czwartek, 23 czerwca 2016

Z życia akademickiego w Zabrzu

Dziś odbyło się ostatnie posiedzenie Rady Wydziału w tym roku akademickim. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa fakty dotyczące spraw dydaktycznych. Na ostatnim posiedzeniu Senatu uczelni zwiększono liczebność grup ćwiczeniowych z 5 do 6 osób. Niby zmiana mała, ale jakości ćwiczeń na pewno nie sprzyja. A przecież poziom dydaktyki to, obok nauki, podstawowy czynnik wpływający na ranking uczelni. Zgodnie z przekazanymi informacjami aż 79% członków Senatu opowiedziała się za tą niekorzystną zmianą.
I druga informacja dotycząca dydaktyki. Jak przekazał Dziekan Prof. M. Misiołek odsetek studentów wypełniających ankiety dotyczące dydaktyki nie sięga 10%.
• Czy takie ankiety mają sens?
• Czy dają wgląd w jakość dydaktyki?
To pytania retoryczne…
Ankiety wprowadzono przed wielu laty, jeszcze w czasie kadencji Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery. Kierunek właściwy, ale od początku odsetek respondentów był mały. Wielokrotnie zwracałem uwagę, że system należy zmienić a ocena powinna być dokonywana regularnie, po każdych zajęciach. I zawsze słyszałem odpowiedzi, że system się „dotrze” i z czasem liczba studentów wypełniających będzie się zwiększać. Tak się nie stało, w dzisiejszej formie ankiety nie mają sensu. Czy w ciągu tych lat nie można było dokonać zmian w systemie zbierania danych ankietowych?
Oba spostrzeżenia dotyczą dydaktyki, jak ma się dokonać postęp w zakresie dydaktyki w naszym wydziale w świetle tych informacji?

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ilość ankiet jest mała bo świadomość o ich przeprowadzaniu jest zerowa. Jako ciekawostkę wymienię kilka powodów, z których ludzie nie chcieli ocenić pracowników dydaktycznych:
- brak informacji o tym, że takie ankiety istnieją
- starości grup, którzy mieli przekazywać kody, a je gubili lub zapominali o nich
- strach przed tym, że jednak nie są one takie anonimowe

W zeszłej sesji zimowej zmieniono warunki pobierania kodów i nikt nas o tym nie poinformował. Wszyscy czekali aż starości dostarczą kody, a tu nic. Dopiero kilka tygodni temu dostaliśmy informację o tym, że trzeba je odebrać osobiście. I to kolejny powód dla którego prawie nikt nie zagłosuje. Komu z lat 1-2 chce się tracić czas (ponad godzinę) i pieniądze (3,20 zł) tyko po to żeby oddać nic nie wznoszący głos.

Najlepszym wyznacznikiem pracy poszczególnych nauczycieli akademickich było by przystosowanie pewnego systemu istniejącego np na SGH. Tam studenci sami wybierają sobie przedmioty, które chcą realizować. Oczywiście na uczelniach medycznych przełożenie tego jeden do jednego jest niemożliwe ale możliwy był by wybór asystenta z którym ma się zajęcia. Każdy asystent miał by "profil" w e-dziekanacie w którym znajdowały by się statystyki jego działalności (np średnia zdawalność egzaminu, stosunek do studentów i pracy, średnie oceny z egzaminu). Wtedy każdy dostawał by po zdaniu przedmiotu obowiązkową ankietę dotyczącą asystenta, a za rok kolejni studenci mogli by wybrać z kim mają zajęcia. Rozwiązało by to wiele problemów ale droga do takich rozwiązań jest na pewno długa. Do tego może taka publiczna ocena zmotywowała by ich do zaangażowania w proces nauczania. Przykładem zerowego zainteresowania zajęciami są niektórzy asystenci z Katedry Medycyny i Epidemiologii Środowiskowej. Przez trwające 3 godziny zajęcia są w stanie jedynie stęknąć jaką się dostało oceną z prezentacji. Nic poza tym, ani "dzień dobry", "do widzenia". O przedstawieniu się (to już jest w ogóle rzadkość na tej uczelni, przez 2 lata studiów może 5-6 pracowników się przedstawiło) czy uzasadnieniu oceny można tylko pomarzyć. W pamięć mi zapadł pewien dość młody pan doktor, który całe zajęcia bawił się telefonem i był zdziwiony, że jak to już koniec zajęć.

Z oceną działalności dydaktycznej zdziwiła mnie jeszcze jedna rzecz. Pod koniec pierwszego semestru, na pierwszym roku na ostatnich zajęciach z biologii molekularnej i parazytologii zostaliśmy poproszeni o zapisanie swoich uwag dotyczących zajęć na kartkach. Wszystko przebiegało anonimowo. Myślałem, że to normalna sprawa i innym katedrą też będzie zależało na naszej opinii o ty co było dobre, a co trzeba dopracować. Niestety myliłem się i to był jedyny taki przypadek, zgłoszenie na innej katedrze że coś jest nie tak kończy się nazywaniem nas "roszczeniowymi studentami". Czy chęć uczestnictwa na zajęciach na wysokim poziomie to "roszczeniowość"?

Poza tym mam jedno banalnie proste rozwiązanie, które mogło by podnieść jakość kształcenia. Publikowanie wszystkich materiałów multimedialnych z prelekcji i wykładów na platformie elerningowej. Podejrzewam, że wykonanie tego nie jest bardzo czasochłonne dla pracownika, a daje duży komfort studentowi. Dzięki temu można skupić się na tym co do nas się mówi, a nie gorączkowo próbować przepisywać slajdy. Do tego umożliwia rozstrzygnięcie sytuacji w której pytanie na egzaminie wykracza poza zakres realizowanego materiału ale ktoś z katedry odpowiada "było na wykładzie".

Przepraszam, że się "trochę" rozpisałem ale to chyba jedyne miejsce gdzie ktoś może zobaczyć anonimową opinię o tym co dzieje się na naszym wydziale. Tylko czy ktokolwiek wyciągnie z tego wnioski? Na koniec chcę tylko przypomnieć, że nie wszyscy studenci to tylko leniwi roszczeniowcy, niektórym też zależy żeby warunki i poziom kształcenia na uczelni uległy poprawie.