poniedziałek, 16 sierpnia 2010

PŁATNE STUDIA MEDYCZNE

Medycyna, obok prawa i architektury zawsze były obiektem pożądania absolwentów szkół średnich. Dlaczego tak było, jest i pewnie będzie? Przyczyn jest wiele, podobnie dzieje się w innych krajach. Medycyna i prawo to obszary niezwykle silnie oddziaływujące na funkcjonowanie każdego państwa, i oczywiste są dążenia by ludzie tych profesji byli jak najlepiej przygotowani do pełnienia odpowiedzialnych funkcji w społeczeństwie. W naszych realiach poziom studiów prawniczych został skutecznie zdeprecjonowany, studia dzienne, zaoczne, wieczorowe. A jaka jest jakość polskiego prawa (i prawników) widzimy codziennie…
Wróćmy do medycyny; prestiż studiów medycznych oraz zawodu lekarza, mimo dziesiątków lat usilnych starań władz komunistycznych, ciągle jest w Polsce wysoki. Wszędzie w cywilizowanym świecie poziom wymagań wobec kandydatów na studentów medycyny jest wysoki, wręcz wyśrubowany. Np. w Australii tylko maturzyści z wynikiem ponad 95% mają szanse na studia medyczne. Niedawno Prof. Marek Rudnicki, Visiting Professor w naszej uczelni, w wykładzie dla studentów opisał, jak wysokie progi trzeba pokonać, by wejść do elitarnego grona studentów medycyny w USA. To dość oczywiste, w końcu zdrowie jest najważniejsze. W latach, gdy studiowałem i jeszcze długo później medycynę można było studiować tylko w systemie studiów dziennych. Zresztą nikt sobie wówczas nie wyobrażał, by móc studiować medycynę w innym systemie. Dopiero stosunkowo niedawno wprowadzono system studiów „niestacjonarnych” (czytaj: płatnych). Początkowo ci studenci byli zbierani w osobne grupy, ale już od dość długiego czasu wymieszano studentów „dziennych” i „niestacjonarnych”. Nie studiują osobno, bo z organizacyjnych powodów nie jest to możliwe. Z perspektywy wieloletnich obserwacji jednoznacznie wynika, że poziom tej grupy studentów jest wyraźnie niższy niż pozostałych. Nie oznacza to oczywiście automatycznie, że wszyscy studenci studiujący w tym trybie są słabsi niż ich koledzy, ale średnia jest nieubłagana. Wynika to z prostego faktu, iż byli oni słabiej przygotowani do studiowania medycyny osiągając słabsze wyniki w egzaminach wstępnych lub ostatnio w czasie egzaminu dojrzałości.
Co z faktu dopuszczenia do studiów medycznych osób o słabszym przygotowaniu oznacza dla polskiej medycyny i szerzej, polskiego społeczeństwa? Może, skoro brakuje lekarzy, ta metoda zwiększenia dostępności do zawodu jest nieunikniona? Nie sądzę, by przyjęte zasady służyły interesowi społecznemu. Nie idzie przecież o ilość, ale o jakość. Efekty takich trudnych do pojęcia działań będziemy odczuwać przez dziesięciolecia.
Do napisania tych uwag skłoniła mnie informacja o limitach przyjęć zawarta w poniższej tabeli. Jak co roku te limity określa Minister Zdrowia. W niektórych uczelniach nawet ponad 30% studentów przyszłego pierwszego roku to studenci płacący za naukę! W naszej uczelni na 450 miejsc mamy do dyspozycji 130 miejsc płatnych. To musi nieuchronnie powodować równanie w dół. Ta polityka jest społecznie szkodliwa, a pozorna korzyść w postaci zastrzyku finansowego jest złudna.
Na koniec przytoczę uwagi, jakie słyszałem przed laty z ust mego przełożonego, Profesora Edmunda Rogali. Pod kierunkiem Profesora stawiałem swe pierwsze kroki w medycynie i internie. Często mawiał, by stawiać studentom wysokie wymagania, bo kiedyś w bliżej nieokreślonej przyszłości możemy trafić do nich, jako pacjenci. Profesor obserwując nas przez wiele lat mawiał także, że, gdyby w przyszłości miał znaleźć się w roli pacjenta, to chciałby, by jego lekarzem była dr Alicja Grzanka. Ala była zawsze i jest wzorem sumienności, dokładności, wiedzy i zaangażowania w pracy. Znakomita studentka, zwyciężczyni ogólnopolskiej konferencji Studenckich Kół Naukowych także, jako lekarz prezentowała (i tak jest nadal) najwyższy poziom merytoryczny i etyczny.

15 komentarze:

Marcin pisze...

Witam.
Wydaje mi się, że dzisiejsze egzaminy maturalne nie mają dużo wspólnego z tym, z czym spotykamy się później na studiach. Często na wynik ma wpływ szczęście, a nie ścisła wiedza. Poza tym nawet na studia niestacjonarne istnieje pewien próg, który nie jest wcale taki niski porównując z progami na innych stacjonarnych kierunkach. Osobiście nie zauważyłem też, żeby osoby na studiach płatnych osiągały niższe wyniki. Wydaje mi się, że przy obecnych warunkach rekrutacji(matura) najlepszą metodą na sprawdzenie czy dana osoba poradzi sobie na tym kierunku są już same studia. Nie wierzę, że wyniki matury będą miały jakikolwiek wpływ na profesjonalizm lekarza po tylu latach nauki na uczelni medycznej. Oczywiście bezwzględnym warunkiem, musi być równe traktowanie studentów przez nauczycieli akademickich. Piszę to będąc jednoczenia na studiach stacjonarnych.

Anonimowy pisze...

Po przeczytaniu tego tekstu chciałabym odnieść się do fragmnetu dotyczącego dr Grzanki. Przed laty byłam jej studentką; spokój, wiedza, kultura, sumienność to były cechy Pani Doktor. A do tego rzadko spotykana skromność, my studenci nie czuliśmy się jak "petenci" (to się zdarza dość często, niestety), byliśmy raczej partnerami, którzy mogli pytać o wszystko nie obawiając się kpin i niestosownych żartów. Nie dziwię się, że tak wysoko cenił ją Profesor Rogala, kierownik kliniki.

Anonimowy pisze...

A ja sobie pozwolę zgodzić z opinią Pana Profesora.Owszem kolego Marcinie nie zawsze te osoby prezentują niski poziom,ale spotkałem wielu którzy nie znali po kilku latach studiów podstaw z ogólnej wiedzy medycznej jak np.działanie witaminy B6 itp.Przykre ale prawdziwe.Obecnie limity punktów i tak są zaniżone - nie ma trzeciego przedmiotu, który był swego rodzaju sitem i pozwolił na wybranie dobrych kandydatów.Bo nie łudźmy się - biologia i chemia na maturze nie należą do wybitnie trudnych przedmiotów.
Ale cóż,obecnie w Polsce mierzy się w dół a nie w górę i wkrtóce będzie widać efekty działań naszych władz.

Anonimowy pisze...

Niestety, takich nauczycieli jak dr Grzanka coraz mniej.

Anonimowy pisze...

Nadmiar studentów zaocznych (płacących za studia)w naszej uczelni może i poprawia jej budżet, chociaż tego nie widzimy, ale na pewno nie sprzyja to właściwemu kształceniu. Zmeczeni codziennymi zajęciami dydaktycznymi i innymi obowiazkami nauczyciele akademiccy niechętnie przychodzą na zajęcia w soboty i niedziele. Tak dzieje się na Wydziale Opieki Zdrowotnej. Wszystkie soboty i niedziele zajęte przez dydaktykę na studiach zaocznych, na dodatek bez dodatkowego wynagrodzenia za pracę w dni wolne to jest po prostu skandal. Dziekan V.Skrzypulec mówi , że taka jest specyfika wydziału, ale to nie jest prawda. Wcześniej osób studiujących zaocznie było znacznie mniej i to było właściwe. To obecne władze i działająca w ciemno na ich polecenie dziekan, bez żadnych analiz i dogłebnych wyliczeń, robi złą robotę temu wydziałowi. Nie mamy żadnej informacji, co dzieje się z zarobionymi przez wydział pieniędzmi. Braki (potężne) jak były tak są, a na najmniejsze zapotrzebowania czekać musimy miesiącami, a nawet dłużej. Pieniadze ze studentów ściągają duże, a my na podwyżki musimy czekać w nieskończoność. Uzgodnienia ze związkami idą opornie, ponieważ władze jak zwykle mają kłopoty ze sprawiedliwą oceną sytuacji płacowej pracowników. Niesprawiedliwość to wizytówka naszych władz. Dbają jedynie o siebie oraz swoich najbliższych. Wstyd. Najgorsze władze od chwili powstania uczelni. I najbardziej podłe.

Anonimowy pisze...

Jasne że nowa matura nie jest własciwym kryterium, ale dlaczego blokować dostęp do studiów osobom które bardzo chcą być na medycynie.
Sam chętnie zainwestowałbym te ponad 100 tys złoty bo wiem, ze mi się to w przyszłości zwróci no ale nie mam tyle pięniędzy na dzisiaj. Jak ktoś wie czego chce to nic go niepowstrzyma!
Byłem ostatnio na wydziale lekarskim i zdziwiło mnie że niebyło żadnej osoby, która była laureatem olimpiady ogólnopolskiej. Czyżby potencjalnie laureaci przestraszyli się opini o SUM na różnych forach :]

Anonimowy pisze...

Witam,
Jestem tegoroczną absolwentką Wydziału Lekarskiego w Zabrzu i ukończyłam studia w trybie niestacjonarnym. Po tych sześciu latach mogę z ręką na sumieniu powiedzieć,że nie ma reguły i nie można generalizować,że "Ci na płatnych" (bo tak się na nas mówiło)zaniżają poziom,zabierają miejsca dziennym itp. A to stanie pewnych osób z mojego roku pod tablicą z wynikami po pierwszym roku, kiedy większość moich kolegów próbowało ponownie zdawać na studia dzienne było wręcz żenujące. Zastanawia mnie, jak niektórym osobom z mojego roku udało się dostać na studia dzienne, ale nie mnie to osądzać, zwryfikuje to życie i nasza praca.

Anonimowy pisze...

Patrzmy na nasze podwórko. Podczas nieobecności p.rektor władzę de facto absolutną sprawuje p.Kuraszewska. Prorektorzy pochodzący przecież z wyboru pokornie się godzą aby nie mieć nic do powiedzenia. W mojej długoletniej praktyce zawodowej nie dane mi było spotkać tak aroganckiej i zakłamanej kobiety.Nie posiada wcale kultury osobistej i jak każdy tyran potrafi jedynie straszyć i zwalniać. Nigdy nie zrobiła nic konstruktywnego dla uczelni, a pozbawiając ją wielu cennych pracowników osłabiła znacząco wiele jednostek (np.Bibliotekę). Przestroga dla następnego rektora, ktokolwiek by nim nie został, aby nigdy nie obdarzył zaufaniem tej osoby, ponieważ od lat kompromituje naszą uczelnię i jest jej złym duchem.

Anonimowy pisze...

Działania na szkodę uczelni i jej pracowników przejawiają się wszędzie gdzie spojrzeć: opóźnianie należnych wypłat, nie realizowanie zamówień, co wstrzymuje badania, zabieranie dodatkowych wynagrodzeń i niezgodne z prawem zarządzenia w sprawie czasu pracy nauczycieli. Ale wszystko przebija fakt działania na szkodę uczelni dot. grantów naukowych, z których przecież uczelnia ma duże korzyści. Grant medyczny firmuje Politechnika i to ona bedzie beneficjentem sporej jego części. Z kolei nie podpisanie sporządzonego już grantu i mającego szansę na realizację, to hamowanie kariery naukowej pracownika. A z drugiej strony dużo mówi o konieczności rozwoju naukowego nauczycieli. Jedno kłóci się z drugim, a praktyka jaką stosuje p.rektor, przeczy jej teoretycznym wywodom. To są kłamstwa w jej wykonaniu.

Anonimowy pisze...

Nie znam badan statystycznych /jezeli takowe w ogole powstaly/ grupujace osiagniecia absolwentow studiow stacjonarnych i niestacjonarnych SUM badz innych uczelni. Nie zmienia to faktu, ze jest to wysoka niesprawiedliwosc spoleczna, ze by stac sie studentem prestizowych studiow wystarczy po prostu zaplacic. Lub bardziej wykrwawic sie z pieniadza. To jest pewnego rodzaju deprecjonowanie tych studiow. I nie tylko tych. Aby zostac studentem zaocznym prawa na pobliskim Uniwersytecie Slaskim mozna po prostu wplacic 2,000 pln za semestr. Nie jestem tym, ktory rzuca pierwszy kamieniem, to indywidualna sprawa kazdego. Jezeli ktos marzy o tych studiach, a ma nie rownac poziomu w dol - to dlaczego sie nie dostal na dzienne stacjonarne? To gonienie kola siedzac na okregu(...) Inna sprawa to fakt, ze nie wyobrazam sobie siegnac po nie swoje pieniadze (bo ponad 100tys rodzicow to przeciez nie moje) by spelniac wlasna zachcianke. Pisanie o tym, ze ,,mi sie to zwroci" jest zenujace. Jestem na studiach stacjonarnych. Stac byloby mnie na niestacjonarne. Nigdy bym tego nie zrobil. Po to jest wstepne sito by udowodnic swoja wartosc. Tak przynajmniej bylo jeszcze, gdy byla stara matura i egzamin wstepny, a nie obecna nowa matura ze wszystkimi jej konsekwencjami. Te opinie pojawiaja sie rowniez u asystentow na katedrach. A moze to tylko spaczony sentymentalizm z ich strony?

Anonimowy pisze...

Jest praktyką skandaliczną rozwój kształcenia w trybie niestacjonarnym (czyli płatnym) hord osób, które nie były sprostać maturze na żenującym poziomie, które będą wykonywać zawód zaufania publicznego.
Aby ukończenie studiów przez osoby tej kategorii stało się możliwe, konieczne jest tworzenie systemów daleko idących ułatwień (specjalizacja w tej dziedzinie - to Katowice - studenci beznadziejni to jest wasz przytułek, przybywajcie ty gremialnie!!!), naciski na wymagających asystentów, aby wymagającymi nie byli, zmuszanie kierowników katedr teoretycznych na pierwszym roku do publikowania pytań egzaminacyjnych przed 2 terminem w internecie i zaliczanie wszystkim w 2 terminie - wszyscy muszą zdać, boa na najgłupszych szczególnie nam zależy!!!, a także systemowe niszczenie niepokornych.
Pacjenci drżyjcie!!!

Anonimowy pisze...

Witam!

Według mnie wiele z tych wypowiedzi jest krzywdząca dla tych studentów którzy są na studiach niestacjonarnych...Ja sam studiuje na Zabrzańskim wydziale w trybie niestacjonarnym, do ostatniej osoby na liście stacjonarnej zabrakło mi 1 pkt... Czy uważacie ze jestem tak bardzo gorszy ?

Bez większych problemów otrzymałem promocje na 2 rok studiów, nie wszystkim sie to udało...

Prawdą jest ze lista konczy sie coraz niżej... ale nie wszystkich niestacjonarnych rodzice posłali na studia by przejąć rodzinny biznes... Moi pozwolili mi spełnić marzenie i nigdy im tego nie zapomne !

Anonimowy pisze...

a mi się nie podoba pana rozumowanie, bo lepszy jakikolwiek lekarz niż żaden lekarz! i dziwię się, że pan takie rzeczy wypisuje!

podyplomowe.wse.krakow.pl pisze...

Decydując się na studia medyczne trzeba poświęcić im sto procent czasu i energii. Dlatego też tryb stacjonarny wydaje mi się znacznie lepszym rozwiązaniem niż tryb zaoczny. W końcu lekarz powinien być wykształcony w sposób zapewniający bezbłędne diagnozy i skuteczną pomoc pacjentom z różnorodnymi schorzeniami.

kolekcjonerskie-hologramy.pl pisze...

Kierunki medyczne są zdecydowanie jednymi z najtrudniejszych. Trzeba poświęcić na nie dużo czasu i cierpliwości.