O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

wtorek, 20 października 2009

50 137

To jest liczba wejść od 15 lipca 2009, co daje liczbę 263 osób dziennie, dziękuję za zainteresowanie.
W ostatnim okresie najwięcej Czytelników śledziło dochody kanclerzy uczelni medycznych, ale wczorajsza liczba odwiedzających blog przekraczająca pół tysiąca pokazuje, że warto sięgnąć do informacji z przeszłości. Nie sposób zrozumieć teraźniejszości bez wiedzy dotyczącej najnowszej historii.

20 komentarze:

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze.
Na swoim blogu porusza Pan wiele ważnych spraw, choć w mojej ocenie dobór argumentów oraz prowadzonych dyskusji często jest jednostronny. Trudno, takie prawo autora i dyskutantów, dobrze jednak, że taka platforma dyskusji istnieje.
Na liście poruszanych przez Pana tematów dwa wyróżniają się w ostatnim czasie szczególnie, generalnie stan Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz działań podejmowanych przez SUM wobec SPSK nr 5 w Katowicach.
I do tych dwóch spraw chciałbym się odnieść.
To nie jest tak, że ocena funkcjonowania SUM wynika li tylko z działań podejmowanych przez obecną „władzę”, czyli przez Panią Rektor i Panią Kanclerz. W mojej ocenie, oskarżenia czy zarzuty, że wszystko, co złe wynika z działań podejmowanych przez te Panie. Na uczelni od dawna dzieje się źle, Nawet, jeśli Pani Rektor i Pani Kanclerz działają w złej woli, to jednak należy się zastanowić, kto dokonał takiego wyboru, komu tak naprawdę na rękę jest, aby te Panie dalej „trzymały władzę”? W moim przekonaniu istnieje środowisko lekarzy, profesorów, którym taki układ odpowiada, ponieważ pozwala dyskontować dotychczasowe osiągnięcia, czyli po prostu „robić kasę”. Przy okazji polecam artykuł w Gazecie Wyborczej (http://wyborcza.pl/1,102381,7158512,My__wspaniali_wykladowcy__w_naszych_superuczelniach.html) i chwilę refleksji na własną rolą w całym tym bałaganie.

I druga sprawa – SPSK nr 5, w mojej ocenie pokazująca nie tylko patologię panującą we władzach uczelni, ale również zachowania pracowników, którzy w oficjalnej propagandzie występują, jako obrońcy szpitala i zwolennicy „odnowy moralnej” na uczelni. Kilka dni temu odeszła ze szpitala ostatnia osoba z tzw. „dawnego kierownictwa”. Odeszła nie dlatego, że chciała tego Pani Rektor czy Pani Kanclerz, ale dlatego, że kiedy dała nam szansę na współpracę – odwróciliśmy się do niej plecami. I co gorsza, ten nasz upór nie doprowadził do niczego lepszego. Dzisiaj wielu z nas żałuje swojej postawy, choć w znacznej części żal ten wypływa wyłącznie z egoistycznych pobudek.
Dlatego właśnie powinniśmy się zastanowić, czy rzeczywiście metody stosowane przez obie strony konfliktu, władze uczelni i pracowników np. SPSK nr 5, tak bardzo się od siebie różnią? Czy rzeczywiście osoby nawołujące do zmian na uczelni, kierują się rzeczywiście interesem uczelni, czy wyłącznie własnym? Czy rzeczywiście stosują inne metody? Moim zdaniem nie, są takie same!

Pozdrawiam
Pracownik SPSK nr 5

Anonimowy pisze...

Polecam jeszcze ten artukuł:
http://wyborcza.pl/1,102381,7158825,Wyzsza_szkola_zachwytu.html

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze!
W nawiązaniu do komentarza powyżej-pragnę poinformować, że ja z zadowoleniem odnoszę się do faktu, że ta jak określono ostatnia osoba z dawnego kierownictwa odeszła już z SPSK 5!!!!!!!!!!! Piszę tak poniewąż ja nie sznuję osób, które manipulują (ostatnio słyszałam, że ta osoba próbowała również mieszać przy wyborach przewodniczącego jednego ze związków zawodowych, które to wybory odbędą się wkrótce w szpitalu, sugerując na kogo członkowie tego związku powinni zagłosować,a na kogo nie). Nie szanuję osóby, która do pracowników mówi, że w pełni popiera protest załogi, ale zapewne przed obliczem władz uczelni mówi zupełnie coś innego. To się chyba nazywa dwulicowość. Ciekawe czy pani rektor wiedziała o tym? Zawsze uważałam, że tylko ktoś kto donosi mógł przetrwać tylu dyrektorów w tej klinice, pewnie niektórzy uważają, że tylko tak można zaskarbić sobie łaski obecnych władz SUM. Dla mnie to zawsze będzie osoba, która jedną nogą codziennie stała w rektoracie, a drugą w SPSK 5!!!!! Choć jestem zwykłym pracownikiem szpitala na Ceglanej to zastanawiam się czy Pani dyrektor w szpiatalu, do którego ta osoba odchodzi, nie obawia się o swoje stanowisko? Powinna mieć oczy szeroko otwarte, by pewnego dnia nie stało się tak, że osoba z bliskiego otoczenia w białych rękawiczkach "wykopie pod nią dołek".

Anonimowy pisze...

No i co wynika z tych artykułów, studia to taka lepsza zawodówka i tyle. Nie oszukujmy się w każdym zawodzie poczynając od szewca po profesora są partacze, odwalacy wymagane minimum i wiruozi. Tego niestety nie da się zmienić bo taka jest człowiecza natura, wszystko zależy nas samych a nie od czynników zewnętrznych. Jeśli ktoś jest wirtuozem w swoim fachu to potrafi zainteresować swoich podopiecznych nawet prowadząc wykłady w knajpie za rogiem, natomiast partacz choćby miał technologiczne cudeńka i tak nikogo nic nie nauczy. Niestety w zawodach medycznych nie wszyscy kładą nacisk na cuś takiego jak odpowiedzialność za zdrowie i życie pacjenta bo jak prowadzić leczenie mając odgórny limit z NFZ na badania diagnostczne. Uprawiamy szarlatenerię czy pozorowane leczenie, jak z grona 1000 pacjentów wybrać tych których można skierować na specjalistyczne badania, gdy limit jest na 10?????
To system jest chory a nie my, pora skończyc z fikcją bezpłatnej służby zdrowia.
A co do pracowników SPSK 5, cóż ci ludzie milei zrobić? Mieli biernie czekać na wypowiedzenia? Oni bronili swoich miejsc pracy, w tej sytuacji niewielu stać na altruizm kiedy ma się rodzinę na utrzymanu. Wyszło jak wszyscy wiemy, żal tylko ludzi potraktowanych jak barachło od pani prof poczynając jej zastępcy i wszyskich zmuszonych do odejścia. Co do władz uczelni pozostaje niesmak w rozegraniu tej całej sytuacji, przecież dało się to wszysko załatwić innymi metodami.
Pozdrowienia dla wszystkich czytających.

Anonimowy pisze...

NO WLAŚNIE PRACOWNICY SPSKnr5POKAZUJĄ SWOJĄ KLASĘ.JA TYLKO CHCIAŁABYM SIĘ DOWIEDZIEC KOGO TAK ZNISZCZYŁA PANI DYREKTOR LESZCZYŃSKA BO Z TEGO CO WIEM TO Z KAŻDYM PROBLEMEM WSZYSCY SZLI WŁAŚNIE DO NIEJ.A JA RACZEJ BYM SIĘ NIE MARTWIŁA O DYR. LESZCZYSKĄ TYLKO O NAS PRACOWNIKACH BO Z TEGO CO WIEM TO SPECJALISTKĄ OD ,,BIAŁYCH RĘKAWICZEK,, TO JEST PANI PROFESOR W SOSNOWCU NIE JEDNA OSOBA MOGŁA SIE PRZEKONAĆ

Anonimowy pisze...

No cóż, jeden próbuje coś zrozumieć, drugi (a raczej trzeci)rzuca kamieniami. Widocznie taka rola, a może charakter. Jak masz tyle do powiedzenie, powiedz to wna odprawie, lub zebraniu załogi. Zobaczymy, czy przetrwasz?

Anonimowy pisze...

Do komentarza 3 - Czy nie jest tak, że osoby zaangażowane uczuciowo lub rodzinnie mają prawo odmówić zeznań? Może warto skorzystać z tego prawa, Pani doktor?

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze
W nawiązaniu do pierwszego komentarza - rzeczywiście w uczelni naszej od dłuższego czasu było źle - ale przecież obecne władze wygrały wybory pod płaszczykiem jej naprawy. Lecz zamiast ją naprawiać popsuły ją jeszcze gorzej, o wiele gorzej niż dług, który wygenerowali inni. Obecne władze uderzyły w ludzi, Bogu ducha winnych ludzi, zniszczyły stosunki międzyludzkie, podeptały godność i honor wielu osób, a także okazały się bardzo wymagające i okrutne wobec innych i jakże tolerancyjne wobec siebie.
Takiego łamania prawa w uczelni i bezkarności w jego łamaniu nie notowano nigdy wcześniej, a Ministerstwo interweniowało w sprawie niezgodnych z Ustawą uchwał Senatu, zmieniano też wielokrotnie zarządzenia rektora mijające się z przepisami prawa, na które się powoływano itp. I ostatnia sprawa do której chcę się ustosunkować - to Ceglana. Tam również w poważny sposób rozminięto się z obowiązującym prawem, a następnie zignorowano wiele dobrych rad zewnętrznych mediatorów w patologicznie pojętej autonomii uczelni. Natomiast metody jakimi grali pracownicy Szpitala Nr 5 były takie na jakie pozwalał i zasługiwał sobie przeciwnik. Tonący brzytwy się chwyta. Władze mogą wywalać ludzi, nie liczyć się z pracownikami, mijać się z prawdą i prawem, a pracownicy wg Ciebie muszą działać inaczej - lege artis. To czysta utopia i niestety nieskuteczna. Oczywiście nie rozpatrujemy sprawy w kategoriach moralnych.
Pozdrawiam - pracownik

Anonimowy pisze...

do komentarza nr 3. Z naszej kliniki odchodzą osoby z klasą - tak trudno to zauważyć? Odeszła Pani Dyrektor Puka, Główna Księgowa, teraz Pani Grażyna...Smutne, że taka prosta zależność jest niewidoczna dla autora tego komentarza. Owo "mieszanie" w wyborach na przewodniczącego jest (a raczej było) zwykłą troską, której trudno szukać np u Pana Marka Czekaja. On wykorzystał załogę, związki zawodowe do realizowania własnych interesów. Jakich? Proszę go o to spytać, bo z pewnością miał problem ze szczerością. Pięknie mówić - owszem potrafił - ale na tym koniec. To samotny strzelec a inni są mu niezbędni do uzyskiwania podpisów, sztucznego poparcia i całego tego cyrku.
To przygnębiające, że wciąż wielu nie stać na tą refleksję. Przegraliśmy właśnie przez Marka.Jego upór doprowadził do pożal się Boże ugody. To wygrana???
Sądzę, że przegraliśmy. Postawiliśmy na Marka w momencie, kiedy trzeba było powiedzieć mu NIE... Najgorsze jest to, że sama ślepo wierzyłam w tego człowieka do samego końca. Dopiero odejście Pani Grażyny uświadomiło mi, jak bardzo się wszyscy pomyliliśmy. To właśnie Marek jest (lub na szczęście BYŁ) głównym manipulatorem. Dostałam lekcję życia. Zostawiłam córkę na 2 dni, żeby głodować z tym...
Na szczęście mam to już za sobą.

Anonimowy pisze...

dot. komentarza 3
Szanowna Pani Doktor!!!
Sugeruje Pani, że ktoś(P. Grażyna L.) usiłowała mieszać przy wyborach na przewodniczącego... Jestem zażenowana brakiem elementarnej wiedzy związkowej. Może minęła się Pani z funcją? Otóż - wybory na przewodniczącego związku zawodowego odbywają się w drodze całkowicie legalnych i formalnie poprawnych wyborów, najczęściej po czujnym okiem Zarządu Regionu, który sprawuje nadzór nad merytoryczną poprawnością całej procedury. Nie ma mowy o fabrykowaniu wyników czy zmuszaniu kogoś do głosowania na określoną osobę. Może takie właśnie metody funkcjoniownia związku zna Pani z własnego podwórka?

Anonimowy pisze...

W odpowiedzi na komentarz nr 1 - ciekawe, że z czasem pamięta się te dobre chwile, a szybko zapomina o złych. Ja nie zapomniałam, jak podczas głodówki w "białym miasteczku" ta "idealna" osoba z "dawnego kierownictwa" zmanipulowała przewodniczących związków zawodowych i sporządziła "notatkę do szuflady",która natychmiast wylądowała na biurku w Rektoracie - ludzie dajcie spokój!!! Nie ma czego żałować - sprzedałaby nas jeszcze ze sto razy. A jeśli to ambicja, a nie pobódki osobiste kazały jej odejść - to za późno! Trzeba było nie przyjmować posady dyrektora, stawiając się "z góry" w opozycji do załogi...

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, bardzo mi miło gdy ktoś zwraca się do mnie pani dotor, ale ja niestety nie skonczyłam SUM-dziś wobec tej całej sytuacji myślę sobie nawet, że na szczęście!!! Ja też głodowałam w białym miasteczku i wiem, że było warto. Zastanawiam się kto pisze te pochwalne peany na cześć byłej pani dyrektor. Ja w pamięci mam jej próby odwodzenia pracowników od protestu-granie na uczuciach i przypominanie kto jej co zawdzięcza. Tylko ktoś kto mierzy ludzi własną miarą mógłby dopatrzeć się w działaniu pana doktora Czekaja własnych interesów-a tak przy okazji jakoś nadal nie widać korzyści, które rzekomo chciał osiągnąć. Przypomnę, że w protest zaangażowane były również zarządy regionów związków zawodowych- czy Pan Doktor Marek też ich omamił ??!!! A ta "pożal się Boże ugoda"- była jedynym, co można było uzyskać. A jeśli ktoś myśli inaczej to dlaczego nie miał odwagi wówczas wyjść przed szereg i przedstawić lepsze rozwiązanie. To smutne co się z nami stało. Może nie jest za późno i ci, co mają monopol na wiedzę spróbują teraz zawalczyć. Ja jednak myślę, że dla ludzi, którzy co miesiąc zmieniają zdanie nie warto nic robić.

Anonimowy pisze...

My też się cieszymy, jest przynajmniej nadzieja, że głupota nie jest chorobą zarezerwowaną dla pracowników i absolwentów SUM

Anonimowy pisze...

No..., jeśli jedna kobieta potrafiła zamieszać całymi związkami zawodowymi, to te związki są rzeczywiście silne......., taki wasz lokalny agent Tomasz.
Jesteś Pani śmieszna w tej swojej nowej wierze w prawie lidera. No właśnie - prawie robi wielką różnicę!

Anonimowy pisze...

Do autora komentarza chyba 9 z godz 18:16. Po co mam pytać pana doktora Czekaja jakimi interesami się kierował skoro tu na blogu mamy osobę widać świetnie poinformowaną, która "z pewnością szczerze" nas w tej kwesti uświadomi. No śmiało proszę napisać- osoba, która jak wnioskuję "przejrzała na oczy" chyba nie będzia miała z tym problemu, a zwłaszcza ze szczerością. Z niecierpliwością czekam na odpowiedź od tej dobrze poinformowanej, głodującej kiedyś matki.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Faktycznie-jakoś trudno zauważyć- to do autora tego komentarza o osobach z klasą. W jednym zdaniu te trzy nazwiska- jakoś się to kłóci. Księgowej nie znam, Pani Dyrektor Puka bez wątpienia miała klasę, potwierdziła to odchodząc ze szpitala, to było bardzo wymowne, a wtedy na jej stołek wskoczył KTO???? Ta zależność rzeczywiście jest prosta.

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze.
Powrócił temat Ceglanej i powróciły emocje ziązane z protestem.Po raz kolejny zawrzało!
Przeczytanie powyższych komentarzy skłoniło mnie do napisania do Pana Profesora i czytelników bloga o własnych refleksjach.Koniec maja na Ceglanej był czasem wyboru - stanąć na czele? działać oficjalnie? działać "w podziemiu" asekuracyjnie? być z protestującymi duchem i ciałem, czy tylko duchem? być w opozycji? Każdy z nas dokonał wyboru i zajął pozycję zgodnie z własnym sumieniem i charakterem. Rozpoczęła się "walka", której przebieg państwo znacie z mediów i tutejszego blogu.Priorytetem tego protestu miało być utrzymanie statusu naszej Kliniki na ówczesnym bardzo dobrym poziomie. Miło było patrzeć jak wszystkie grupy zawodowe się zjednoczyły. I co z tego, że władze Uniwersytetu z nas kpiły, szykanowały, nazywały "oszołomami" z Ceglanej? Mieliśmy przekonanie, że postępujemy słusznie, że mamy prawo walczyć o nasze miejsce pracy i jego kondycję. Dostaliśmy zimny prysznic, a może trafniej - wodospad, który jak widać z komentarzy, zatopił naszą jedność, podzielił załogę. Wydarzenia na Ceglanej mają dwa zasadnicze aspekty:
1. lokalny - nasz.Jedni oceniają, że zostało zrobione coś "wielkiego", inni, że ponieśliśmy sromotną klęskę. Protest zakończył się podpisaniem porozumienia, którego nie respektuje dyrekcja i zwolnieniem Marka Czekaja. Czy można było więcej i lepiej? Trudne pytanie. Można było nie podpisywac porozumienia i eskalować protest, ale czy to zmieniłoby sytuację - decyzaja o przeniesieniu Klinik z Zabrza była już wydana. Być może poleciałyby następne "głowy". Czy można było osiągnąć więcej w sytuacji, gdy poparcia nie okazały nam władze lokalne, prominentni politycy ugrupowania rządzącego i opozycji, Ministerstwo Zdrowia, dostojnicy naszego Unwersytetu? Jednym byliśmy obojętni, innym wręcz niewygodni. Idąc w wielu kierunkach odbiliśmy się od wysokiego muru... Z wielkim smutkiem obserwuję to, co dzieje się teraz na Ceglanej i na blogu Pana Profesora. W mojej ocenie protest był początkiem, kulminacja dopiero nadejdzie. Przed nami wiele trudnych chwil - utrata prestiżu,redukcja zatrudnienie i płac. Tu potrzeba dopiero jedności załogi, wspiercia i współpracy. Czy można na to liczyć ? Nasz Pan Dyrektor, który jest także czytelnikiem naszych komentarzy pewnie zaciera ręce widząc jak się opluwamy. Apeluję do koleżanek i kolegów o wstrzemięźliwość !!!
Każdy z nas odegrał jakąś rolę w tym proteście, poświęcił swój prywatny czas, denerwował się i przeżywał tamte wydarzenia.
Uszanujmy to! Rola lidera jest trudna i nie oceniajmy zbyt pochopnie, bo może potrzeba nam będzie nowych liderów. Może jest wsród nas ktoś, kto ma chęć konstruktywnego działania, charakter i to "coś", a czytając te komentarze pozostanie w cieniu.
Nadal jesteśmy jedną załogą. Mamy prawo do walnych zebrań, do rozmów. Wyciągnijmy wnioski, zwierajmy szeregi, bo ciężkie czasy dopiero nadchodzą! Klinika, jako struktura, była, jest i będzie, ale o jej jakości świadczą ludzie, którzy w niej pracują i o tym pamiętajmy!
2.globalny - uniwersytecki. Coś drgnęło wśród pracowników innych szpitali klinicznych. Ludzie otwierają usta, zaczynają dyskutować, "podnosić głowy". Może sprawa Ceglanej jest już przesądzona, ale istnieje cień szansy, że inni nie będa musieli "koczować" w namiotach by uzyskać prawo głosu. Wydarzenia na Ceglanej pozostawiły "smrodek" w Ministerstwie Zdrowia - czy pani minister będzie się przyglądać naszym szpitalom klinicznym? Czy ukazujące się regularnie artykuły o naszym Uniwesytecie będą mobilizacją do poprawy sytuacji?
Rozważający "protestant"

Anonimowy pisze...

Panie doktorze Adamie-chyba już pora zacząć się pakować,a nie tracić czas na pisanie komentarzy na blogu. Zamiast "opluwać" pana doktora Marka- powinien pan pomyśleć o tym jak godnie odejść ze szpitala, chociaż słowo godność w kontekście pana osoby nie jest akurat najtrafniejsze. Komentarze piszećie razem z panią Grażyną-czy tylko się w tej sprawie konsultujecie?

Anonimowy pisze...

Czy odchodzący ordynator anestezjologii na Ceglanej też ma zamiar zorganizować swoje pożegnanie z załogą? W końcu ordynator z prawdziwego konkursu. A może raczej nie spodziewa się gości? Ciekawe ilu na przykład anestezjologów żegnałoby pana ordynatora? ZERO?

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze! I na takiej zawiści, nienawiści i osobistych urazach chce Pan oprzeć odnowę moralną uczelni?!
Za chwilę zaczną palić czarownice i gonić czarne koty po ulicach.
Takich partnerów to nie miał nawet Kaczyński w koalicji z Samoobronną i LPR.