czwartek, 14 stycznia 2016

O wyborach słów kilka

Dziś wybraliśmy nowe władze uczelni. Wybory po raz pierwszy przebiegały tak sprawnie dzięki zastosowaniu głosowania elektronicznego i trwały niecałe dwie godziny. Pewną niespodzianką było stworzenie stanowiska piątego Prorektora ds. promocji uczelni. Tę funkcję będzie pełnić Prof. V. Skrzypulec-Plinta. Pozostałe stanowiska prorektorskie będą pełnić Prof. J. Lewin-Kowalik – druga kadencja (ds. studiów i studentów), Doc. D. Czyżewski, także wybrany na drugą kadencję (ds. szpitali klinicznych). Na pierwszą kadencję zostali wybrani Prof. T. Szczepański (ds. nauki) i Prof. S. Boryczka (szkolenie podyplomowe). Gratulujemy wszystkim wybranym! Chciałbym zwrócić uwagę na pewien ważny epizod. Otóż Prof. M. Jasiński postawił wniosek by przedstawić sylwetki osób mających kandydować na stanowiska prorektorów. Niestety, sala zdecydowanie odrzuciła ten głos. Warto postawić pytanie: czy społeczności akademickiej jest obojętne, kto będzie pełnił ważne funkcje w uczelni? Można zrozumieć, że prezentacja kandydata, który aktualnie pełni funkcję prorektora nie jest konieczna, ale przecież Rektor zaproponował trzy nowe kandydatury. W mojej ocenie taka postawa społeczności to wyraz braku rzeczywistej identyfikacji z uczelnią.

6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Byłaby to niepotrzebna strata czasu. Wszystko i tak zostało ustalone wcześniej i nic by to nie zmieniło. Choć ciekawe by było usłyszeć jaki plan działania ma prorektor ds promocji?

Anonimowy pisze...

Porównanie uczelni w Polsce i Szwecji:

"Poszczególnymi grupami kierują ludzie w wieku najczęściej 40-50. Zatem siła ciężkości kierownictwa jest przesunięta o jedno lub dwa pokolenia - w stosunku do Polski - w kierunku ludzi młodych. Przypomnijcie sobie rady naukowe Waszych instytutów/wydziałów i średnią wieku... Poza tym, co chyba jeszcze ważniejsze, władza (w sensie podejmowania decyzji o zatrudnieniu, wydawaniu środków itp.) jest znacznie bardziej równomiernie rozłożona między kierowników grup w Szwecji niż w PL. W Polsce struktura władzy w nauce przypomina model z pierwotnych plemion, w którym wódz (kierownik wydziału, instytutu itp.) może prawie wszystko (decyduje jednoosobowo kogo zatrudnić, czy podpisać grant, czy kupić taki albo inny sprzęt itp.), nawet jeśli naukowo jest słaby. W Szwecji to nie do pomyślenia - tu w zasadzie największy wpływ na działalność mają kierownicy grup, a więc ludzie najczęściej będący na szczycie swojej naukowej wydajności".

http://zmihor.blogspot.co.uk/

Anonimowy pisze...

A ja gratuluję wyniku Panu Rektorowi! Przy okazji pytam, gdzie są Sygnatariusze, którzy chcieli zmieniać i reformować Uczelnię? Odnoszę wrażenie, że większość z nich nieźle na tej fikcyjnej naprawie wyszła i sporo własnych spraw sobie pozałatwiała. A habilitacja niespełna 30-letniego syna profesora, gwiazdy także tego bloga, przed specjalizacją, który już jest tytułowany "profesor", powinna się tym koleżankom i koleżkom odbijać czkawką wstydu przez długie lata. O niektórych pseudohabilitacjach w Zabrzu już nie wspomnę. Więc pytam słowami "Republiki": gdzie oni są?

Anonimowy pisze...

Odpowiadam Komentatorowi z godz.06:42. Byli i są za słabi na szeroko zakrojone zmiany. Ponadto jest ich za mało: siedemdziesiąt kilka osób, to w Kolegium Elektorskim niegroźny odłam reformatorski. Nie potrafię wywnioskować, czy ktoś sobie coś załatwił, ponieważ wszyscy sobie coś załatwiają, nie tylko Sygnatariusze. Wiem jedno: zmiany są nam potrzebne jak powietrze. I wcale nie fikcyjne. A tych zmian niestety nie ma. Beton i kontynuacja trzyma się dobrze, wspierana przez wielką rzeszę przeciwników zmian. Tu też można zadać pytanie, co jeszcze chcą ugrać zwolennicy starych idei? Ile jeszcze wody musi upłynąć, żeby zrozumieli, gdzie leży dobro uczelni? Muszą się wykruszyć, a to jeszcze potrwa. Na razie dbają o swoje własne dobra: stanowiska, wpływy, apanaże, posunięcia kadrowe - nie zawsze niestety zasłużone. Czyli to, co było od wielu lat ich przywilejem. Samodzielni pracownicy nauki, paradoksalnie sprawcy jej wielkości, kładą naszą uczelnię na obie łopatki. Dbają o własne dobro, i nie będzie łatwo ich tego pozbawić. W każdym razie nowo wybrana władza na pewno tego nie zrobi.Przedmówca podaje negatywne przykłady, a pamiętacie Państwo pychę niektórych władców, którzy marzyli o Noblu za komórki macierzyste? Widniało to przecież na pierwszej stronie internetu, podrajcowane błyskotliwą iluminacją. Ludzie z młodszego pokolenia nie dajcie się nabrać na kłamliwą stabilizację, ponieważ prowadzi ona donikąd. Dokonywane teraz sztuczne zabiegi typu promocja uczelni (w randze prorektora) są tego dowodem. Ale jest zniechęcenie powszechne i walczyć nie ma komu. Przespaliśmy okazję, kiedy Ktoś chciał prawdziwych zmian. Szkoda.

Anonimowy pisze...

Mobbing w naszej uczelni był i jest - nie tylko w administracji. Stosowany przez p.Tenderową (zamordyzm) dalej istnieje w wielu klinikach i katedrach. Tyle zła, ile zrobiła ta kobieta w naszej uczelni, nie zrobili wszyscy pozostali rektorzy razem wzięci. Przestawione zostały tory myślenia, ludzkie odruchy i pozytywne idee. Wszystko zepchnięto w mroczne tory średniowiecza. Najtrudniej jest przestawić psychikę ludzką i wielu kierowników nadal stosuje posunięcia rodem z zamierzchłych czasów. Społeczność akademicka znajduje się w przysłowiowym letargu: zniechęcenie, olewanie, brak wiary w lepsze jutro, brak nadziei i perspektyw. Ci, co mogą, korzystają z wejść, dojść i sposobności, by swoje sprawy załatwić. Sprawiedliwość jest taka jak pokazali w sondażach telewizyjnych: 95 % uważa, że jej nie ma.

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze,
a co Pan na ten skandal? http://wgospodarce.pl/informacje/22644-lekarska-etyka-w-katowicach-czyli-jak-lokum-dla-pacjentow-po-przeszczepie-szpiku-trafilo-z-fundacji-w-prywatne-rece

Uklony