poniedziałek, 2 września 2019

Parę uwag przed rychłym rozpoczęciem roku akademickiego

W mojej ocenie aktualna sytuacja w polskich uczelniach nie jest dobra. Wynika to z wielu czynników, a podstawowy problem to brak czytelnej informacji dotyczącej zasad funkcjonowania uczelni w przyszłości. Gdy do tego dodamy beznadziejnie niskie finansowanie nauki nie sięgające nawet 0,5% PKB co przekłada się na brak optymistycznych perspektyw tak w odniesieniu do indywidualnych pracowników jak i szkół wyższych traktowanych jako całość musi generować erozję pojęcia „akademickość”. Nic nie dadzą zaklęcia i tworzenie atmosfery „skoku” jakościowego związanego z Ustawą 2.0. W mojej ocenie żadnego skoku rozwojowego nie będzie. Zamiast zmian na lepsze mamy perspektywę zamieszania i bliżej nieznanych zmian. I nawet skrupulatne przeczytanie nowej ustawy nie daje wiedzy co będzie dalej. Jak zawsze „diabeł” tkwi w szczegółach, ustawa określa ogólne kierunki działań a dopiero jej adaptacja w codziennym życiu da wgląd jak będą funkcjonowały polskie uczelnie. A tej wiedzy nie mamy bo nie możemy jej dziś posiadać.

Sytuacja w uczelniach medycznych jest dodatkowo komplikowana stanem opieki zdrowotnej. Sądzę, że przysłowiowy Kowalski nie zdaje sobie sprawy ze skali kryzysu systemu opieki zdrowotnej. Braki kadrowe dotyczące wielu zawodów medycznych najbardziej widać w odniesieniu do pielęgniarek i lekarzy. Zamykane są oddziały a funkcjonowanie wielu szpitali jest ograniczane z powodu braku personelu. Niski poziom finansowania systemu opieki zdrowotnej pogłębia kryzys i jest jedną z przyczyn braków kadrowych.

Uczelnia medyczna skupia w sobie dwa byty: działania typowo akademickie czyli dydaktykę i naukę oraz działalność leczniczą. Harmonijne współdziałanie między uniwersytetem a szpitalem to nieodzowny warunek prawidłowej realizacji misji uczelni medycznej. Opisany wyżej bardzo skrótowo aktualny stan nie daje w mojej ocenie wielkich szans na działania, które mogłyby prowadzić do satysfakcjonującego spełniania misji uczelni medycznych.

To uwagi ogólne, ale zawsze najlepiej rzeczywistość oddają prawdziwe sytuacje. Poniżej krótkie relacje rozmów z dwoma pracownikami uczelni medycznej. Obie osoby mają tytuł profesora i są kierownikami klinik. Obie przez lata wykazały się pracowitością, konsekwencją, talentem czego efektem jest ich dzisiejsza pozycja zawodowa. Sądzę, że zasługują na miano entuzjastów, a może nawet pasjonatów zawodu.

Relacja pierwsza.

Odkąd objąłem szefostwo kliniki pracuję jak nigdy wcześniej. Muszę dyżurować co parę dni bo nie ma kto pracować. Zajęć dydaktycznych mamy ze dwa razy ponad pensum. A dyrekcja szpitala wcale nie pomaga realizować te zadania. Dla mnie sprawa mej dalszej pracy w SUM jest prosta: następnego dnia po osiągnięciu wieku emerytalnego już mnie tu nie będzie”

Relacja druga.

Zastanawiam się czy nie pójść na emeryturę, mam dość tego wszystkiego wokół. Tu się na da normalnie pracować, lekarzy coraz mniej, pielęgniarki się kolejno zwalniają, a obowiązki uczelniane chcą nas w tak małym zespole po prostu „zabić” stwierdził mój rozmówca z emfazą. Nie wiem co będzie dalej, nie wiem co zrobię, ale tak na dłuższą metę nie da się żyć i pracować

Proszę pomyśleć, ktoś kto przez dziesiątki lat pracował na swój sukces, włożył masę pracy i wysiłku w rozwój kariery naukowej i zawodowej po latach obejmuje kierownictwo jednostki uczelni. To powinno być zwieńczenie kariery, ale kierowanie zespołem to także pole do dalszego rozwoju. Taka pozycja to szansa na realizację własnych planów naukowych, które nie zawsze mogły być wcześniej spełnione. Wierzę - znając te osoby, że ich ambicje i potencjał intelektualny dają realną podstawę do stworzenia dynamicznych zespołów naukowych i zapewnienie wysokiego poziomu opieki lekarskiej.
Jak jest możliwe, że takie wartościowe jednostki dziś prezentują taką skrajnie pesymistyczną postawę?

W mojej ocenie to bardzo dobitny, smutny dowód na skalę kryzysu w jakim są polskie szkoły wyższe, a uczelnie medyczne w szczególności.
Co zrobić by odwrócić ten negatywny trend? Na szeroko rozumianą władzę nie można liczyć, nauka jest na marginesie życia społecznego.

Prezydent, Sejm, Senat, rząd; no cóż, na konieczne działania z tej strony liczyć niestety nie możemy. Nie jest to zresztą nowa sytuacja; od przełomu 1989 roku nigdy nauka nie była obiektem rzeczywistego zainteresowania władz Polski.

Tylko my sami możemy próbować zmieniać świat wokół. Jeśli nadal będziemy biernie czekać na lepszą przyszłość skażemy się sami na dalszą marginalizację. Niebawem przedstawię własne pomysły dotyczące aktywności nas, pracowników uczelni.

W międzyczasie proszę o opinie i komentarze.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

A może by podesłać linka Władzom Uczelni? Są tak zadowoleni, że rozumiem, że tych problemów nie dostrzegają.
Zgodnie z Ustawą o Szkolnictwie Wyższym poprzednią czy obecną oraz statutem pracownika naukowo-dydaktycznego można zmusić do pracy dydaktycznej do 300 godzin w roku w sytuacji szczególnej. I tu moje pytanie co to jest sytuacja szczególna po 3 lata z rzędu już szczególność wyczerpują w kierunku rutyny.

Anonimowy pisze...

Jako student zaczynający przygodę od zbliżającego się roku akademickiego z Medycyną (na wydziale zabrzańskim) i od pewnego czasu obserwujący pańskiego bloga, jestem naprawdę zaniepokojony stanem całego systemu opieki zdrowotnej, czy w obliczu braków kadrowych i zmęczenia jeszcze pracującej kadry koniecznością łatania dziur w grafikach dyżurów jest możliwe wykształcenie kolejnego pokolenia dobrych lekarzy. Wiele słyszałem, żeby wybrać np. Politechnikę i cieszyć się dobrymi zarobkami i spokojem. Niekiedy pojawia się w głowie myśl czy naprawdę warto robić to co chciałoby się robić czy pójść na łatwiznę. Jakie rady (a może i słowa wsparcia) pana Profesora dla rozpoczynających naukę studentów I roku?


Słowa uznania dla tych którym się jeszcze chce i którzy maja siłę łączyć codzienną pracę z dzieleniem się wiedza i pasją ze studentami (tymi studentami którzy chcą się czegoś nauczyć)

Anonimowy pisze...

Uczelnia wymaga dużych przekształceń organizacyjnych. A żaden człowiek nie jet omnibusem wiedzy. Obciążanie pracowników uczelni potrójnymi obowiązkami (leczeniem, dydaktyką i nauką) do niczego nie prowadzi i niczego dobrego nie przyniesie. A w każdym razie żadnych osiągnięć liczących się i wartych uznania. Nie ma co się łudzić. I dopóki nasi włodarze tego nie zrozumieją, nie będzie żadnego postępu w naszych sprawach. Władze uczelni, które sami wybieramy nie nadają się do rządzenia. Nie mają wizji ani organizacyjnej ani zadaniowej. Dlatego wszystko się kisi w sosie własnym.

Anonimowy pisze...

Tytuł z dzisiejszego wydania Gazety.pl
"Lidl Polska pochwalił się wynikami i pensjami swoich pracowników. Dla magazyniera 4800 zł brutto"
Czyli więcej niż adiunkt na SUM...
Bez komentarza!

Anonimowy pisze...

Obecna lista rankingowa zakłada przyjęcie na I rok studiów niestacjonarnych na lekarski osoby z 112 pkt z dwóch przedmiotów maturalnych i na stomatologię z 113 pkt. Niedługo matura już w ogóle nie będzie potrzebna do rekrutacji!
Może warto jednak aby zadbać o jakość Uczelni zadbać także o jakość studentów.