czwartek, 7 listopada 2019

O polskiej nauce

Informacja podana na blogu 30-tego października dotycząca rozstrzygnięcia konkursu na wyłonienie polskich uczelni o statusie „uczelni badawczych” wzbudziła spore zainteresowanie Czytelników. Nauka to ważny, wręcz kluczowy element funkcjonowania uczelni. Z tego powodu warto na chwilę się pochylić na tym problemem, także w kontekście wyłonienia wiodących polskich uczelni.
Nim przejdę do tej kwestii chciałbym jednak wcześniej przedstawić parę ogólnych uwag prezentujących moją drogę życiową przez pryzmat doświadczeń w działalności naukowej. Sądzę, że zawsze praca dotycząca jakiejkolwiek dziedziny ludzkiej aktywności daje osobistą wiedzę dającą podstawę do formułowania wiarygodnych ocen.

W mojej uczelni, Śląskim Uniwersytecie Medycznym pracuję od 1994 roku. Studia na wydziale lekarskim w Zabrzu ukończyłem w 1982 roku, roku stanu wojennego. Dla osób czynnie zaangażowanych w działalność w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów co było przez ówczesne władze komunistyczne postrzegane, jako wyraz postawy antypaństwowej nie było miejsca w uczelniach. Dlatego w latach 1982-1984 byłem zatrudniony w Zespole Opieki Zdrowotnej a od 1984 w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Zabrzu. Od początku pracy zawodowej w 1982 roku docent Edmund Rogala, ówczesny szef Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych i Alergologii przyjął mnie na wolontariat. Od godziny 8 do 11 pracowałem na oddziale jako asystent, a później przyjmowałem pacjentów w różnych zabrzańskich poradniach podległych ZOZ-owi. Jeździłem także w karetce pogotowia ratunkowego, a po uzyskaniu specjalizacji z chorób wewnętrznych w 1989 roku także w karetce „R”. To była dobra szkoła życia i nauki zawodu: solidne szkolenie na oddziale + medycyna uprawiana w poradniach rejonowych i zakładowych oraz w pogotowiu. W tych latach siłą rzeczy uczestniczyłem w działalności naukowej, gdyż w każdy czwartek w jednostce kierowanej przez docenta a niedługo potem profesora Rogalę odbywały się zebrania naukowe. Każdy z nas, lekarzy musiał kilka razy w roku przedstawiać wybrane tematy naukowe. Ale na tym moja aktywność naukowa się kończyła, nie brałem udziału w realizacji projektów badawczych, nie prowadziłem także zajęć dydaktycznych. Ale Profesor Rogala wielokrotnie namawiał mnie bym zajął się pracą naukową do czego się wcale nie paliłem. Efektem tych działań miało być uzyskanie stopnia doktora. Dojrzałem do takiej decyzji dopiero w styczniu 1992 roku. Profesor podsunął mi temat dotyczący osteoporozy, gdyż na oddziale leczyło się wielu pacjentów z astmą oskrzelową stosujących glikokortykosteroidy i wtórna osteoporoza była poważnym problemem. Wziąłem się ostro do pracy i w już w marcu 1993 roku obroniłem pracę doktorską. I tak Profesor Rogala pokierował moim dalszym życiem z czego wówczas sobie kompletnie nie zdawałem sprawy. W czasie realizacji badań do doktoratu przekonałem się, że nauka może być fascynującym zajęciem i rzuciłem się w wir pracy badawczej. Moje wysiłki zostały dostrzeżone, a że komunistyczne macki już nie działały w 1994 roku zostałem pracownikiem uczelni na stanowisku adiunkta (nigdy nie byłem asystentem). A dalej sprawy się szybko potoczyły; w 2000 uzyskałem stopień doktora habilitowanego, a w grudniu 2003 roku nadano mi tytuł naukowy profesora. Od 2001 roku prowadzę pierwszy w polskich uczelniach medycznych Zakład Chorób Metabolicznych Kości, który powstał z mojej inicjatywy w ramach Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Diabetologii i Nefrologii kierowanej przez Profesora W. Grzeszczaka. Znalazłem tu sprzyjające miejsce do dalszego rozwoju naukowego i kontynuowałem tę pasję. W latach 1997-2019 opublikowałem 101 prac oryginalnych na łamach periodyków o światowym zasięgu z tzw. Listy Filadelfijskiej. Dziś moje prace mają 1616 cytacji a współczynnik h=23 (wg bazy Scopus z 7.11.2019). 21 osób uzyskało pod moją opieką stopień doktora nauk medycznych.

Te doświadczenia uzyskane w pracy badawczej dają mi możliwość odniesienia się do bieżących wydarzeń dotyczących nauki.
Generalnie, pomysł by wyróżnić najlepsze polskie uczelnie i nadać im status „uczelni badawczych” uznaję za dobry. Wyróżnionym uczelniom należą się gratulacje, choć tak naprawdę wzrost finansowania o 10% przy tak skandalicznie niskim bazowym poziomie finansowania pozostanie prawie niezauważalny. To tylko malutki kroczek we właściwym kierunku. Wielokrotnie pisałem o nauce; to niezwykle skomplikowana materia. Naukę tworzą przede wszystkim ludzie, a środki finansowe, aparatura i wsparcie służb administracyjnych to dopełnienie ich pasji i pomysłów badawczych.

Same pieniądze nic nie znaczą. Człowiek jest najważniejszy.

Motorem postępu zawsze są młodzi, ambitni ludzie A tych nam najbardziej brakuje. Naukę powinny „robić” zespoły badawcze, w których musi być miejsce dla początkujących, ambitnych adeptów nauki, a na ich czele powinni stać prawdziwi liderzy wytyczający szerokie horyzonty poznawcze.
Najbardziej nam brakuje całościowego systemu organizacji pracy naukowej. Systemu zdolnego do wykreowania liderów, na których powinna opierać się praca badawcza. Dziś mamy system biurokratyczny, dla którego najważniejsza jest procedura i dobrze wypełnione tony sprawozdań. Nie ma systemu motywacyjnego, a samą pasją badawczą nie da się utrzymać rodziny.
Ścieżka kariery naukowej musi zapewniać sukces nie tylko w sferze prestiżu ale także w skali materialnej. Dziś nie ma takich możliwości, indywidualny dorobek naukowy z żaden sposób nie przekłada się na wynagrodzenie w uczelni. A przecież sukces wybranych uczelni badawczych to suma sukcesów poszczególnych osób. Czy ci badacze, którzy mają dziesiątki a nawet setki publikacji zarabiają więcej niż ich koledzy z dorobkiem wielokrotnie mniejszym? Nie, na ich konta wpływają takie same kwoty. Ten przykład pokazuje, że pozornie trafiona, światła idea tworzenia instytucjonalnych liderów nauki polskiej w skali krajowej w istocie pomija najważniejszy czynnik, człowieka.
Proponowane działania nie zastąpią ścieżki indywidualnej kariery.
Mamy pracować coraz lepiej, coraz efektywniej, zarywać noce, pracować w weekendy zamiast odpoczywać li tylko w imię szczytnego celu. To się nie może udać, idee tworzone w imię biurokratycznego a nie humanistycznego pojmowania świata prowadzą donikąd.

I na koniec kilka słów odpowiedzi na anonimowe (niestety) komentarze Czytelników (z 31.10 godz. 20;12 i 1.11 godz. 12.39).
Nie można zrzucać winy na aktualne władze SUM. Nauka to proces, ciąg zdarzeń liczony w dekadach. Dzisiejsza sytuacja to efekt błędów z wielu, wielu lat. Fatalnej polityki na poziomie kraju, ale także błędów w samej uczelni Pamiętam jak przed laty ówczesny najpierw Prorektor ds. Nauki a potem Rektor Prof. Tadeusz Wilczok usiłował nadać nauce odpowiednią rangę. Ale było to za mało, potrzebne są działania obliczone na dekady, wsparte zmianami prawa stanowionego w Sejmie RP. Bez zmian ustawodawczych nawet najlepsze pomysły tworzone na „dole” nie mają większych szans na wcielenie w życie.

I tu docieramy do sedna sprawy: nauka i szerzej szkolnictwo wyższe nie znajduje się w obszarze zainteresowania polskiej klasy politycznej. Trzy dekady od 1989 roku to wystarczająco długi okres by skonstatować, że nie dziś najmniejszych widoków na rzeczywisty skok jakościowy polskiej nauki. Tak jak jesteśmy tłem dla świata (traktując problem całościowo bo przecież są przykłady indywidualnych spektakularnych sukcesów) tak będzie nadal, a nasze najlepsze uniwersytety nie mają szans na wskoczenie choćby do pierwszej setki w globalnych rankingach.

0 komentarze: