niedziela, 24 lipca 2011

RECENZJA Z fILMU "UWIKŁANIE"

Dotąd nie zdarzyło mi się zamieścić na blogu recenzji z filmu. Zresztą w ostatnich latach nie jestem zbyt częstym gościem w kinie. Ale warto parę zdań poświęcić filmowi J. Bromskiego „Uwikłanie”. Ten obraz powstał na bazie książki o tym samym tytule. Akcja toczy się we współczesnym Krakowie i dotyczy historii, której nie będę szczegółowo relacjonował. Motywem wiodącym jest śledztwo w sprawie morderstwa, o którego popełnienie jest podejrzanych parę osób. W miarę rozwoju wypadków okazuje się, że motywy tej zbrodni sięgają daleko w przeszłość, aż w czasy komuny. Słowo „uwikłanie” dobrze pokazuje skomplikowane losy Polski i Polaków czasów powojennych gdy ujawniły się najgorsze ludzkie cechy wielu z nas. Także bohaterowie filmowi, ci starsi, mają swe mroczne tajemnice. Dociekliwa pani prokurator grana przez Maję Ostaszewską wspierana przez policjanta, w którego rolę wcielił się Marek Bukowski trafia na trop z odległej przeszłości. Morderstwo było aktem zemsty za śmierć syna, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach na zlecenie funkcjonariusza komunistycznej służby bezpieczeństwa. Pani prokurator otrzymuje propozycje z typu tych „nie do odrzucenia”; ważna figura, uwikłana w tajemnice przeszłości próbuje ją przekupić łapówką w wysokości 400.000 zł. Ale niezłomna i wierząca w swą misję pani prokurator nie daje się zastraszyć i próbuje zastawić pułapkę na byłego funkcjonariusza SB, działającego najpewniej na zlecenie kogoś postawionego jeszcze wyżej. Taki współczesny układ z teczkami SB w tle. Wystarczy już tej opowieści o obrazie filmowym, czas by się zastanowić czy ta ekranowa historia niesie jakiekolwiek przesłanie wykraczające poza obszar kinowej rozrywki.
Sądzę, że ten film niesie takie przesłanie. Myślę o pojęciu „układ”. To słowo zrobiło we współczesnym świecie niebywałą karierę, powiem więcej, film Bromskiego pokazuje jak realia minionej epoki zostały przeszczepione na grunt nowej rzeczywistości ery pokomunistycznej. Dawniej, a nieco starsi Czytelnicy pamiętają, prawie wszystko trzeba było wówczas załatwić, zorganizować, wychodzić. Bez „układów” w zasadzie nie dało się żyć. Dziś pozornie żyjemy w normalnym świecie, świecie demokracji parlamentarnej, wolnej gospodarki, świecie bez cenzury, bez UB, SB, PZPR, MO, ZOMO, ORMO, GRU, KGB, KPZR i wielu innych dziwnych i groźnych organizacji. Ale pojęcie „układ” nie zniknęło z naszej świadomości, życia społecznego i codziennej praktyki. Powiem więcej, jest nawet ważniejsze niż dawniej. Szantaż „teczkami” to tylko jeden z przykładów społecznego ubezwłasnowolnienia. Pewnie są tacy, którzy mają w domu takie bogate archiwum dawnych akt SB i nieźle z tego żyją. Ale kogo mają szantażować? Na szantaż podatni są tylko ci, którzy mają nieczyste sumienie i nieczyste konto. To nie jest zbyt liczna grupa, ale pewnie niejedna osoba piastująca ważną funkcję publiczną jest potencjalnym kandydatem do sterowania. Kłania się brak lustracji, ale i ten problem nie wydaje mi się najważniejszy. Wiara w wszechpotęgę „układu” jest wszechobecna. Przeświadczenie, że wszystko (lub prawie wszystko) trzeba załatwiać jest powszechne. Trzeba znaleźć „dojście” by znaleźć miejsce dla dziecka w przedszkolu, szukać znajomości przy zapisywaniu go do prywatnej szkoły, potem jakoś załatwić mu miejsce w uczelni, kłaniać się w pas szukając mu dobrej posady. Wygrać przetarg bez „układów”? to chyba jakiś niestosowny żart! Gdy przed laty pozwałem wielkiego wydawcę prasowego o naruszenie dóbr osobistych słyszałem głosy wątpiące w sens tego kroku; wiara, że pojedynczy człowiek może wygrać z silnym i wielkim przeciwnikiem jest bardzo mała.
Obraz jaki dziś widzę obserwując codzienność w naszej uczelni wcale nie odbiega od „średniej krajowej”. Wcale nie twierdzę, że układ panuje wszędzie, np. wzmiankowaną sprawę sądową wygrałem, ale groźna jest powszechna wiara w jego wszechwładzę. Taka postawa powoduje, że beneficjenci układu, „właściciele” Polski czują się bezkarni i silni. Niestety, obserwacja różnych wydarzeń np. sprawy Olewnika pokazuje bezsilność organów ścigania i sprawiedliwości wobec świata przestępczego. Ale dla zwykłego obywatela, „układ” istnieje w bieżącym życiu, np. w miejscu pracy. Wobec takiej sytuacji przeciętny Polak milczy, nie uczestniczy w życiu społecznym, wycofuje się w świat życia prywatnego. W długiej perspektywie trudno liczyć na szybki rozwój Polski wobec bierności znakomitej większości społeczeństwa i odmowy udziału w życiu publicznym. Ta swoista „emigracja” wewnętrzna to, w mojej ocenie, największa polska porażka od roku 1989. Niestety, wcale nie widać by ten trend miał się odwrócić, a polskie społeczeństwo miało mieć w istocie charakter obywatelski. Wracając na nasze, uczelniane podwórko, wielokrotnie byłem świadkiem niezadowolenia członków Rady Wydziału i Senatu w obliczu różnych wydarzeń w czasie obrad, ale te osoby głosu nie zabierały. Poczucie, że władza może „wszystko” jest powszechne; mityczni „Oni” panują na naszymi umysłami i działaniami.

Tisze budiesz, dalsze budiesz, potulna krowa dwie matki ssie, lepiej się nie wychylać…

Dwie dekady od 1989 roku to nie okres budowy nowej jakości społecznej, tworzenia podwalin nowego, obywatelskiego społeczeństwa. Postęp cywilizacyjny jaki się dokonał jest niezaprzeczalny, ale to postęp fragmentaryczny, kulawy, ograniczony do sfery materialnej. Dwie minione dekady to czas konserwowania chorych relacji międzyludzkich i społecznych typowych dla społeczeństw autorytarnych, w których prym wiodą tzw. elity, wąskie grupy ludzi zdolnych do wpisania się w świat kombinacji, zukładowania, nieczystych i niejawnych zasad życia społecznego.

To co obserwujemy u naszej uczelni jest smutną emanacją tego zjawiska.

5 komentarze:

Portier pisze...

Ma Pan absolutną rację. Psioczymy na wszelkie małe i duże układy, ale naszym strachem i wycofaniem sami je konserwujemy. Przy czym układ to nie zawsze ludzie, to także pewien sposób postępowania, pewna droga życia. "Bo przecież inaczej się nie da".

Anonimowy pisze...

Dobry opis Polski i uczelni w kraju. Wmawia się młodym naukowcom, że mogą wszystko, a tak naprawdę układ i beton ma się dobrze i śmieje się zapewne czytając ten komentarz, bo to on rządzi duszami pracowników akademickich.

Anonimowy pisze...

jest tylko rozwiązanie - uciekać jak najdalej, wtedy może zostanie przynajmniej nienaruszone zdrowie psychiczne

Anonimowy pisze...

W demokracji, którą obecnie mamy bezpiekę zastąpili NIKowcy.

Anonimowy pisze...

Demokracja ? to chyba żart - teraz mamy na uczelniach system układów i zależności gorszy niż za PRL-u. Przedtem partia czasem była sprawiedliwa nawet wobec swoich, teraz to ekstremalna forma, którą nawet trudno opisać.