sobota, 5 maja 2012

Nieco historii dla przypomnienia i dla przyszłości

Poniższego tekst ze strony sumwybory2012.pl

Pamięć jest niestety zawodna. Niewielu z dyskutantów ma świadomość o stanie naszej Uczelni, gdy w demokratycznych wyborach JM Rektorem została Prof. Ewa Małecka-Tendera. Przerost zatrudnienia, wskazany w raporcie NIK, oraz nie-dopensowanie stanowiły wyzwanie dla nowego Rektora. W niektórych katedrach etatowe zatrudnienie ponad pensum przekraczało 2 etaty. Dodam, że w owym czasie (2006 rok) można było wyliczyć (przy nadzwyczajnej dobrej woli) 44 „wiecznych” adiunktów, których łączny staż w SUM wynosił średnio 17lat, a dorobek naukowy sumarycznie nie przekraczał 10 punktów IF w ciągu całego okresu zatrudnienia (17lat x 44 = 748 osobo-lat). Oznacza to nic mniej niż więcej, że każdego roku dorobek naukowy owych wiecznych adiunktów wynosił 0.01336 punktów IF. Chcąc być wiarygodnym dodam, że owe niecałe 10 IF zgromadziło 3 spośród 44 adiunktów (zatrudnionych wówczas w SUM od odpowiednio 17, 19 i 20lat). Owi adiunkci są obecnie doktorami habilitowanymi. Los pozostałych wiązał się z wiekiem (7 osób, ochrona emerytalna), stanem zdrowia (3 osoby), ochroną kadrową (działacz związków zawodowych (1 osoba do nadal, znaczy kolejne 6 lat, nadal IF = ZERO)). 15 OSÓB (PIĘTNAŚCIE !!!), których średni okres zatrudnienia w SUM wynosił 15 lat, a łączny IF wynosił ZERO, zostało zwolnionych. Pozostali byli przesunięci na etat wykładowcy /starszego wykładowcy. Posunięcie JM Pani Rektor nie było gestem, tylko „naiwną dobrodusznością”. Istniały bowiem prawne i realne podstawy, aby redukcje etatów były większe. Owi „zachowani” są dzisiaj piewcami wrogości do JM Rektor (pomijam rzekomo niesłusznie zwolnionych).
Brak głosu obrony dotychczasowych Władz może irytować, zważywszy, iż w okresie sprawowania Urzędu, niektóre jednostki doczekały się awansu naukowego wszystkich zatrudnionych. Chętni krytyki powinni zainteresować się katedrami i klinikami, w których każdy zatrudniony szczyci się stopniem doktora habilitowanego, a niektóre jednostki niemal samymi tytularnymi profesorami. To owe kłody, kładzione przez JM Panią Rektor, pozwoliły niektórym na osiągniecie statusu, który pozwolił przesunąć partykularną rywalizację zawodową na obszar akademicki. Jaka jest wina JM Rektora, kiedy trzech tytularnych profesorów rywalizuje o stanowisko. Przyszły JM Rektor stanie wobec tego i podobnego problemu (Witek vs Sikora, Deja, Jasiński czy Bachowski, i inne przykłady).
Te bezprzykładne dowody „bezduszności” Władz SUM w mijających kadencjach JM Rektor Prof.Ewy Małeckiej-Tendery stanowią dzisiaj mechanizm lewarowy (trzeba poczytać w ekonomii) niektórych kandydatów na Urząd Rektora, a pewnie i na urzędy Prorektorów. Owi „Rektobile” powinni jednak pamiętać, kto „wykonał za nich” owe najbardziej niepopularne zmiany. Kto wziął na siebie odium, potęgowane przez nagłośnienie opiniami „skrzywdzonych”.
Przeciwnicy JM Pani Rektor, a w szczególności wrogowie PT Tenderów, winni są dokonania samooceny. Oczekuję, iż wskażą Oni, kiedy i w jakim zakresie działania JM Pani Rektor, bądź PT Tenderów naraziła Ich na szwank osobisty, zawodowy bądź naukowy. W jakim zakresie i jakimi metodami JM Pani Rektor bądź PT Tenderowie ograniczali ich możliwość uzyskiwania publikacji z IF. W jakim zakresie i jakimi metodami JM Pani Rektor bądź PT Tenderowie ograniczali ich możliwość w wypromowaniu doktorantów. W jakim zakresie i jakimi metodami JM Pani Rektor bądź PT Tenderowie ograniczali ich możliwości aktywności zawodowej i naukowej poza Uniwersytetem. W jakim stopniu „niewyobrażana arogancja” JM Pani Rektor bądź PT Tenderów szkodziła Profesorom Pluskiewiczowi czy Więckowi? I czy rzeczywiście owi „Rektobile” czują się szczególnie zaszczutymi?
Jeśli kryterium wyboru kolejnego Rektora ma być stopień „zaszczucia” przez dotychczasowe Władze SUM, konieczne jest wykazanie, iż działania były rzeczywiście ograniczające. Niech wrogowie "znienawidzonych PT.Tenderów" wskażą obszary Ich „hańbiących” działań. Jednak, niech wrogowie PT Tenderów powołują się na osobiste doświadczenia, a nie rzekomą dyskryminację innych (np. Romaniuk wg Wylęgała). Albo, jeśli powołują się na te doświadczenia, niech przedstawią pisemne stwierdzenia pokrzywdzonych.
Wreszcie kilka uwag odnośnie kondycji finansowej. Dobrze zorientowany Profesor rozsyła informacje, mające wskazać na indolencję byłych Władz. Jak każdy doświadczony przedsiębiorca ma świadomość, iż pozyskanie funduszy koniecznie wiąże się z kondycją finansową, która na początku działań JM Pani Rektor była obiektywnie negatywna. Pewnie, gdybyśmy wówczas wybrali Tego Profesora na Urząd Rektora byłoby inaczej. Mając liczne długi uzyskałby miliardy z Unii Europejskiej. Ale niestety wówczas nie startował. Inny z krytyków jeszcze nigdy nie sprawował żadnej, nawet pomniejszej roli w SUM (pewnie go sekowano, ale dlaczego?). Ale dzisiaj wydaje się niemal pewnie, iż pozyskałby On miliony Euro dla SUM. Ciekawe jak? Jako Rektobilowi pozostaje Mu wykazać to w toku debaty przedwyborczej.
Można dyskutować o stylu sprawowania władzy przez ostatnie lata. Może nie sprostały one oczekiwaniom. Ale, racjonalne zachowanie względem emocjonalnym muszą wziąć górę, niezależnie od sprawujących władzę. Poza tym „spiskowe” rozważania winny być zestawione z formalnymi wymogami. Obawiam się, że te pierwsze nie mają szans wobec realiów.
Na zakończenie dodam, iż uczciwość wymaga, aby dorobek naukowy poszczególnych dyskutantów był afiliowany do miejsca w którym był uzyskany. Jeśli miejsce jest poza Uniwersytetem, to nie przystoi wskazywać SUM jako afiliację. Uniwersytetowi nie zaszkodzi, jeśli indywidualny dorobek okaże się funkcją działań poza SUM. Wręcz przeciwnie, afiliację swoich działań poza SUM, traktowałbym jako nieuprawnione. Wręcz jako wykorzystywanie etykiety SUM (właściwy profesor pewnie się odezwie jak nożycie, ostatnio ulubieniec).
Adwersarzom i wrogom JM Pani Rektor, a w szczególności PT Tenderom, w tym maturzystom w okresie kiedy uzyskiwali Oni najwyższe pozycje w nauce światowej, polecałbym powściągliwość. A tym, dzięki którym uzyskali obecny status, chwilę rozwagi.
Wreszcie, wskazane byłoby, aby krytyczną i konstruktywną opinię wyrazili studenci SUM. Ich opinia może być wiążąca o tyle, o ile Ich starania były obiektywne. Niemniej byłoby ważne dla Rektorobila, aby owa grupa wskazała obszary potencjalnej aktywości przyszłego Rektora, których beneficjentami byliby studenci. Ważne też, aby Samorząd Studencki zabrał głos w „potwarząjącej” dyskusji o ustępujących Władzach SUM.

Chciałbym w kilku zdaniach odnieść się do powyższego tekstu, który został przez dr hab. M. Sosnowskiego nadesłany na stronę sumwybory2012.pl. Warto go skomentować z jednego bardzo prostego powodu: autor pokazał, jakie są aktualne podstawy funkcjonowania naszej uczelni; opisując różne sprawy zademonstrował, pewnie nieświadomie, jak patologiczne zasady w niej obowiązują. Znakomicie ujął stan rzeczy celnie pokazując stosowane metody, ale przede wszystkim odsłonił warstwę mentalną. Nie ma zgody by uczelnia była organizmem, w którym władza „rządzi”, a pracownicy słuchają; to powinno być miejsce swobodnego rozwoju, dyskusji, wymiany argumentów. Tego wszystkiego nas pozbawiono stąd krytyka władz, a Pani Rektor w szczególności. Rektor nie jest powołany, by kierować według własnego „widzimisię” jakąś bliżej nieokreśloną grupą osób, to ma być lider wytyczający kierunki rozwoju pozostając przy tym jednym z członków społeczności akademickiej. Z tekstu, jakże dobitnie przebija się podział na władzę i podwładnych.

I to ma się zmienić w naszej uczelni, by móc ją nazwać uniwersytetem.

Trudno mi także pojąć, dlaczego w imieniu Państwa Tenderów występuje osoba trzecia. Czy sami zainteresowani nie mogą zabrać głosu wykładając swoje racje? To jest typowe dla znanego nam wszystkim panującego w uczelni zwyczaju: władza mówi (rozkazuje), pracownik słucha (i wykonuje posłusznie polecenia). Władza nie dyskutuje, władza wie lepiej, co jest dobre, a co złe. Sam byłem dokładnie tak potraktowany na spotkaniu 27.04 w sprawie debaty wyborczej, miałem potulnie zgodzić się na wszystko zgodnie z opinią Pani Rektor.

Na koniec odniosę się do pytania postawionego przez dr hab. M. Sosnowskiego:
W jakim stopniu „niewyobrażana arogancja” JM Pani Rektor bądź PT Tenderów szkodziła Profesorom Pluskiewiczowi czy Więckowi?

Wypowiem się w moim imieniu. Pani Rektor dwukrotnie odmówiła mi nadania stopnia profesora zwyczajnego, choć spełniałem wszelkie wymogi. Dwie moje doktorantki (nie podam nazwisk bo nie mam ich zgody) miały, dzięki osobistym staraniom Pani Rektor, CZTERY razy wszczęcie przewodu doktorskiego. I trzecia, najważniejsza sprawa; w 2008 roku, na dwa miesiące przed wyborami rektorskimi z inicjatywy Pani Rektor doszło do postawienia mi zarzutów dyscyplinarnych. Skoro byłem tak nierozsądny, by kandydować na stanowisko rektora to należało mi pokazać, gdzie jest moje miejsce w szeregu. Zarzuty zostały w lipcu, dwa miesiące po rozstrzygnięciu wyborów, oddalone przez Komisję Dyscyplinarną (nie otrzymałem żadnej kary). Obrzucono mnie błotem, co gorsza, ta sprawa nie mogła nie wpłynąć na wynik głosowania.
Oczywiście, nigdy nie usłyszałem słowa „przepraszam”.

Ale moje losy to nic wobec losów wielu, bardzo wielu ludzi, którzy zostali dotkliwie „poturbowani” przez władzę w ostatnich 7 latach. Jaka jest społeczna ocena działań i postawy Państwa Tenderów wiemy dzięki wyborom do Rady Wydziału i Senatu. I na tym zamknijmy tę żenującą obronę straconych pozycji.

7 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wolę raczej stwierdzenie "ciszej nad tą trumną"!

Anonimowy pisze...

Witam.
Co prawda SUM nie jest już moim "podwórkiem", jestem obecnie pracownikiem innej uczelni - aczkolwiek jednak ileś lat tam spędzonych powoduje że sprawy tej uczelni nie są mi do końca obojętne. Mnie nie wystarczyło zdrowia i cierpliwości na użeranie się z nowymi władzami po wyborach w 2005 roku. Kilka razy zdarzyło się, że w przypadku poprzednich władz (1999-2005) nie odpowiadało mi zajęte przez nie stanowisko. Po bezpośredniej rozmowie czy z Dyrektorem, czy JM Rektorem - udało się wypracować kompromis - okazało się że decyzję podjęto w oparciu o przedstawione opinie, często nie uwzględniające szczegółów sprawy (wina "gdzieś-po-drodze-w-administracji", komuś się nie chciało sprawdzić szczegółów sprawy którą opiniował !!!), które siłą rzeczy wpływały na ostateczny pogląd na daną sprawę. Zawsze udało mi się dojść do porozumienia.
NIGDY nie rzucono we mnie moim pismem - jak miało to miejsce w przypadku władz 2005-teraz.
Z własnego, już niemal dwudziestoletniego doświadczenia zawodowego - pracy na uczelni i to zarówno w strukturach administracyjnych, jak i jako pracownik naukowo-dydaktyczny uważam, że wiele nieporozumień, zbyt wiele, wynika ze zbytniego formalizmu, zbytniej "rozwlekłości" struktur administracyjnych, braku bezpośrednich kontaktów i wynikających z tego - nieporozumień.
Nasuwa mi się nieodparcie taka refleksja: mój ojciec był rzemieślnikiem, szkolił ludzi w zawodzie, był dobry w tym, co robił - miał dyplom mistrzowski. Miał swój warsztat, byli tam i uczniowie, i czeladnicy którzy się uczyli - patrzę dziś na to jak na szkołę-uczelnię w skali mikro.
W warsztacie wisiała taka ... tabliczka: "Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego".
Kiedyś, dla mnie, jako dla młodego człowieka, zapędzonego do miotły i sprzątania, buntującego się - było to niezrozumiałe. Szef jest zawsze "z założenia" zły - wymaga, każe poprawiać, czepia się. A na dokładkę, mimo że to był własny ojciec to wymagał ode mnie więcej niż od innych uczniów (ma być zrobione bezbłędnie, mam być wzorem!)
Ale zapadło mi to w pamięć, a hasło z tabliczki z czasem (zapoznaniem się z coraz większą liczbą przełożonych podczas zmian miejsc pracy) było coraz bardziej zrozumiałe.
I jest ono świetnym podsumowaniem dla narzekających na poprzednie władze uczelni.
I ostrzeżeniem - przed wyborami nowych.....

Anonimowy pisze...

Taki nabożny stosunek to ja mogę mieś do mojego mistrza-profesora, a nie do urzędniczki, która tegoż mojego mistrza i mnie ma za nic.

Anonimowy pisze...

Kim jest dr hab. med. MaciejnSosnowski? Internista, naukowo zajmujący się komputerową analizą EKG. Pomimo długiego, ponad 20 letnigo stażu pracy w Klinice Kardiologii nie ma specjalzacji z kardiologii. Jako adiunkt w tej klinice uczy studentów V roku kardiologii. Uważa, że wystarczy uczyć osłuchiwania i EKG, wiedza w zakresie procedur specjalistycznych w kardiologii studentom w jego opinii jest niepotrzebna (patrz wypowiedzi na stronie SUM Wybory 2012). Nic dziwnego, skoro sam o nich nie ma pojęcia. Sprawuje funkcję kierownika pracowni TK w GCM, choć nie ma specjalizacji z radiologii. Ale uczy się nowego warsztatu i publikuje "case reports" (w międzyczasie sprzęt zestarzał się technologicznie!). Jak na dr hab w klinice kardiologii mierny dorobek naukowy, słabo znany w środowisku. Mierny ale wierny, rzeczywiście wszystko zawdzięcza Państwu TT. Człwiek na każde skinienie. Po zmianach władz uczelni i dyrekcji GCM jego pozycja jest merytorycznie nie do obrony. Pewnie stąd ta desperacja w obronie państwa TT.

Anonimowy pisze...

Pełna zgoda z komentarzem z 7 maja 2012 00:51.
Takich ewenementów z III Kliniki, które wkrótce zaczną jazgotać będzie więcej.
Czy osoba, która nie dostała się NAWET do RW może reprezentować SUM w Centralnej Komisji, może to czas to poważne decyzje przy okazji wyborów?

Anonimowy pisze...

Nie chodziło mi o nabożny stosunek do obecnych władz, czy do jakichkolwiek innych. Ludzie są ludźmi i nie ma ideałów. Natomiast ważne czy da się z kimś pracować i jak się pracuje. Jeśli tego nie widać w tekście - to piszę wprost: Uważam że w porównaniu z obecnymi władzami poprzednie były dobre, niepotrzebnie zostało ileś niewyjaśnionych i/lub zaognionych spraw, ze sprawozdanim Rektora Wilczoka ze swojej kadencji włącznie.
Moja refleksjawynika z zastanawiania się - ciekawe jak Ci którym nie odpowiadał "styl" pracy Profesora mówią o terażniejszych władzach("Szanuj szefa swego..." - nie szanowali Profesora Wilczoka - a ma on niekwestionowany dorobek). Na szacunek, owszem, należy sobie zasłużyć. I gdy zapoznać się ze stanowiskiem Profesora Wilczoka odnośnie ACM i zakupu budynku na Warszawskiej zamieszczonych na jego stronie www - trudno go potępiać w czambuł. Żałuję, że ludzi z taką klasą i kulturą osobista jak on jest coraz mniej...
Demokracja ma to do siebie, że ile osób tyle opinii - a zajmowanie stanowiska jest nierozerwalnie związane z tym, że w końcy trzeba się komuś narazić....
Poprzedni tekst został napisany niejako "w kontekście" poprzednich władz, Pana Profesora Wilczoka. Tylu miało i ma do niego najróżniejsze pretensje. A ilu miało odwagę wygłosić je wprost? ilu poprzestało na "burczeniu pod nosem" nie podejmując próby dyskusji?
Sytuacja z aut,gdy nopsji - nie spodobała mi się podjęta i wdrażana decyzja. Na kazde pytanie - czemu, po co - odpowiadano mi w administracji - Taka jest decyzja Rektora. I ucinano dyskusję. Skoro tak - to umówię się i zapytam wprost Rektora. Efekt przerósł moje oczekiwania - Jaka decyzja? Kto twierdzi że jest moja? Padły nazwiska moich wcześniejszych rozmówców. Profesor Wilczok poprosił Panią sekretarkę by za godzinę wymienione osoby się u niego stawiły. Podziękował mi i powiedział że on takiej decyzji nie podjął. Działania które mnie zirytowały zostały przerwane.
Moje wątpliwości - na ile Rektor jest zdany na "podchody" administracji - zostały. Na ile realne jest, że w teczkach do podpisu które podpisuje codziennie w ilości sztuk kilkunastu, po -dziesiąt pism - cos mu zostanie podłożone? Jest realne, w końcu nie da się wszystkiego sprawdzać, czytać - powinno się miec jakies zaufanie do współpracowników.
Z perspektywy czasu, myślę że wiele spraw mogło zostać wyjaśnionych - gdyby robiący wiele hałasu, wnoszący zastrzeżenia ruszyli się z wygodnych gabinetów, spróbowali skonfronotwać opinie - mieli czas i odwagę rozmawiać - zaproponować jakies konstruktywne działania, a nie tylko krytykować. Bo opinię wypowiada się bardzo łatwo, sczególnie gdy nie zna się wszystkich szczegółów. A jak wynika z mojego doświadczenia z profesorem Wilczokiem dało się rozmawiać i przekonać go argumentami. Gdyby nie moja ówczesna irytacja i zdeterminowanie by dotrzeć do "rzekomego" źródła decyzji - pewnie byłaby to kolejna rzecz o którą obwinianoby Rektora Wilczoka - niesłusznie. Bo skoro takie coś "zmajstrowano" w administracji raz, zapewne zrobiono to więcej razy i w innych sprawach. Tylko nie trafił się desperat który się zdenerwował i zdecydował na konfrontację - prośbę o wyjaśnienie bezpośrednio Rektora (jak sądzę liczono na to że nikt się nie odważy poprosić Rektora o uzasadnienie decyzji..)
Warto by przyszły Rektor był świadomy takich mechanizmów...

Anonimowy pisze...

Pytanie do becnych władz uczelni: kto spowodował straty materialne dla uczelni: prof Wilczok kuując nieruchomości w centrum Katowic, czy obecny Rektor, który je sprzedał po zaniżonej cenie? Wyceny nieruchomości różnią się w opinii ekspertów wielokrotnie, a korzystanie z zaniżonej wyceny po to by poprzednikowi udowodnić jego niegospodarność to szczyt wyrachowania i nieliczenia się z dobrze pojętym interesem naszej Uczelni. Osobiści widziałem oferty sprzedży tej samej nieruchomości po dwukrotnie wyższej cenie od tej za którą je sprzedano. Myślę, że i ta sprawa będzi wmagał wjaśnień w przyszłości.