijania nowego rozporządzenia ministerstwa nauki. Doskonały przykład, który pokazuje, że za hasłami równego dostępu i równego trakowania nie ma kompletnie nic, to tylko frazesy. Młody doktorant powinien zdać sobie w końcu sprawę, że jest tak naprawdę 'mięsem armatnim' tzn. uczelnia dostanie na niego pieniądze z Warszawy, wykorzysta maksymalnie jego zdolności, ambicje za 1000 zł miesięcznie stypendium, głównie do pomnażania własnego dorobku naukowego i pisania publikacji. Zdolny młody człowiek bądzie wierzył, że po doktorcie dostanie miejsce pracy. Nic bardziej mylnego, takie miejsca od dawna są zarezerwowane dla określonych osób, a konkursy są tylko na pokaz. Nic się nie zmieniło od czasów głębokiego komunizmu i dla większości kadry to jest na rękę.