poniedziałek, 4 lutego 2013

W życiu ważne są różne wartości i ich wymienienie stworzyłoby długą listę. Osobna kwestia to hierarchia ich znaczenia; tu z pewnością jest miejsce dla różnych punktów widzenia. Niezależnie od uznawanej hierarchii można zaryzykować tezę, że bez istnienia pojęcia „wartość” życie człowieka nie może istnieć. Pojęcie wartości ewoluowało wraz z rozwojem cywilizacji; inne sprawy były istotne dla człowieka pierwotnego, inne wartości kierują naszym życiem dzisiaj. Wydaje się jednak, że pewne zachowania ludzkie nie uległy zmianie mimo postępu cywilizacyjnego i są niezależne także od innych czynników np. religii czy obowiązującej obyczajowości. Do takich pojęć należy pojęcie „zaufanie”. Zaufanie może mieć wymiar czysto osobisty (tym obszarem nie będę się zajmował) i ogólniejszy.

Zajmę się dziś znaczeniem zaufania w życiu społecznym.

Możemy ufać lub nie ufać szefowi w pracy, urzędnikowi na poczcie lub w innym urzędzie państwowym, sołtysowi, burmistrzowi, prezydentowi miasta. Takie ujęcie ogranicza znaczenie tego pojęcia do konkretnej osoby, z którą się stykamy lub której działalność obserwujemy z dystansu. Ale istnieje także szerszy aspekt znaczenia zaufania, gdy odnosimy je do grup osób np. dziennikarzy, polityków, samorządowców czy lekarzy.
Po co jest nam potrzebne zaufanie?

Jestem przekonany, że bez zaufania trudno budować jakiekolwiek zdrowe relacje między ludźmi; jeśli nie ufamy swemu przełożonemu raczej nie będziemy solidnie pracować, trudno nam będzie załatwić w urzędzie najprostszą sprawę, gdy uznamy, że urzędnik chce nas oszukać lub zmanipulować. Brak zaufania wyklucza lub co najmniej utrudnia porozumienie między ludźmi. Wiara w dobrą wolę drugiego człowieka jest niezbędna każdemu z nas, a ciągła podejrzliwość może łatwo przerodzić się w obsesję. Te przykłady odnoszą się do spersonifikowanego aspektu zaufania, ale chciałbym zająć się przede wszystkim roli zaufania w życiu społecznym w odniesieniu do grup osób, reprezentujących np. pewne zawody. Przykładem totalnego braku zaufania jest pogląd, że „prasa kłamie”, a dziennikarze to tylko tuba wyrażająca poglądy grup nacisku czy biznesu. Gdy słyszymy, że adwokaci to „skorumpowana, przekupna grupa cynicznych graczy” wykorzystujących ludzi w trudnej sytuacji życiowej oznacza to, że nie mamy w danym momencie na myśli konkretnej osoby, ale nie ufamy ogółowi palestry. Analogiczne poglądy zdarza się słyszeć w odniesieniu do polityków, samorządowców, działaczy sportowych.

Dlaczego mamy do czynienia z tak głęboką erozją pojęcia „zaufanie”? Czy dziś ewolucja życia społecznego poszła w takim kierunku, że tradycyjne wartości, jak uczciwość, solidność, fachowość, rzetelność zostały wyparte przez ich anty-pojęcia i nikomu nie można ufać? Gdyby tak istotnie było zrozumiałe są działania obronne ukierunkowane na ochronę nas wobec nieuczciwych, niegodnych zaufania partnerów.

Ale w grę wchodzi także inny scenariusz skutecznie niweczący zaufanie w wymiarze społecznym. Można postawić tezę, że pewne sposoby pokazywania zjawisk z otaczającego nas świata mogą w długiej perspektywie czasowej skutecznie modyfikować nasze wcześniejsze wyobrażenia. Gdy jesteśmy na co dzień bombardowani informacjami o ludzkiej nieuczciwości, chciwości, a do grona bohaterów (zwanych często celebrytami) współczesnego świata urastają różnego autoramentu kreatury i cwaniacy to mimowolnie naszym odruchem wobec świata otaczającego jest nieufność i rezerwa. Dobre uczynki to nie jest news, gdy przysłowiowy kowal zabije drwala lub matka porzuci swe dziecko albo przekupny policjant zostanie złapany na gorącym uczynku to te informacje trafiają na czołówki gazet i są wymieniane na początku każdej audycji informacyjnej. Takim przykładem szkodliwego działania jest żałosny serial o Madzi i jej wyrodnej matce. Powtarzany setki, tysiące razy news musi wywołać negatywne, mimowolne reakcje. Stare metody manipulacji społecznej nakazują by powtarzać pewne zdania tak długo, aż tak głęboko zapadną w świadomość społeczną, że zaczną żyć własnym życiem. Pamiętają Państwo jak za czasów komuny skutecznie obrażano osoby prowadzące prywatną działalność gospodarczą? To byli badylarze, prywaciarze, epigoni kapitalizmu, chciwcy wykorzystujący uczciwych, prostych ludzi. Zbudowano ich trwały społecznie, jednoznacznie negatywny wizerunek. Do dziś słychać echa tych metod socjotechnicznych; osoby, które uzyskały sukces w działalności biznesowej są dość powszechnie oceniane co najmniej podejrzliwie. Z założenia uważamy, że ich sukces musi być pochodną nieczystych kroków, nie wierzymy zbytnio w czystość i uczciwość ich działań.

Inną przyczyną wpływającą na ograniczenie zaufania to niestabilność przepisów prawa. Takim przykładem z obszaru naszego działania są ciągle zmieniające się zasady kontraktowania usług medycznych z NFZ. Znam wiele przykładów NZOZ-ów czy szpitali, które nakładem poważnych środków przystosowały się do wymagań płatnika, po czym albo wcale nie uzyskały kontraktu lub też w kolejnym konkursie bez podania przyczyn umowa nie została przedłużona. To podważa zaufanie do instytucji zaufania publicznego, nie mówiąc o groźbie bankructwa. Z rozmów z kolegami pracującymi w Norwegii wiem, że tam gdy norweski odpowiednik polskiego NFZ-u planuje znaczącą zmianę warunków umowy z podmiotem świadczącym usługi medyczne musi na 5 lat wcześniej o tym zamiarze poinformować. Oczywiście, każda relacja ma dwie strony, instytucja płacąca za usługi wymaga solidności i uczciwości.

Mnie z oczywistych względów najbardziej interesuje kwestia zaufania wobec lekarzy. Ta grupa zawodowa z racji ciążącego na niej obowiązku troski o ludzkie życie i zdrowie pełni w społeczeństwie doniosłą rolę. Pacjent styka się z konkretnym przedstawicielem naszego zawodu i na tej podstawie wyrabia sobie własne poglądy. Każdy z nas współtworzy w codziennej pracy nasz wspólny wizerunek. Niestety, obserwowane zjawiska społeczne skutecznie niweczą wysiłek wielu osób rzetelnie wypełniających obowiązki. Takim przykładem skutecznego podważenia zaufania do zawodu lekarza jest niechęć pacjentów do uczestniczenia w badaniach klinicznych. Od dobrych paru lat prasa sporo uwagi poświęca problematyce badań klinicznych eksponując tylko ich ciemne strony. Dziennikarze prawie zupełnie pomijają fakt, iż bez badań klinicznych postęp medycyny został by zatrzymany i nowe leki nigdy by nie powstały. Ważny jest tylko efekt bieżącego artykułu i sprzedaż danego tytułu prasowego. Kogo to obchodzi, że w ten sposób podcina się gałąź, na której siedzimy, a nowy lek może uratować życia także temu nieodpowiedzialnemu dziennikarzowi. Nie twierdzę, że nie zdarzają się nadużycia i przekręty, ale to nie jest przecież powszechna praktyka, a trudno uogólniać, że firmy farmaceutyczne i badacze to z założenia grupa oszustów. Efekt tych działań jest taki, że coraz trudniej jest prowadzić badania kliniczne bo potencjalni pacjenci nam po prostu nie ufają.

Erozja zaufania osiągnęła niebezpieczny społecznie pułap, godzący w wiele różnych ważnych obszarów.

Jak odwrócić ten trend? Na to pytanie nie ma jednej, prostej odpowiedzi. Obawiam się, że tradycyjne wartości wyznaczające kierunki życia społecznego zostały tak poważnie podważone, że odwrócenie biegu spraw będzie bardzo trudne. Niemniej, każdy z nas może swoimi codziennymi działaniami współtworzyć atmosferę społecznego zaufania. Nasza rola, lekarzy jest w tym zakresie bardzo istotna.

21 komentarze:

Portier pisze...

Smutnym nomen omen komentarzem do tego tekstu jest... brak komentarzy. Nie chciałbym nikogo urazić, ale pewien jestem, że gdyby napisał Pan o jakiejś uczelnianej albo okołouczelnianej aferze, kumoterstwie, pieniądzach lub czymkolwiek podobnym wpisów byłoby mnóstwo. A tutaj mamy tekst mądry i głęboki, który my czytelnicy swoim milczeniem sprowadzamy do pogadanki przy kominku...

Wstydźmy się.

Swoją drogą od dawna uważam, że powinien Pan wejść do polityki. Takich ludzi z takimi zasadami bardzo w niej brakuje.

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, jak tu komuś ufać, jeśli wokół dzieją się rzeczy przekraczające granice nawet skrajnej nieprzyzwoitości. Na wczorajszej RW w Katowicach kierownikiem Katedry i Kliniki Neurologii został po raz kolejny prof. Opala. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że to profesorski emeryt (skończył już 70 lat) i w dodatku wielki bojownik o sprawiedliwość i prawość z lat 80-tych. To jak to w końcu jest ? Obowiązuje wiek emerytalny, czy znowu jest to tylko granica tylko dla przeciętnych ? Wstyd ! Wstyd ! Wstyd ! A, i granda !

Anonimowy pisze...

Panie profesorze jest Pan idealnym kandydatem na ministra zdrowia w rządzie prof. Glińskiego !

Anonimowy pisze...

Wczoraj na RWL w Katowicach dokonał się pewien precedens, który może skutkować trudnymi do przewidzenia skutkami. Otóż na kierownika kliniki neurologii został wybrany prof. OPALA. Świetny lekarz i naukowiec, ale też i emeryt (skończył 70 lat). Kochani Dziekani Reformatorzy ! TO TAK WYGLĄDA TO NOWE ? Jeśli "nasz", to co tam emerytura. My możemy teraz wszystko. A swoją drogą, to wstyd Panie Profesorze tak być przyspawanym do stołka. Pora odejść, aby ocalić mocno nadszarpnięte dobre imię. Wstyd ! I o jakim zaufaniu my mówimy ?

Anonimowy pisze...

Wczoraj na RW Lekarskiego w Katowicach dokonał się pewien precedens o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Otóż kierownikiem Katery i Kliniki Neurologii został po raz kolejny prof. Grzegorz Opala. Świetny lekarz i naukowiec, ale też i emeryt (ukończył 70 lat). Panowie Dziekani Reformatorzy, to tak ma wyglądać to nowe ? Jak "nasz", to może być nawet w wieku emerytalnym. Wstyd "Korpusie" !!! Tego za waszych poprzedników nie było. A swoją drogą profesorze Opala-czas ustąpić miejsca młodszym i odspawać się od tego stołka oraz ratować mocno nadszarpnięte pana dobre imię. Gdzie głoszone przez pana hasła przestrzegania litery prawa i dobrego obyczaju. Panie Profesorze Pluskiewicz - proszę zamieścić ten komentarz właśnie w imię budowania zaufania i przestrzegania prawa. Źle się dzieje nadal w państwie bożym. A właściwie gorzej, bo jest jeszcze gorzej. Takich numerów kiedyś nie było. I gdzie te hasła Reformatorów o potrzebie powrotu do przestrzegania reguł praworządności oraz walki z kumoterstwem ?

Anonimowy pisze...

Pragnę wyjaśnić poprzedniemu komentatorowi, że wielu z nas znacznie mniej interesuje wielka polityka, bo nie zdołamy jej poprawić. Zaczynać musimy od siebie, a na własnym poletku jest bardzo dużo do zrobienia. Na uczelni od wielu lat dzieje się żle. W szkolnictwie wyższym, medycznym również. Dlatego te właśnie zagadnienia i problemy są nam najbliższe. O nich chcemy dyskutować i tu pragniemy zmian oraz napraw rzeczowych, personalnych, mentalnych etc.

Anonimowy pisze...

Trudno cokolwiek dodać do tak ciekawego artykułu. Sama prawda. Cwaniactwo górą. Na szczęście są wśród nas ludzie uczciwi, ale o nich się głośno nie mówi bo "normalność" nie jest dziś w cenie. Może kiedyś nasze społeczeństwo dorośnie do "bycia wolnymi" i nie pozwoli sobą manipulować.

Anonimowy pisze...

Ile w tych wcześniejszych wypowiedziach zawiści, ile emocji? Kto z Was zna okoliczności tej sprawy, kto tak odważnie osądza bez całości wiedzy? Komu zależy, aby wydział katowicki WLK stracił autorytet? Komu przeszkadza wybitny lekarz, naukowiec (przynoszący corocznie SUM wysoką punktację IF), osoba, która potrafi przedstawić honorowo swoje przekonania, który dyskutuje otwarcie z władzami uczelni na scenie rady wydziału?
Rozumiem, że Te osoby, które inaczej postrzegają świat i wyznają inne zasady, takiego przeciwnika i wielkiego człowieka zwyczajnie się boją i walczą aby jak najszybciej się go pozbyć.

Proszę sobie przypomnieć jakie w ostatnich latach Prof. G.Opala otrzymuje ”kopniaki” od władzy za swoją postawę, z której my-społeczeństwo akademickie, winniśmy być dumni (jedna z nich została poparta głośnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, na jesieni2012).

Od kilku miesięcy klinika neurologii WLK jest bez kierownika. Osoba, która miała najwyższe predyspozycje do przejęcia szkoły Prof G. Opali niespodziewanie zmieniła plany życiowe.
Teraz to WLK, to SUM pilnie potrzebuje dobrego kierownictwa kliniki, przekazania jej wspaniałej działalności naukowo-badawczej, dorobku naukowego i doświadczenia.
Proszę również uwzględnić fakt, że do rozpisanego, ogólnopolskiego konkursu nikt się nie zgłosił poza prof. G. Opalą.
W tej niespodziewanej i wyjątkowej sytuacji prof. G. Opala podejmuje trud i odpowiedzialność za WLK, za SUM. Podkreślić należy, że już się toczą z jego inicjatywy i pomocy habilitacyjne procedury kolejnych, godnych następców. Tylko trzeba poczekać jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy do ich zakończenia.

A tak sobie myślę, Koleżanko lub Kolego czy wiesz, ze pewnego dnia i Ty będziesz miał 70 lat i też ktoś może powie, ze jesteś już stary więc…spieprzaj. Nic innego nie będzie się liczyło, tylko Twój kalendarzowy wiek. Jak będziesz się wtedy czuł? Ku przypomnieniu, Rady Starszych w wielu, znamienitych społeczeństwach mają wielkie znaczenie i rangę. Są często ich sumieniem i zawsze otwarcie wydają swoje opinie. Dlaczego?, proste, bo mają ogromne doświadczenie, rozwagę i już się nie boją!

Powinniśmy być dumni z członków rady wydziału WLK, którzy na ostatniej radzie przed głosowaniem na kierownika kliniki neurologii, po żenującym zapytaniu Rektor Joanny Lewin-Kowalik skierowanym do Prof. G. Opali o jego wiek i jego krótkiej eleganckiej odpowiedzi ” mam 70lat, o czym Pani Rektor doskonale wie” mocno zagłosowali za przyjęciem wyniku konkursu, za kandydaturą prof. G. Opali na stanowisko kierownika kliniki.
W ten sposób, WLK, SUM, społeczeństwo akademickie, podziękowało w dobrym stylu prof. G. Opali za tą decyzję.

Anonimowy pisze...

Ile w tych wcześniejszych wypowiedziach zawiści, ile emocji? Kto z Was zna okoliczności tej sprawy, kto tak odważnie osądza bez całości wiedzy? Komu zależy, aby wydział katowicki WLK stracił autorytet? Komu przeszkadza wybitny lekarz, naukowiec (przynoszący corocznie SUM wysoką punktację IF), osoba, która potrafi przedstawić honorowo swoje przekonania, który dyskutuje otwarcie z władzami uczelni na scenie rady wydziału?
Rozumiem, że Te osoby, które inaczej postrzegają świat i wyznają inne zasady, takiego przeciwnika i wielkiego człowieka zwyczajnie się boją i walczą aby jak najszybciej się go pozbyć.

Proszę sobie przypomnieć jakie w ostatnich latach Prof. G.Opala otrzymuje ”kopniaki” od władzy za swoją postawę, z której my-społeczeństwo akademickie, winniśmy być dumni (jedna z nich została poparta głośnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, na jesieni2012).

Od kilku miesięcy klinika neurologii WLK jest bez kierownika. Osoba, która miała najwyższe predyspozycje do przejęcia szkoły Prof G. Opali niespodziewanie zmieniła plany życiowe.
Teraz to WLK, to SUM pilnie potrzebuje dobrego kierownictwa kliniki, przekazania jej wspaniałej działalności naukowo-badawczej, dorobku naukowego i doświadczenia.
Proszę również uwzględnić fakt, że do rozpisanego, ogólnopolskiego konkursu nikt się nie zgłosił poza prof. G. Opalą.
W tej niespodziewanej i wyjątkowej sytuacji prof. G. Opala podejmuje trud i odpowiedzialność za WLK, za SUM. Podkreślić należy, że już się toczą z jego inicjatywy i pomocy habilitacyjne procedury kolejnych, godnych następców. Tylko trzeba poczekać jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy do ich zakończenia.

A tak sobie myślę, Koleżanko lub Kolego czy wiesz, ze pewnego dnia i Ty będziesz miał 70 lat i też ktoś może powie, ze jesteś już stary więc…spieprzaj. Nic innego nie będzie się liczyło, tylko Twój kalendarzowy wiek. Jak będziesz się wtedy czuł? Ku przypomnieniu, Rady Starszych w wielu, znamienitych społeczeństwach mają wielkie znaczenie i rangę. Są często ich sumieniem i zawsze otwarcie wydają swoje opinie. Dlaczego?, proste, bo mają ogromne doświadczenie, rozwagę i już się nie boją!

Powinniśmy być dumni z członków rady wydziału WLK, którzy na ostatniej radzie przed głosowaniem na kierownika kliniki neurologii, po żenującym zapytaniu Rektor Joanny Lewin-Kowalik skierowanym do Prof. G. Opali o jego wiek i jego krótkiej eleganckiej odpowiedzi ” mam 70lat, o czym Pani Rektor doskonale wie” mocno zagłosowali za przyjęciem wyniku konkursu, za kandydaturą prof. G. Opali na stanowisko kierownika kliniki.
W ten sposób, WLK, SUM, społeczeństwo akademickie, podziękowało w dobrym stylu prof. G. Opali za tą decyzję.

Anonimowy pisze...

Bardzo mnie dziwi oburzenie związane z prof. Opalą. Przecież prawo tworzą ludzie, a pomysł na niewykorzystanie potencjału tkwiącego w emerytowanych pracownikach pojawił się wraz z przejęciem władzy przez powszechnie krytykowane poprzednie władze. Ubolewaliśmy widząc jak byli (i zdarza się, że dalej są) traktowani długoletni pracownicy naszej uczelni. Widać, cel został osiągnięty, nowo zatrudnieni pracownicy czekają na obiecane stanowiska.....

Anonimowy pisze...

Powszechnie krytykowane poprzednie władze starych pracowników miały za nic, żadnego szacunku. Byli wywalani lub pomiatani. Ich działania zasługują na powszechne potępienie. Nie warto nawet wymieniać ich nazwisk, niech będą zapomniane. Pani Lewin-Kowalik brała aktywny udział w tych podłych praktykach i teraz je kontynuuje. Ciekawe jak długo Rada WLK bedzie to tolerowała.

Anonimowy pisze...

Szanowni Państwo, czytam poprzednie komentarze (z 11. 02., kolejno z 21.06, 21.20. i 23.13.) i kompletnie ich nie rozumiem! CZY W POLSCE OBOWIĄZUJE WIEK EMERYTALNY? 65 dla pozostałych i 70 lat dla tytularnych profesorów? Jeśli tak, to o czym my mówimy? Jest prawo, czy go nie ma? Pozostawiam już bez komentarza fakt, ile tak naprawdę punktów IF jest indywidualną zasługą profesora Opali? Jeśli w SUM-ie można pracować po 70 rż., to trzeba to prawnie zalegalizować i musi ta reguła dotyczyć WSZYSTKICH! Wstydem nie okryła się poprzednia Pani Dziekan, zadając ważne i fundamentalne pytanie o obecną pseudopraworządność Uczelni, tylko aktualni dziekani, doprowadzając do takiej sytuacji. I spokojnie, bez prof. Opali ta klinika się nie zawali! O moją osobę także spoko! Jeśli będzie mi dane skończyć 70 lat, to w ostatnim dniu zamknę swój gabinet i oddam klucze. Mam dużo innych zainteresowań i dużo innych znajomych!

Anonimowy pisze...

Moim zdaniem, czym innym jest szacunek i przepraszam za wyrażenie- "wykorzystanie potencjału wielkich autorytetów oraz ich zagospodarowanie", a czym innym dalsze zatrudnianie po 70. r.ż. To wbrew prawu!

Anonimowy pisze...

Po 70 roku życia profesor nie może być zatrudniony na podstawie mianowania na czas nieokreślony albo umowy o pracę na czas nieokreślony. Emerytowanego profesora można zatrudnić na czas określony. Chyba, że i w tym wypadku w naszej uczelni obowiązują przepisy odrębne?? tak jak to ma miejsce w przypadku nie dopuszczania do awansu długoletnich pracowników. Na stanowiska (te bez konkursów)Kadry (czytaj Kanclerz) wolą przyjmować nowych, ....ba, nawet na stanowiska specjalisty nie chcą awansować mimo długiego stażu - prędzej ewentualnego zainteresowanego zwolnią)

Anonimowy pisze...

A ja proponuję uchwalić na najbliższej RW, aby dla sygnatariuszy wprowadzić dożywotne piastowanie funkcji.

Anonimowy pisze...

Dyskusja i komentarze na blogu dotycząca decyzji Pana Profesora G. Opali jest niefortunna, gdyż można dyskutować i wyciągać szeroko idące wnioski, ale pod warunkiem, że ma się w tej materii dokładne informacje.
Wtedy nie jest obrażany Pan Profesor, nie są też obrażani pełniący swoje funkcje Dziekani WLK , stają się też nieuzasadnione insynuacje, na temat wdzięczności, zamykania gabinetu lekarskiego itd.
Pan Prof. G. Opala w 2010 roku wygrał Konkurs na stanowisko Kierownika Katedry i pełnienie funkcji ordynatora. Właśnie z powodu wieku czas pełnienia tych funkcji z 6-ciu lat został ograniczony do 30 sierpnia 2013 roku. W wrześniu 2011 roku w związku z wprowadzoną z dniem 1 października zmianą w zapisach emerytalnych, samodzielni pracownicy nauki wystąpili do rektora z prośbą o rozwiązanie umowy o pracę i równocześnie składali podanie o ponowne zatrudnienie. Jak to w naszej uczelni wyglądało to odsyłam do wpisów na blogu z tego okresu. Pan Profesor został zatrudniony z dniem 1 stycznia 2012 do 30 listopada 2012 roku. 13 listopada 2012 roku został ogłoszony wyrok Trybunału Konstytucyjnego ( opublikowany 22 listopada) stwierdzający, że działania organów państwa ( a uczelnia państwowa jest organem państwa) były niezgodne z zapisami w Konstytucji, gdyż nie można anulować nabytych przez obywatela praw. W świetle tego wyroku Pan prof. G. Opala powinien być zatrudniony przez Rektora ponownie do dnia 30 sierpnia 2013 roku. Nic w tym przypadku nie stało na przeszkodzie, ponieważ między 22 listopadem a 30 listopadem 2012 roku nikt inny nie zajmował tego stanowiska. Profesor stając ponownie do konkursu ( wykorzystał tę drogą) upominając się o swoje prawo przyznające mu wcześniej zatrudnienie do 30 sierpnia 2013. Tu chodzi o zasadę przestrzegania prawa tj do zatrudnienia w uczelni do 30 sierpnia 2013 roku a nie wygrywanie konkursu na kolejne kilka lat !!!
Uwaga do komentatora z 17 lutego godz. 9. Gabinet lekarski można zamknąć w dowolnym okresie ( byle by wcześniej uprzedzeni byli pacjenci).Rozwiązanie umowy z profesorem tytularnym kończącym 70 r życia związane jest z rytmem roku akademickiego ( zalecam odpowiednie artykuły w Ustawie o Szkol. Wyż.).

Anonimowy pisze...

Tak, to wyjaśnia sprawę. A p.Lewin Kowalik miała wiele antyludzkich wpadek podczas swoich kadencji. I wiele razy rada wydziału dawała jej odczuć, że robi źle. Studentami też manipulowała, do tego stopnia, że nie chcieli jej na prorektora ds studenckich. Zgodę wyrazili dopiero praktycznie pod przymusem. Ale widać, że nie wyciągnęła z tego żadnych wniosków.

Anonimowy pisze...

Nie wierzę, że chodzi jedynie o tych kilka miesięcy. W sierpniu wystąpi jakieś kolejne, nadzwyczajne wydarzenie i prof. Opala nie będzie chciał, ale musiał ratować dalej klinikę. To tragifarsa. Żal mi tego SUM-u!

Anonimowy pisze...

Prof. Opala urodził się 5 listopada 1942 r. Jest więc emerytem. Czy w SUM-ie można zatrudnić kogoś po 70 rż. na stanowisku kierownika Katedry i Kliniki?

Anonimowy pisze...

A kuraszewska zachowuje się jakby to ona nadal rządziła uczelnią. Jakby nie było rektora, albo jakby miał do niej bezgraniczne zaufanie. To osoba do szpiku kości zakłamana. Okłamuje wszystkich, nie wyłączając swoich zwierzchników. I mobberka.

program do fakturowania pisze...

Świetne sprostowanie! bardzo się cieszę że trafiłem na Twojego bloga, miło się czytało pozdrawiam serdecznie!