środa, 2 czerwca 2010

Po co nam są Uniwersytety?

Ostatnie wydarzenia w naszej uczelni skłaniają do szerszej refleksji, wykraczającej poza bieżące wydarzenia. Warto zastanowić się jaka jest rola szkół wyższych w ogóle, w jaki sposób wpływają one na życie w kraju i jak ich poziom rzutuje na możliwości państwa jako całości. Od dawna mam głębokie przekonanie, że żaden kraj bez nowoczesnego szkolnictwa wyższego, przygotowującego kadry zdolne do podjęcia wyzwań współczesności nie ma szans na sprostanie krajom tworzącym światową elitę cywilizacyjną. Drugi, obok dydaktyki, kluczowy obszar stanowi nauka. Bez własnej, innowacyjnej myśli naukowej skazani będziemy na wykorzystywanie cudzych pomysłów i opracowań, a nasza rola zostanie sprowadzona do roli odtwórców i konsumentów.

Ktokolwiek nieco bliżej przygląda się polskim uniwersytetom musi zgodzić się z opinią, że ich aktualne funkcjonowanie daleko odbiega od oczekiwań i możliwości.

Jak zreformować polskie szkolnictwo wyższe? Kto jest za to odpowiedzialny?

Istnieją dwa główne ośrodki mające wpływ na stan uczelni: szeroko rozumiana klasa polityczna oraz środowisko uniwersyteckie. Nic o nas bez nas, to my sami powinniśmy określić dokąd iść, ale generalne zasady, reguły ustawowe i środki finansowe są w gestii szeroko rozumianej klasy rządzącej. Rzeczywiste zmiany mogą dokonać się pod warunkiem współdziałania tych dwóch środowisk; bez zmian na poziomie krajowym nic nie zrobimy, ale z kolei „na siłę”, bez zgody i zrozumienia istoty reform ich powodzenie także stoi pod znakiem zapytania. Ciekawym przykładem poglądu środowisk władzy na reformę szkolnictwa wyższego jest zdanie wypowiedziane przed laty przez Premiera J. Buzka, który na moje pytanie dlaczego nie podjęto działań naprawczych w czasie jego premierostwa odpowiedział, że uczelnie są samodzielne, samorządne i same powinny dbać o swój poziom. Zgoda, centralne regulacje nie mogą prowadzić do ograniczenia autonomii uniwersytetów, ale z drugiej strony przecież szkoły wyższe nie mogą nadużywać swych prerogatyw do niezależności. Jak pogodzić zamierzenia na poziomie państwowym z poglądami środowiska niekoniecznie sprzyjającego reformom?

Jak dotąd minione dwie dekady nie dały odpowiedzi na te pytania, polskie uniwersytety drepczą w miejscu. Świat ucieka szybko, widać to np. na przykładzie ilości polskich publikacji w naukowych pismach światowych, liczbie patentów i cytacji, odsetkowym udziału w globalnej liczbie publikacji.

Uczelnie nie mogą pozostawać niezmienną wyspą na tle szybko zmieniającego się świata. Mam wrażenie, że polskie uczelnie, w znakomitej większości, pozostają obszarem realizacji interesów wąskiej grupy osób, znajomych, przyjaciół, grup nacisku etc. Od pewnego czasu obserwujemy działania reformatorskie podjęte przez Ministerstwo Nauki, widzimy także działania środowiska uczelni reprezentowanego np. przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Coraz liczniejsze są także inicjatywy oddolne stanowiące wyraz niezgody pracowników naukowych na dalszą wegetację na obrzeżach współczesnej cywilizacji.

Zobaczymy co z tego wyniknie, czekamy na prawdziwy przełom.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Na prawdziwy przełom w uczelni musimy poczekać aż zmienią się władze. No i czy nowe władze zechcą podjąć trud reforatorski w demokratycznej aurze, bo tylko to może przynieśc efekt. Czy będą słuchać oddolnych sugestii i propozycji oraz czy będą otwarci na konstruktywną krytykę. Obecne władze wszystko wiedzą najlepiej i nie potrzeba im głosów odmiennych, a wyłącznie klakierów i służalców, których opłacają. Ponadto posługują się mobbingiem i nepotyzmem, co jest przez wszystkich widoczne i powszechnie potępiane. One niestety nie zreformują uczelni, doprowadzą tylko do takiego stanu,że ich następca ludzi konstruktywnie i odmiennie myślących będzie musiał szukać poza uczelnią.

Anonimowy pisze...

Po co nam uniwersytet......w GW znowu o Ceglanej i bezprawnym potraktowaniu lekarza rezydenta.

Anonimowy pisze...

I znowu w GW artykuł gdzie w roli głównej oczywiście szpital kliniczny SUM - szpital na Ceglanej, gdzie zwolniono lekarza rezydenta, który nie chciał dyżurów kontraktowych za pośrednictwem narzuconego przez dyrekcję NZOZu. Zgodnie z obowiązującymi przepisami lekarze w trakcie specjalizacji nie mogą dyżurować na kontrakcie. Ale co tam- kto się liczy z prawem w śląskim uniwersytecie medycznym.