wtorek, 26 lutego 2013

List otwarty do Pracowników naukowych SUM od kierownika Działu Bibliografii i Dokumentacji Biblioteki Głównej

Szanowny Panie Profesorze,

Uprzejmie proszę o zamieszczenie mojego listu na Pana blogu. Nie widzę innej możliwości przekazania informacji Pracownikom naszej Uczelni. Z góry dziękuję za życzliwość
Z poważaniem
Krystyna Ziółkowska
Dział Bibliografii i Dokumentacji Biblioteki Głównej

Pozwalam sobie skorzystać z uprzejmości Prof. W. Pluskiewicza, ponieważ Jego blog jest często przez Państwa czytany i stąd mam nadzieję, że przynajmniej część pracowników naukowych SUM przeczyta ten list.

W ciągu ostatnich dni usłyszałam szereg uwag świadczących o tym, że niektórzy z pracowników naszej Uczelni mają zastrzeżenia odnośnie do przeprowadzanej przez nasz dział punktacji publikacji oraz analizy cytowań. Uwagi te nie dotarły do mnie wprost, lecz pośrednio, niemniej nie można ich zbagatelizować. Podobno jednym z zarzutów jest zbyt duża „restrykcyjność” z naszej strony w punktowaniu dorobku naukowego. Może są jeszcze inne, o których nie wiem, ale zbliża się czas podsumowania dorobku naszej Uczelni za ostatnie 4 lata, dlatego chciałabym trochę oczyścić atmosferę wokół bibliografii i bibliometrii i wyjaśnić, na czym polega nasza praca.

1. Punktacja publikacji.

W przypadku artykułów w czasopismach kierujemy się punktacją wykazaną w bazie JCR odrębną dla każdego roku (czyli IF) a w kwestii punktacji ministerialnej stosujemy się do zaleceń MNiSW według wskazanych list czasopism z lat: 2009, 2010 i 2011-2012. Tu mamy jasne wytyczne i do nich się stosujemy. Są podobno opinie, że nie przyznajemy punktów listom do redakcji czy komentarzom. To nie jest prawda. Te publikacje traktujemy tak jak artykuły, zgodnie z punktacją danego czasopisma, niezależnie od tego, czy znajdują się one w numerach głównych czy suplementach (nawiasem mówiąc MNiSW nie traktuje jednakowo regularnych numerów i suplementów). Punktów nie mają tylko sprawozdania z konferencji, referaty zjazdowe zamieszczone w pamiętnikach zjazdowych, tłumaczenia artykułów, recenzje oraz streszczenia. Tym pracom nikt w kraju punktów nie przyznaje. Decyzją Prorektora ds. Nauki nie zamieszczamy w bibliografii ani w cytowaniach tych publikacji, w których nazwisko autora z naszej Uczelni występuje w liście badaczy (appendix). Pismo w tej kwestii jest dostępne w naszej dokumentacji dla każdego autora, który chciałby sprawdzić zasadność takiego postępowania.
W przypadku objętości rozdziałów stanowisko MNiSW jest jasne: punktowane są te fragmenty prac zbiorowych, które mają objętość co najmniej 0,5 arkusza wydawniczego. W najprostszym przeliczeniu jest to 10 stron wydrukowanego formatu A4. Zalecenie wprowadzono teraz, ale działa 4 lata wstecz, czyli jest obligatoryjne w ankiecie jednostek naukowych za lata 2009-2012. To duże zaskoczenie, że dowiadujemy się o tym 4 lata od ukazania się prac w 2009 r. i że objętość prac humanistycznych traktowana jest na równi z pracami w naukach medycznych, ale jestem tylko bibliotekarką i nie mam tu nic do powiedzenia. Od 2008 r w naszej bibliografii punkty ma każdy rozdział o objętości co najmniej 5 stron. Taka była decyzja Kolegium Rektorskiego i nie została ona zmieniona do dzisiaj. Do oceny jednostki podamy wszystkie rozdziały mające punkty w naszej bibliografii.
W ocenie MNiSW publikacjami nie są skrypty ani podręczniki. W naszej bibliografii te wydawnictwa zawsze miały punkty przysługujące „książce polskiej” i traktowane były i są jako realny, nie podlegający dyskusji dorobek naukowy każdego autora i współautora. To tyle wyjaśnień co do zarzutu „restrykcyjności”.

2. Cytowania.

Biblioteka SUM przeprowadza analizę cytowań w oparciu o Web of Science (SCI) i jako
jedyna uczelnia medyczna w kraju mamy bazę cytowań połączoną z bazą bibliograficzną.
Daje to nam możliwość dokładnego prześledzenia cytowań wszystkich publikacji naszych
pracowników według Cited Reference Search a nie tylko według zawężonej metody
„Author Finder” zalecanej przez MNiSW. Może dlatego w 2012 r, podczas analizy ankiety KNOW MNiSW zarzuciło nam „ zbyt dużą liczbę cytowań”. Według oceny „specjalistów” z ministerstwa liczba cytowań wykazana przez nas dla jednego wydziału przekraczała ilość cytowań znalezionych przez w/w specjalistów dla całej naszej Uczelni. I mogło tak być, jeśli w wyszukiwarkę wpisał ktoś „silesian medical university” i wcisnął enter.
A jak w tej sytuacji odnaleźć publikacje mające afiliację „Śląskie Centrum Chorób Serca”? Z taką afiliacją bardzo często spotykam się w codziennej pracy rejestrując publikacje naszych pracowników w czasopismach kardiologicznych i kardiochirurgicznych. Jedyną rzetelną ale i pracochłonną metodą jest prześledzenie cytowań według listy publikacji autora, niezależnie od tego, na którym jest miejscu w pracach współautorskich.
Każdy pracownik naszej Uczelni ma przeprowadzaną analizę cytowani całego dorobku naukowego, niezależnie od różnych miejsc pracy przed zatrudnieniem w SUM.

Web of Science a Scopus.

Są to dwie różne bazy cytowań. Web of Science jest zalecana przez MNiSW i te dane będą brane pod uwagę w najbliższej ocenie jednostek naukowych. Scopus nie. Nasza Uczelnia od lat korzysta z Web of Science (dawniej SCI) i ma program umożliwiający transfer cytowań na naszą stronę internetową, ale jest to program autorski dotyczący konkretnej bazy i tylko do niej dostowane możliwości techniczne. Nie mamy możliwości technicznych ani prawa jako użytkownik systemu Expertus do transferu danych ze Scopusa na stronę bibliografii SUM. Dlatego nie możemy łączyć cytowań z bazy Web of Science z cytowaniami z bazy Scopus na naszej stronie internetowej.

Częstotliwość cytowań.

Władze Uczelni: rektor, prorektorzy, dziekani i prodziekani mają analizę cytowań przeprowadzaną co 3 miesiące. Są to 23 osoby, których dorobek naukowy to kilkaset publikacji do analizy, dziesiątki godzin pracy. Pozostali pracownicy SUM analizowani są co ok. 10 miesięcy. Wyjątki stanowią pracownicy ubiegający się o stopień doktora habilitowanego albo tytuł naukowy profesora. Tych pracowników analizujemy poza kolejnością.
Ale nie wszystkie godziny pracy Działu Bibliografii i Dokumentacji przeznaczone są na bibliografię , bibliometrię i cytowania. Trzech pracowników działu od października 2012 roku zostało zobligowanych do pełnienia dyżurów w Dziale Obsługi Użytkownika a konkretnie w czytelni czasopism. Dyżury są całotygodniowe, w systemie dwuzmianowym. To również powoduje opóźnienia w analizie cytowań i bibliografii. Trudno w tym samym czasie robić cytowania, uzupełniać bibliografię, udzielać informacji czytelnikom oraz wykonywać odbitki kserograficzne z czasopism, czyli równocześnie być efektywnym pracownikiem dwóch różnych działów. Od października 2012 roku do lutego 2013 roku na prace nie związane z bibliografią, bibliometrią i cytowaniami nasz dział poświęcił blisko 340 godzin.

Szanowni Państwo, być może nie wszystko wyjaśniłam, może są jeszcze zastrzeżenia i wątpliwości. Jeśli są jakieś błędy na stronie „bibliografia i bibliometria” prosimy o uwagi. Wszystko poprawiamy na bieżąco.

Bardzo dziękuje tym Czytelnikom, którzy wytrwali do końca tego listu.
Dziękuje za cierpliwość.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Krystyna Ziółkowska

piątek, 15 lutego 2013

O polskim systemie szkolnictwa wyższego (?)

Prywatne szkoły wyższe w Polsce: obiecujące początki i smutna rzeczywistość

sobota, 9 lutego 2013

Nauka to, obok pracy dydaktycznej, podstawowy kierunek aktywności akademickiej. Nauka to bardzo specjalny obszar; wymaga skupienia, poświęcenia uwagi, dużego zaangażowania osobistego, cierpliwości bo od pomysłu do końcowego sukcesu droga daleka. Ponadto praca naukowa jest zwykle realizowana w zespołach zatem niezbędne są zdolności organizacyjne i umiejętność współpracy z innymi ludźmi. Pracy naukowej nie da się raczej realizować w „biegu”, przy okazji innych działań.

Tak skrótowo zarysowane wymagania stawiane badaczowi pokazują, że nauka to bardzo wymagająca dziedzina.

Chciałbym w poniższej ankiecie zadać kilka pytań Czytelnikom bloga. Intencją przygotowania tej ankiety było zebranie jak najbardziej reprezentatywnych danych dotyczących działalności naukowej pracowników naszej uczelni. Proszę o aktywny udział, a za trzy tygodnie pokuszę się o podsumowanie tej ankiety.

Create your free online surveys with SurveyMonkey, the world's leading questionnaire tool.

poniedziałek, 4 lutego 2013

W życiu ważne są różne wartości i ich wymienienie stworzyłoby długą listę. Osobna kwestia to hierarchia ich znaczenia; tu z pewnością jest miejsce dla różnych punktów widzenia. Niezależnie od uznawanej hierarchii można zaryzykować tezę, że bez istnienia pojęcia „wartość” życie człowieka nie może istnieć. Pojęcie wartości ewoluowało wraz z rozwojem cywilizacji; inne sprawy były istotne dla człowieka pierwotnego, inne wartości kierują naszym życiem dzisiaj. Wydaje się jednak, że pewne zachowania ludzkie nie uległy zmianie mimo postępu cywilizacyjnego i są niezależne także od innych czynników np. religii czy obowiązującej obyczajowości. Do takich pojęć należy pojęcie „zaufanie”. Zaufanie może mieć wymiar czysto osobisty (tym obszarem nie będę się zajmował) i ogólniejszy.

Zajmę się dziś znaczeniem zaufania w życiu społecznym.

Możemy ufać lub nie ufać szefowi w pracy, urzędnikowi na poczcie lub w innym urzędzie państwowym, sołtysowi, burmistrzowi, prezydentowi miasta. Takie ujęcie ogranicza znaczenie tego pojęcia do konkretnej osoby, z którą się stykamy lub której działalność obserwujemy z dystansu. Ale istnieje także szerszy aspekt znaczenia zaufania, gdy odnosimy je do grup osób np. dziennikarzy, polityków, samorządowców czy lekarzy.
Po co jest nam potrzebne zaufanie?

Jestem przekonany, że bez zaufania trudno budować jakiekolwiek zdrowe relacje między ludźmi; jeśli nie ufamy swemu przełożonemu raczej nie będziemy solidnie pracować, trudno nam będzie załatwić w urzędzie najprostszą sprawę, gdy uznamy, że urzędnik chce nas oszukać lub zmanipulować. Brak zaufania wyklucza lub co najmniej utrudnia porozumienie między ludźmi. Wiara w dobrą wolę drugiego człowieka jest niezbędna każdemu z nas, a ciągła podejrzliwość może łatwo przerodzić się w obsesję. Te przykłady odnoszą się do spersonifikowanego aspektu zaufania, ale chciałbym zająć się przede wszystkim roli zaufania w życiu społecznym w odniesieniu do grup osób, reprezentujących np. pewne zawody. Przykładem totalnego braku zaufania jest pogląd, że „prasa kłamie”, a dziennikarze to tylko tuba wyrażająca poglądy grup nacisku czy biznesu. Gdy słyszymy, że adwokaci to „skorumpowana, przekupna grupa cynicznych graczy” wykorzystujących ludzi w trudnej sytuacji życiowej oznacza to, że nie mamy w danym momencie na myśli konkretnej osoby, ale nie ufamy ogółowi palestry. Analogiczne poglądy zdarza się słyszeć w odniesieniu do polityków, samorządowców, działaczy sportowych.

Dlaczego mamy do czynienia z tak głęboką erozją pojęcia „zaufanie”? Czy dziś ewolucja życia społecznego poszła w takim kierunku, że tradycyjne wartości, jak uczciwość, solidność, fachowość, rzetelność zostały wyparte przez ich anty-pojęcia i nikomu nie można ufać? Gdyby tak istotnie było zrozumiałe są działania obronne ukierunkowane na ochronę nas wobec nieuczciwych, niegodnych zaufania partnerów.

Ale w grę wchodzi także inny scenariusz skutecznie niweczący zaufanie w wymiarze społecznym. Można postawić tezę, że pewne sposoby pokazywania zjawisk z otaczającego nas świata mogą w długiej perspektywie czasowej skutecznie modyfikować nasze wcześniejsze wyobrażenia. Gdy jesteśmy na co dzień bombardowani informacjami o ludzkiej nieuczciwości, chciwości, a do grona bohaterów (zwanych często celebrytami) współczesnego świata urastają różnego autoramentu kreatury i cwaniacy to mimowolnie naszym odruchem wobec świata otaczającego jest nieufność i rezerwa. Dobre uczynki to nie jest news, gdy przysłowiowy kowal zabije drwala lub matka porzuci swe dziecko albo przekupny policjant zostanie złapany na gorącym uczynku to te informacje trafiają na czołówki gazet i są wymieniane na początku każdej audycji informacyjnej. Takim przykładem szkodliwego działania jest żałosny serial o Madzi i jej wyrodnej matce. Powtarzany setki, tysiące razy news musi wywołać negatywne, mimowolne reakcje. Stare metody manipulacji społecznej nakazują by powtarzać pewne zdania tak długo, aż tak głęboko zapadną w świadomość społeczną, że zaczną żyć własnym życiem. Pamiętają Państwo jak za czasów komuny skutecznie obrażano osoby prowadzące prywatną działalność gospodarczą? To byli badylarze, prywaciarze, epigoni kapitalizmu, chciwcy wykorzystujący uczciwych, prostych ludzi. Zbudowano ich trwały społecznie, jednoznacznie negatywny wizerunek. Do dziś słychać echa tych metod socjotechnicznych; osoby, które uzyskały sukces w działalności biznesowej są dość powszechnie oceniane co najmniej podejrzliwie. Z założenia uważamy, że ich sukces musi być pochodną nieczystych kroków, nie wierzymy zbytnio w czystość i uczciwość ich działań.

Inną przyczyną wpływającą na ograniczenie zaufania to niestabilność przepisów prawa. Takim przykładem z obszaru naszego działania są ciągle zmieniające się zasady kontraktowania usług medycznych z NFZ. Znam wiele przykładów NZOZ-ów czy szpitali, które nakładem poważnych środków przystosowały się do wymagań płatnika, po czym albo wcale nie uzyskały kontraktu lub też w kolejnym konkursie bez podania przyczyn umowa nie została przedłużona. To podważa zaufanie do instytucji zaufania publicznego, nie mówiąc o groźbie bankructwa. Z rozmów z kolegami pracującymi w Norwegii wiem, że tam gdy norweski odpowiednik polskiego NFZ-u planuje znaczącą zmianę warunków umowy z podmiotem świadczącym usługi medyczne musi na 5 lat wcześniej o tym zamiarze poinformować. Oczywiście, każda relacja ma dwie strony, instytucja płacąca za usługi wymaga solidności i uczciwości.

Mnie z oczywistych względów najbardziej interesuje kwestia zaufania wobec lekarzy. Ta grupa zawodowa z racji ciążącego na niej obowiązku troski o ludzkie życie i zdrowie pełni w społeczeństwie doniosłą rolę. Pacjent styka się z konkretnym przedstawicielem naszego zawodu i na tej podstawie wyrabia sobie własne poglądy. Każdy z nas współtworzy w codziennej pracy nasz wspólny wizerunek. Niestety, obserwowane zjawiska społeczne skutecznie niweczą wysiłek wielu osób rzetelnie wypełniających obowiązki. Takim przykładem skutecznego podważenia zaufania do zawodu lekarza jest niechęć pacjentów do uczestniczenia w badaniach klinicznych. Od dobrych paru lat prasa sporo uwagi poświęca problematyce badań klinicznych eksponując tylko ich ciemne strony. Dziennikarze prawie zupełnie pomijają fakt, iż bez badań klinicznych postęp medycyny został by zatrzymany i nowe leki nigdy by nie powstały. Ważny jest tylko efekt bieżącego artykułu i sprzedaż danego tytułu prasowego. Kogo to obchodzi, że w ten sposób podcina się gałąź, na której siedzimy, a nowy lek może uratować życia także temu nieodpowiedzialnemu dziennikarzowi. Nie twierdzę, że nie zdarzają się nadużycia i przekręty, ale to nie jest przecież powszechna praktyka, a trudno uogólniać, że firmy farmaceutyczne i badacze to z założenia grupa oszustów. Efekt tych działań jest taki, że coraz trudniej jest prowadzić badania kliniczne bo potencjalni pacjenci nam po prostu nie ufają.

Erozja zaufania osiągnęła niebezpieczny społecznie pułap, godzący w wiele różnych ważnych obszarów.

Jak odwrócić ten trend? Na to pytanie nie ma jednej, prostej odpowiedzi. Obawiam się, że tradycyjne wartości wyznaczające kierunki życia społecznego zostały tak poważnie podważone, że odwrócenie biegu spraw będzie bardzo trudne. Niemniej, każdy z nas może swoimi codziennymi działaniami współtworzyć atmosferę społecznego zaufania. Nasza rola, lekarzy jest w tym zakresie bardzo istotna.