środa, 22 kwietnia 2009

Społeczeństwo obywatelskie w uniwersytecie

Od lat sporo uwagi poświęca się w dyskusjach publicznych tzw. społeczeństwu obywatelskiemu. Od 1989 roku minęło 20 lat i jest to wystarczająco długi czas, jak na ewolucje zjawisk społecznych by się zastanowić czy w Polsce rzeczywiście dokonała się zmiana jakościowa. Dla mnie pojęcie „społeczeństwo obywatelskie” to społeczeństwo świadome swych praw dotyczących życia publicznego, aktywne na różnych płaszczyznach, bacznie obserwujące osoby sprawujące władzę, uczestniczące w wyborach do władz i samorządu lokalnego. To bardzo ogólne i niezwykle trudne do obiektywnej oceny aspekty. Do napisania paru zdań skłoniła mnie rozmowa, jaką niedawno odbyłem z pewną absolwentką naszej uczelni. Można by sądzić, że młode pokolenie, nie obarczone balastem półwiecza trwania „najlepszego z systemów” powinno aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym. Podam kilka przykładów z tej rozmowy; pewnego razu zajęcia były fatalnie zorganizowane i grupa opisała całą sytuację, udała się do Dziekana, ale nic nie wskórała, wręcz przeciwnie, została zlekceważona. Gdy podobna sytuacja zdarzyła się jakiś czas później nie było chęci dochodzenia swoich praw bo i po co, szkoda zachodu. Kiedy indziej grupa dziekańska została tak fatalnie potraktowana przez asystenta, że w całości podpisała się pod listem do Dziekana. Pismo złożyli do szefa katedry, leży tam do dziś…

Te przykłady pokazują, że studenci wcale nie stanowią awangardy społeczeństwa, nie są aktywni, nie uczestniczą w kształtowaniu życia uniwersytetu w takim stopniu, jak powinni. Czy oznacza to iż nie obchodzi ich, jak wyglądają studia? Nie sądzę, większość zdaje sobie sprawę, że jakość nauczania znacząco wpłynie na ich losy zawodowe, ale zasady panujące w naszej uczelni nie sprzyjają aktywnym, pytającym, niepokornym. Młodzieńcze ideały szybko ustępują pragmatyzmowi, „ticho budiesz, dalsze budiesz”. Studenci patrzą na nas, pracowników uczelni, słuchają naszych dyskusji na posiedzeniach Rad Wydziału, Senatu. I, poza sporadycznymi przypadkami, milczą. Czyżby nie mieli własnych poglądów i pomysłów? Dlaczego się nie odzywają?

W moim przekonaniu jakość dyskusji w SUM nie sprzyja otwartym postawom. Skoro Dziekan może bez skrupułów „ustawiać” profesora w czasie posiedzenia Rady Wydziału, jak możemy oczekiwać by student odważył się wygłosić jakiś niepopularny sąd. Studenci tak się angażują i takimi będą dla nas partnerami, jak my ich traktujemy. To my, pracownicy uczelni pokazujemy im drogę, nasze postawy i zachowania modyfikują postawy studentów. Z jednej strony mówimy o kluczowym znaczeniu dydaktyki, a z drugiej strony wprowadzamy pozorowane działania naprawcze w postaci ankietowania, które w zasadzie nie jest prowadzone. Gdy studenci na posiedzeniu Senatu w czasie dyskusji na temat dydaktyki słyszą z ust Dziekana, że „przykręcimy” im śrubę to po co się odzywać?

Te smutne przykłady nie dotyczą tylko uczelni, studenci kończą naukę i w życiu nadal będą bierni, ostrożni, skupieni na swym własnym życiu. Taki model „społeczeństwa obywatelskiego” obywateli zamkniętych w swych domach, podczas gdy świat wokół idzie szybko naprzód dzięki publicznej aktywności swych obywateli. A za takie spaczone ukształtowanie życia społecznego zapłacimy w przyszłości wszyscy, pociąg cywilizacji jedzie szybko naprzód i nie będzie czekał na maruderów…

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze,Kolego Piotrze

Przepraszam za powtórzenie, ale pomyliłem posty niestety, chciałem podpisać się pod tym aktualnym, ponieważ bardzo poruszył mnie ten wpis i wlał nieco nadziei do głowy.

Może czas zacząć pisać twardo i o faktach? Zmienić mydlenie oczu i zastraszanie którym jesteśmy sprowadzani do parteru i zacząć pisać jak to wygląda naprawdę? O tym co dzieje się w Zabrzu? O fikcyjnych zajęciach (zmiana miejsca odbywania przedmiotu Medycyna Nuklearna z jednego z najlepszych ośrodków w Polsce na slajdy na Rokitnicy) , ćwiczenie cierpliowści studentów przy pomocy nonsensownych fakultetów zabierajacych czas i kilometry, kompletny bałagan administracyjny i fatalna, totalnie nieprzyjazna studentowi atmosfera w dziekanacie (kto próbował załatwić formalności związane z zagranicznymi praktykami ten wie)...przykładów mogę mnożyć-do woli. Proszę wyrazić tylko chęć, zapełnię pół bloga-gwarantuję!

Skąd więc ta bierność, skoro wydaje się, że masa krytyczna fatalnych zjawisk została już osiągnięta? Przytoczę słowa Pana Profesora, które były impulsem do tego wpisu dla mnie:


"W moim przekonaniu jakość dyskusji w SUM nie sprzyja otwartym postawom. Skoro Dziekan może bez skrupułów „ustawiać” profesora w czasie posiedzenia Rady Wydziału, jak możemy oczekiwać by student odważył się wygłosić jakiś niepopularny sąd. Studenci tak się angażują i takimi będą dla nas partnerami, jak my ich traktujemy. To my, pracownicy uczelni pokazujemy im drogę, nasze postawy i zachowania modyfikują postawy studentów. Z jednej strony mówimy o kluczowym znaczeniu dydaktyki, a z drugiej strony wprowadzamy pozorowane działania naprawcze w postaci ankietowania, które w zasadzie nie jest prowadzone. Gdy studenci na posiedzeniu Senatu w czasie dyskusji na temat dydaktyki słyszą z ust Dziekana, że „przykręcimy” im śrubę to po co się odzywać?"

Powiedzmy to wprost: recepta naszych władz na wszelkie pytania, bunt i przejawy energii "odstudenckiej" jest bardzo prosta.
Ignorować lub "przykręcać śrubę". Działa znakomicie. Szeregi biernych powiększają się, w Polskę idzie zaś wieść: "W Zabrzu jak to w Zabrzu-nudno,brudno,szaro,zajęcia bez sensu. Ale przynajmniej masz pewność, że jakoś skończysz. I dyplom lekarza do domu przyniesiesz, inwestycja (w naukę?) się zwróci."
Degeneracja trwa. Wystarczy porozmawiać z pierwszoroczniakami i zapytać o ich pobudki w momencie wyboru uczelni. Bynajmniej w przypadku Zabrza nie jest to prestiż ni chęć rozwoju...

Pozdrawiam,
Student V Zabrze