O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogólne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogólne. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 grudnia 2011

WAŻNY KOMENTARZ CZYTELNIKA

Naprawdę chodzi o to by osoby wybrane przez nie statutową i nieregulaminową strukturę (w konsekwencji nielegalną) obejmowały kolejne stanowiska. Ta struktura, to zaledwie parę osób, oczywiście formalne stanowiska nie mają znaczenia. Nie należą do niej wszyscy członkowie tzw. kolegium rektorsko-dziekańskiego, też zresztą nieformalnego. Konkursy, wybory składu komisji konkursowych, posiedzenia komisji senackich, głosowania rad wydziału, senatu to fasada - pozory normalnego uniwersytetu. Prawdziwa treść to autorytaryzm, myślenie kategoriami „familii”, poczucie wyższości, tępienie myślących inaczej. Tak bywa też w innych uniwersytetach, sprawa wrocławska jest doskonałym przykładem. Jednak nasza nieformalna struktura jest zdecydowanie sprawniejsza. Skutecznie zastraszają, jeżeli trzeba to kupują – stanowiskiem czy nagrodą. Jeżeli natrafiają na prawdziwy opór decydują się na przeczekanie. Tworzą nimb swojej niezniszczalności i niewiarygodnej skuteczności. Uwielbiają załatwiać sprawy cudzymi rekami – zachowania pani Rogowskiej na komisji konkursowej to klasyczny przykład.

Dlaczego walczą dzisiaj pół roku przed wyborami? Hipotez jest kilka.

1. Wierzą, że mimo blamażu szyi uda się umieścić głowę rodziny na pozycji rektora.
2. Wierzą, że namaszczony przez nich następca będzie w przyszłości lojalny i przygotowują przestrzeń dla wspólnych interesów.
3. Nie wierzą, że namaszczony przez nich następca będzie w przyszłości lojalny i próbują zdobyć i utrzymać jak najwięcej fantów do przyszłego handlu. Jednostki w Ochojcu czy ligockiej pediatrii są dużo warte.
4. Nie wierzą, że namaszczony przez nich następca będzie w przyszłości lojalny i gdzieś chcą się okopać do emerytury (wraca pomysł z Ochojcem – oddziały kierowane przez ludzi spoza Uniwersytetu, kliniki kierowane przez miałkie osobowości). Na pediatrii też jakoś się uda utrzymać.
5. Boją się, nie mają żadnej wizji przyszłości, reagują odruchowo – może się uda.

Głosuję za hipotezą piątą. Wybory tuż, tuż. Czasu zostało niewiele, ale nie może im się udać. Zablokujmy kontynuację obecnej władzy. Blokujmy jej obecne dziania. Już niewiele mogą, nagrody zostały rozdane, konkursów zostało już tylko kilka. Szukajmy kontaktów, rozmawiajmy, wciągajmy biernych, pokazujmy patologię, definiujmy zło. Jeżeli starczy nam hartu walczmy – nawet o drobne sprawy.

SUM to szkoła z dobrą tradycją warto o nią powalczyć.

poniedziałek, 14 listopada 2011

WAŻNY KOMENTARZ CZYTELNIKA

Szanowny Panie Profesorze,

jak Pan wie jestem czytelnikiem Pańskiego blogu. Jak dotąd nie komentowałem zamieszczanych w nim problemów Uczelni. Czuje się bowiem odpowiedzialny za działanie Władz Uczelni, ponieważ głosowałem na Ewę Tenderę, i dlatego "siedzę cicho". Dziś wiem, że to był błąd. Pani Rektor Tendera podejmuje skandaliczne decyzje i nie przejmuje się tym, iż jak przestanie być rektorem to wiele osób nie poda Jej ręki. Myślę, że ma nadzieję, iż nowo wybrane władze zapewnią Jej i Jej Rodzinie bezpieczne lądowanie i jest to dla Niej sprawa najważniejsza. Bardzo prawdopodobne, że ma sporo do ukrycia. Zasłanianie się opiniami uczelnianych prawników, jest po prostu śmieszne. Wszyscy wiemy jak te opinie zostały zweryfikowane w licznych postępowaniach sądowych, za które wszyscy zapłaciliśmy. Chowanie się za decyzjami kolegium rektorsko dziekańskiego też budzi ogólną wesołość. Wszyscy wiemy, że są to specjalnie wyselekcjonowani służalcy Pani Rektor i nie mam wątpliwości, w przeciwieństwie do Niej, iż pierwsi skoczą Jej do gardła po zakończeniu kadencji. Intencją mojego komentarza jest jednak zwrócenie uwagi, iż decyzje Pani Rektor są przemyślanym działaniem przedwyborczym, mającym wpłynąć zarówno na skład jak na nastroje elektorów. Przyspieszone postępowania awansowe, po dwie habilitację na jednym posiedzeniu Rady Wydziału i obrzydzanie życia i eliminowanie starych profesorów, których głos mógłby mieć wpływ na wybór nowych władz to przejrzyście zarysowane fakty, których cel nie trudno dostrzec. Osobiście dotknęło mnie postępowanie z prof. Opalą, który jest prawym człowiekiem i nadal bardzo aktywnym naukowcem, pełnym inicjatyw naukowych i organizacyjnych. Decyzja Pani Rektor w Jego sprawie, całkowicie pogrąża Ją w moich oczach. Czy ten człowiek nie zasługuje na coś więcej?
Powinniśmy być czujni na wyborach i przekreślić ambicje tych, którzy są z Tenderową związani, gdyż to oni sami zaprezentowali swoje ciemne strony charakteru i wspólnie pogrążali Uczelnię w bezruchu arogancji i hamowaniu ambicji innych, którzy w sposób bardziej humanitarny widzą jej cele i zadania.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Komentarz czytelnika

To co Pan Profesor opisuje dot. głosowania na Senacie na komisje statutową jest jawnym pogwałceniem prawa. W głosowaniu tajnym bowiem głosujemy na poszczególnych kandydatów imiennie. Dlatego właśnie jest to głosowanie tajne. Wobec braku możliwości prawidłowego oddania głosów wybór tej komisji powinien być unieważniony. A manipulacja pani rektor powinna być zgłoszona w Ministerstwie. To są sprawy zbyt ważne, aby im pobłażać. Dotyczą bowiem przyszłości uczelni, kiedy pani rektor już nie będzie.

Powyższy komentarz dotarł przed paru dniami, dotyczył sprawozdania z czerwcowego posiedzenia Senatu. Sądzę, że warto na chwilę zatrzymać się przy tej sprawie. Jak trafnie zauważył komentujący, sprawa nowego statutu jest bardzo ważna. To jaki będzie statut ma takie znaczenie dla przyszłości uczelni jak konstytucja dla funkcjonowania państwa. Niestety, już na początku sprzeniewierzono się podstawowym zasadom akademickim oraz elementarnej przyzwoitości co podnosi Czytelnik. W Senacie nie padło ani jedno słowo jakie będą zasady tworzenia statutu, jakie będą możliwości wpływania na jego kształt pracowników uczelni, jak ma wyglądać dyskusja o jego zapisach np., na forum Rad Wydziału oraz w szerokich kręgach społeczności akademickiej.

A może wcale nie przewidywano takiej możliwości?

Absolutnie nie możemy dopuścić do takiej sytuacji by nieliczna grupa osób (członkowie komisji statutowej oraz Senat) decydowali o naszej przyszłości.

Powiedzmy głośno i wyraźnie, nie zgadzamy się na taką sytuację, musimy mieć realny wpływ na:
PRZYSZŁOŚCI UCZELNI
oraz
PRZYSZŁOŚCI KAŻDEGO Z NAS.

Idą wakacje, ale już niebawem rozpoczną się działania wielu z nas ukierunkowane na taki kształt statutu by nasza przyszłość nie była w rękach przyszłych władz uczelni. I nie jest ważne kto będzie piastował funkcję rektora, ważne by zapisy prawa służyły nie władzy, ale nam, pracownikom uczelni.

piątek, 8 lipca 2011

O ważnych rozmowach w Ministerstwie Zdrowia

5 lipca br. odbyło się w Ministerstwie Zdrowia spotkanie nowego Dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. dr hab. Janusza Kleinroka z przedstawicielami Zakładowych Organizacji Związkowych Uniwersytetów /Akademii Medycznych NSZZ ”Solidarność”.

Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze, poruszono następujące problemy:
  1. Prawny nadzór Ministerstwa Zdrowia nad nowymi statutami opracowywanymi w związku z obowiązująca od 1 października nową ustawą: Prawo o szkolnictwie wyższym i Ustawą o działalności leczniczej (od 1 lipca br.).
  2. Zgłoszenie akcesu uczestnictwa przedstawicieli NSZZ „Solidarność” w pracach komisji umocowanej w Ministerstwie Zdrowia przygotowującej projekt ustawy o szpitalach klinicznych.
  3. Poparcie w negocjowaniu z rektorami uczelni medycznych Układu Zbiorowego, który wcześniej będzie podpisany w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla państwowych uczelni podległych temu resortowi.
  4. Nieprawidłowości prawne występujące w postępowaniach konkursowych na stanowiska kierownicze.
  5. Preferowanie w uczelniach zatrudnienia młodych pracowników (bezpośrednio po studiach) na stanowiska wykładowców, a nie asystentów.
  6. Omówienie „surogatu delegacji” jaką jest: Usprawiedliwiona nieobecność w pracy” w aspekcie potencjalnego wypadku, który prawnie nie może być kwalifikowany jako wypadek w pracy.
  7. Zwrócono uwagę na brak rozporządzenia Ministra Zdrowie dotyczącego wywiązywania się z obowiązku Konsultanta Krajowego/Wojewódzkiego; Kto ma uprawnienia do wystawiania delegacji: rektor? dyrektor szpitala? a tym samym kto pokrywa koszty delegacji?

Przewodnicząca NSZZ „Solidarność” SUM mgr Danuta Gojna-Ucińska
Wice-przewodnicząca NSZZ „Solidarność” SUM Prof. Aleksandra Kochańska-Dziurowicz
Członek NSZZ „Solidarność” SUM Prof. Krzysztof Gołba

poniedziałek, 18 października 2010

Przyzwoitość, zasady…

Od dawna zbierałem się do napisania tego tekstu, ale ciągle różne, bieżące wydarzenia zaprzątały moją uwagę. Obserwując różne obszary ludzkiej aktywności nieustannie jesteśmy bombardowani mnogością informacji, newsów, opinii, komentarzy. Najlepiej, niestety, „sprzedają” się informacje negatywne; na czołówkę gazety lub witryny internetowej trafi raczej informacja typu „kowal zabił sąsiada” niż opis zachowania harcerzy, którzy na ruchliwej ulicy podjęli się trudu pomocy przy przechodzeniu przez ulicę osobom starszym i niepełnosprawnym. Wśród informacji są także takie, które trudno uznać za „hity” dziennikarskie, ale dotyczące różnych ważnych i niepokojących faktów. Życie publiczne jest składanką, a każda, nawet najbanalniejsza informacja, w zestawieniu z innymi danymi, może okazać się istotna. Znakomicie wiedzą o tym różne agencje (niekoniecznie wywiadowcze) zbierające informacje dotyczące różnych dziedzin. W tym pędzie współczesnej cywilizacji gubią się najważniejsze wartości; relatywizm wypiera tradycyjne, utrwalone przez pokolenia zasady postępowania.

Kilka przykładów, pierwszy z mojej uczelni. Przed laty przyłapano pewnego studenta VI roku medycyny na sfałszowaniu podpisu egzaminatora w indeksie. Zwołano odpowiednie gremium dyscyplinarne; padały różne głosy, ale wcale nie dominował pogląd, że należy delikwenta natychmiast wydalić z uczelni. Mówiono „ludzka rzecz błądzić, szkoda tylu lat jego pracy, trzeba dać mu szansę”. A jaki będzie z niego lekarz, który oszukuje na końcu studiów? Gdzie etyka? Gdzie zasady? O ile wiem chyba pozwolono mu dalej studiować.

Druga historia też dotyczy uczelni, w której pracuję. Pewien lekarz, pracownik jednej z klinik do swego doktoratu wykonywał badania radiologiczne, dodajmy badania obciążone dużą dawką promieniowania na rejon miednicy małej. Gdy jedna z pacjentek objętych tym programem trafiła do radiologa, ten wykrył, że była on w początkowym okresie ciąży. Odstąpił od wykonania badania i natychmiast skontaktował się z lekarzem kierującym pytając go dlaczego naraża chorą na takie absolutnie niedopuszczalne ryzyko. Ten sprawę zbagatelizował, okazało się, że był świadom sytuacji! Czyli nie był to błąd zaniechania, on zrobił to świadomie. Dla zainteresowanych, doktorat został obroniony, lekarzowi włos z głowy nie spadł, aktualnie pełni ordynatora jednego z oddziałów zabiegowych w województwie Śląskim…

I trzeci przykład, tym razem z AM z Wrocławia. Niebywałe zarzuty o plagiat skierowane wobec urzędującego Rektora Prof. R. Andrzejaka sformułowane 2 lata temu nie mogą zostać obiektywnie zweryfikowane. Obserwujemy gorszący festiwal oświadczeń, działań pozorowanych, uników, obelg wobec stawiających zarzuty. Ministerstwo Zdrowia niby chciałoby coś zrobić, nawet powołało osobę do oceny zasadności zarzutów, które uznano za błahe. Niedawno Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powołało w tej sprawie zespół autorytetów. Werdykt był przeciwny – plagiat został popełniony. A Centralna Komisja nadzorująca prawidłowość przewodów habilitacyjnych po długim czasie skierowała sprawę habilitacji Rektora do ponownego rozpatrzenia…we wrocławskiej AM. Czy ktoś trzeźwo myślący uwierzy w rzetelne postępowanie w macierzystej uczelni Rektora? W dodatku Dziekanem wydziału, w którym postępowanie ma być przeprowadzone jest jego podwładna z kliniki. Śmiać się czy płakać? W tej kuriozalnej sprawie milczy Senat uczelni, oficjalnego stanowiska nie zajęła Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). Całkowita kompromitacja, niemoc, paraliż.

Gdzie zniknęła etyka, zasady, przyzwoitość…
Niech mi ktoś podpowie…
Podobne historie z życia samorządów, Sejmu, Senatu, rządu znamy wszyscy, pominę je milczeniem...

Post scriptum.

Powyższy tekst pisałem pod koniec września, jeszcze przed dynamicznymi wydarzeniami dotyczącymi sprawy wrocławskiej. Po pierwsze, należą się wyrazy uznania CK, która działa co prawda późno, ale wreszcie zdobyła się na sankcje wobec wrocławskiej AM. Po drugie, miała miejsce niespotykana we współczesnym świecie demonstracja przywiązania do wartości, przyzwoitości, etyki; wystąpienie dr hab. J. Heimratha przejdzie historii nie tylko tej uczelni. Ten odważny człowiek w samotnej szarży dokonał tego co polska społeczność akademicka powinna już dawno uczynić. Tym bardziej należą mu się brawa i wsparcie. Gorąco zachęcam do uważnego przeczytania komentarzy do artykułu z GW (blog 4.10).

Z oddali będziemy obserwować Jego dalsze losy w uczelni, ktoś taki nie może zostać sam w starciu z… no właśnie, jak określić system, który nas otacza?
Czasem nie wiem jakich słów użyć w odniesieniu do świata polskich uczelni (chyba najwyższy czas zapomnieć o słowie „uniwersytet” w odniesieniu do polskich szkół wyższych, w odniesieniu do mojej uczelni nie stosuję od dawna tego określenia, jako ubliżającego znaczeniu tego słowa).

środa, 2 czerwca 2010

Po co nam są Uniwersytety?

Ostatnie wydarzenia w naszej uczelni skłaniają do szerszej refleksji, wykraczającej poza bieżące wydarzenia. Warto zastanowić się jaka jest rola szkół wyższych w ogóle, w jaki sposób wpływają one na życie w kraju i jak ich poziom rzutuje na możliwości państwa jako całości. Od dawna mam głębokie przekonanie, że żaden kraj bez nowoczesnego szkolnictwa wyższego, przygotowującego kadry zdolne do podjęcia wyzwań współczesności nie ma szans na sprostanie krajom tworzącym światową elitę cywilizacyjną. Drugi, obok dydaktyki, kluczowy obszar stanowi nauka. Bez własnej, innowacyjnej myśli naukowej skazani będziemy na wykorzystywanie cudzych pomysłów i opracowań, a nasza rola zostanie sprowadzona do roli odtwórców i konsumentów.

Ktokolwiek nieco bliżej przygląda się polskim uniwersytetom musi zgodzić się z opinią, że ich aktualne funkcjonowanie daleko odbiega od oczekiwań i możliwości.

Jak zreformować polskie szkolnictwo wyższe? Kto jest za to odpowiedzialny?

Istnieją dwa główne ośrodki mające wpływ na stan uczelni: szeroko rozumiana klasa polityczna oraz środowisko uniwersyteckie. Nic o nas bez nas, to my sami powinniśmy określić dokąd iść, ale generalne zasady, reguły ustawowe i środki finansowe są w gestii szeroko rozumianej klasy rządzącej. Rzeczywiste zmiany mogą dokonać się pod warunkiem współdziałania tych dwóch środowisk; bez zmian na poziomie krajowym nic nie zrobimy, ale z kolei „na siłę”, bez zgody i zrozumienia istoty reform ich powodzenie także stoi pod znakiem zapytania. Ciekawym przykładem poglądu środowisk władzy na reformę szkolnictwa wyższego jest zdanie wypowiedziane przed laty przez Premiera J. Buzka, który na moje pytanie dlaczego nie podjęto działań naprawczych w czasie jego premierostwa odpowiedział, że uczelnie są samodzielne, samorządne i same powinny dbać o swój poziom. Zgoda, centralne regulacje nie mogą prowadzić do ograniczenia autonomii uniwersytetów, ale z drugiej strony przecież szkoły wyższe nie mogą nadużywać swych prerogatyw do niezależności. Jak pogodzić zamierzenia na poziomie państwowym z poglądami środowiska niekoniecznie sprzyjającego reformom?

Jak dotąd minione dwie dekady nie dały odpowiedzi na te pytania, polskie uniwersytety drepczą w miejscu. Świat ucieka szybko, widać to np. na przykładzie ilości polskich publikacji w naukowych pismach światowych, liczbie patentów i cytacji, odsetkowym udziału w globalnej liczbie publikacji.

Uczelnie nie mogą pozostawać niezmienną wyspą na tle szybko zmieniającego się świata. Mam wrażenie, że polskie uczelnie, w znakomitej większości, pozostają obszarem realizacji interesów wąskiej grupy osób, znajomych, przyjaciół, grup nacisku etc. Od pewnego czasu obserwujemy działania reformatorskie podjęte przez Ministerstwo Nauki, widzimy także działania środowiska uczelni reprezentowanego np. przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Coraz liczniejsze są także inicjatywy oddolne stanowiące wyraz niezgody pracowników naukowych na dalszą wegetację na obrzeżach współczesnej cywilizacji.

Zobaczymy co z tego wyniknie, czekamy na prawdziwy przełom.

poniedziałek, 15 marca 2010

Czy lider jest skazany na samotność?

Czy pełnienie funkcji kierowniczej w dużej instytucji skazuje na samotność?

Władza z pewnością jest „narkotykiem”, ale to także wielkie wyzwanie. Jak pogodzić interes instytucji, jako całości z oczekiwaniami indywidualnego pracownika; jak nie narazić się na zarzut, iż „miejsce siedzenia zmienia punkt widzenia”; jak wznieść się ponad partykularny interes grup osób i poprowadzić społeczność, której przyszłość została nam powierzona, ku sukcesowi?

Sądzę, że uniwersytety to miejsca szczególne, to obszar niczym (poza oczywistymi zasadami prawa, obyczaju i przyzwoitości) nieskrępowanej demokracji, wolności słowa, swobodnej dyskusji. Tylko tam, gdzie te zasady są realizowane uniwersytet przekształca się w UNIWERSYTET.

Ale, co wspólnego ma pytanie o samotność lidera? Bardzo wiele, w uczelni niekwestionowanym liderem jest rektor, od niego w decydującym stopniu zależy, jak wygląda życie uniwersyteckie, to on kształtuje jego atmosferę i klimat. Relacja między liderem, a pracownikami może mieć charakter jednokierunkowy (władza wydaje polecenia, podwładny je wykonuje) lub partnerski (równorzędny, lider słucha, rozmawia, jest blisko zwykłego pracownika).

W pierwszym wypadku lider jest sam, wyobcowany, otoczony tylko grupą najbliższych współpracowników.

W drugim wariancie jest prawdziwym przywódcą, a dla pracowników nie jest tylko szefem, ale także partnerem, czasem przyjacielem, nigdy nie zostaje sam.

W znakomitym opracowaniu Maxa De Pree „Przywództwo jest sztuką” autor proponuje pięć zasad warunkujących powodzenie na trudnej drodze przewodzenia:

  • Szacunek wobec ludzi
  • Zrozumienie tego, iż polityka i praktyka powinny być wtórne w stosunku do naszych przekonań
  • Akceptacja praw wynikających z pracy
  • Zrozumienie roli i relacji wynikających z zawartych umów i przymierzy
  • Uświadomienie sobie, że relacje liczą się bardziej niż struktury

W „Posłowiu” swej znakomitej książki autor pisze:

„Przewodzenie jest o wiele bardziej sztuką, przekonaniem, czy postawą emocjonalną niż listą spraw, którą należy wykonać. W ostatecznym rachunku widoczne oznaki doskonałego przywództwa wyrażają się bowiem w praktyce”.

piątek, 8 stycznia 2010

Pesymizm, optymizm, realizm

Po opublikowaniu podsumowania minionego roku zadzwonił do mnie mój bliski znajomy, osoba mi życzliwa, ale zarazem krytyczna wobec tego co robię. Odnosząc się tego tekstu zganił moje zbyt ostre spojrzenie na rzeczywistość, stwierdzając także, iż warto pisać także o jasnych stronach życia. Wspomniał o zaangażowanych studentach, o wielu świetnych, oddanych dydaktykach i znakomitych, pełnych inwencji i twórczej pasji naukowcach pracujących w naszej uczelni. To prawda, moje podsumowanie skupia się na tych wydarzeniach, które mi się nie podobają, odsłaniam „ciemne” strony. Zgadzam się, że jest także druga strona medalu, ale w moim przekonaniu dziś w przewadze są okoliczności nie sprzyjające rozwojowi, a moje spojrzenie bliższe jest realnemu widzeniu otaczającego świata niż bezproduktywnej krytyce. Zresztą gdyby wszystko w obszarze życia uniwersyteckiego w Polsce toczyło się jak należy to po co komu byłoby takie forum jak mój blog? Wtedy każdy z nas zajmował by się li tylko tym co powinno stanowić centrum zainteresowania, czyli studentami, pracą naukową, pacjentami. A po pracy, jako godziwie wynagradzany i ceniony członek społeczeństwa, odpoczywał w gronie rodzinnym zamiast szukać okazji do załatania dziurawego budżetu domowego.

Jako ekspresję dzisiejszego stanu rzeczy poniżej przytaczam komentarze do poniedziałkowego podsumowania. Niestety, nie nadszedł żaden optymistyczny komentarz, jako przeciwwaga do tej gorzkiej wypowiedzi.


Pracuję w tej uczelni kilkanaście (a wnet parędziesiąt) lat. Nowy Rok zmusza do przemyśleń...
Jestem samodzielnym pracownikiem nauki. Lubię moją pracę tzn. lubię pracę naukowo-dydaktyczną - lubię prowadzić zajęcia ze studentami, lubię zajmowac się nauką czyli prowadzić badania, pisać prace i wysyłać je do redakcji polskich a szczególnie do zagranicznych czasopism. Staram się wykonywac moja pracę, jak najlepiej - niech studenci ocenią i niech doceni mnie moja Uczelnia kiedy przyznaje nagrody.
Zasilenie mojego konta bankowego (co wynika z umowy o pracę etatową) następuje ok. 3 dnia miesiąca to fakt, ale... ta moja praca to bardzo kosztowne hobby - a przecież mam rodzinę. Koledzy i Koleżanki pracujący poza uczelnia nie mają takich problemów, jak ja. Co więcej lekarz rezydent zarabia prawie tyle co samodzielny pracownik nauki (na ręke ok.2.700 vs 3.300 zl).
Lubię moja pracę i to mnie jeszcze trzyma w SUM - choć raczej mieści się to w skali zjawisk irracjonalnych.
A może należało/należy opuścić tę uczelnię, a nawet ten kraj? (bo przecież przychodzą z zagranicy dobre propozycje) - ale przecież urodziłem się w tym kraju, tu skończyłem uczelnię medyczną, tu mam rodzinę i znajomych, na cmentarzach mam bliskich - jak to wszystko zostawić?
Obecne władze naszej Uczelni robią wszystko, żeby zrezygnować z pracy na wydziale zabrzańskim.
Szkoda. Nie tak miało to wyglądać.


Przykre i smutne refleksje dla pracowników płyną z zapisów na tym blogu. Działania władz uczelni nie powodują naszej radości ani z nowego roku ani z karnawału. Przez ponad 4 lata swojego urzędowania nie zrobiły nic sprzyjającego dla pracowników. Nawet ostatnie podwyżki nie są niestety podwyżkami, tylko nie wiadomo czym.
Przechwałki na inauguracji roku o największym osiagnięciu czyli
znalezieniu się naszego wniosku inwestycyjnego na liście podstawowej to też niestety tylko propaganda, a wielomilionowa dotacja, trafi jak poprzednio do kogoś innego. Czas kadencji powoli i nieubłaganie dobiega końca, pozostało jej jeszcze ok.2 lata, a każdy cykl inwestycyjny i wyposażeniowy trwa dłużej. Nie będzie więc już mogła skonsumować swoich planów w żadnej postaci. A więc 7 lat dla uczelni zmarnowane. Nie zrobiła i nie zrobi już nic, z wyjątkiem dalszego krzywdzenia ludzi, co zawzięcie kontynuuje.
Z uczelni odeszło już 800-900 osób,a więc zaoszczędziły na funduszu płac wiele milionów, których niestety nie dały pracownikom, a raczej dały, ale tylko niektórym naukowcom i administracji oraz sobie. Kanclerz zarabia jak prezydent Polski. Co z
pozostałymi pieniędzmi? Nie wiadomo. A przecież podobno jesteśmy na plusie. Co pracownicy z tego mają? Nic. I to zastraszanie, sądy, naciąganie prawa mobbing, fatalna atmosfera i brak szacunku.Obraz naszej uczelni w oczach pracowników jest fatalny.
Najgorszy od chwili jej powstania.
- pracownik

sobota, 28 listopada 2009

Ważny komentarz Czytelnika

W poniedziałek nadszedł ważny komentarz Czytelnika, poniżej go przytaczam. Blog powstał jako obrona mego dobrego imienia w obliczu bezpodstawnych oskarżeń wysuniętych wobec mnie przez Rektor uczelni, Prof. E. Małecką-Tenderę na dwa miesiące przed wyborami rektorskimi, w których zamierzałem startować. Wybory przegrałem (swoją drogą ciekawe w jakim stopniu ta nowatorska inicjatywa Pani Rektor wpłynęła na wynik wyborczy). Nigdy nie usłyszalem słowa "przepraszam" (prywatnie ani publicznie) choć Komisja Dyscyplinarna nie znalazła żadnych podstaw do wszczęcia postępowania wobec mnie. Blog prowadzę dalej, pracownicy uczelni oczekują głównie informacji dotyczących mojej uczelni, ale Czytelnicy z innych regionów lub krajów (wejścia notowalem z 45 państw) pewnie są bardziej zainteresowani sprawami ogólniejszej natury. Staram się wyważyć proporcje, głos, który przytaczam pokazuje, że jak ważne są zagadnienia ogólnoakademickie. Bez zman systemowych nie uda nam się wydobyć polskich uniwersytetów z głębokiego kryzysu i zapaści.

Szanowny Panie Profesorze, od wielu miesięcy jestem stałym czytelnikiem Pańskiego bloga. Porusza Pan ważne lokalnie bądź środowiskowo problemy, dowiedziałem się przy okazji o wielu rzeczach, o jakich wcześniej „nawet mi się nie śniło”. Jako obserwator spoza regionu, nie jestem wystarczająco dobrze zorientowany w istocie problemów czy konfliktów na terenie Górnego Śląska, bardziej interesują mnie bolączki całego polskiego medycznego świata naukowego, niż na przykład Pańskie wcześniejsze dywagacje o Unii Europejskiej czy uderzanie w patriotyczne tony przy okazji Święta Narodowego. Bardzo ciekawe i pouczające jest zestawienie najlepszych uniwersytetów, ale proszę porównać poz. 102 i 103. Chyba się jednak Autorzy (z Szanghaju) mylą....
Kilka tygodni temu Gazeta Wyborcza zainicjowała akcję „Wyższa Szkoła Wstydu”, która obnażyła ogrom nieprawidłowości w funkcjonowaniu uczelni. Większa część z nas ma „czyste sumienie”, ale oszuści i miernoty są w każdym środowisku i profesji, podobnie zresztą jak i jednostki wybitne, godne naśladowania. Aktywność czytelników bloga, przejawiająca się szerokim wachlarzem wpisów tylko potwierdza tę konstatację. Droga do eliminacji nieprawidłowości wiedzie przez wprowadzenie takich samych reguł dla wszystkich studiujących (współfinansowanie studiów), likwidację wieloetatowości nauczycieli akademickich, wprowadzenie obiektywnych reguł przy awansach naukowych i ocenie dorobku naukowego. Innymi plagami są powszechny nepotyzm i „ustawiane” konkursy pod „swoich” kandydatów. Dojrzewamy powoli do wprowadzenia rzeczywistej kadencyjności zatrudnienia na stanowiskach kierowników klinik i obligatoryjnym preferowaniu kandydatów spoza ośrodka, wnoszących nowe spojrzenie i pomysły, co pomoże przezwyciężyć zastój i zwalczyć konserwowanie wieloletnich układów. Niczego nie osiągniemy jeżeli będziemy chować głowy w piasek, udając, że nie widzimy patologii, nasze środowisko (tak naukowe jak i lekarskie) musi samo oczyszczać się z „czarnych owiec”, ale jak widać nie dojrzeliśmy jeszcze do tego. Dlatego, między innymi, jesteśmy (z wyjątkiem dwóch najszacowniejszych uniwersytetów) i chyba długo jeszcze będziemy, poza pierwszą pięćsetką...

środa, 11 listopada 2009

Prawdziwa wartość polskich uczelni

Otwierając link podany poniżej warto sprawdzić gdzie jest miejsce polskich uniwersytetów w skali globalnej.

Kompletna katastrofa, jesteśmy tłem dla świata.

Dwie dekady zostały zmarnowane by choć trochę nasze uczelnie odrobiły straty z czasu panowania systemu sowieckiego. Polska się zmienia, a polskie uniwersytety nadal to ostoja dawnej epoki, która, jak widać, niezupełnie odeszła w przeszłość. Aktualnie toczą się pewne działania zmierzające do poprawy sytuacji w polskich szkołach wyższych, ale droga przed nami jest daleka. Gdzie tam pierwsza setka uniwersytetów skoro ledwie dwie uczelnie plasują się w pierwszych 500 najlepszych uczelni na świecie?

Lepiej nie dociekać gdzie na mapie cywilizowanego świata jest nasza uczelnia…

Przez złośliwość losu informacja o tym rankingu zbiega się z naszym najważniejszym świętem narodowym…

Polskie uczelnie - światowa prowincja

środa, 21 października 2009

Kto jest odpowiedzialny za stan polskich uniwersytetów?

Niedawno głośnym echem odbił się spór między Minister Nauki B. Kudrycką, a rektorami polskich uczelni. „Rektorzy domagają się publicznych wyjaśnień od Barbary Kudryckiej”, „Decyzja minister jest bulwersująca” - to niektóre tytuły prasowe. Poszło o projekt zmian systemowych w polskim szkolnictwie wyższym. Ministerstwo Nauki rozpisało przetarg na opracowanie takiego projektu i wg Pani Minister oferta konsorcjum rektorów nie spełniła warunków przetargu. Rektorzy poczuli się pominięci, uważają, że nie sposób zmieniać polskich uniwersytetów bez znaczącego udziału rektorów i niezależnie od działań ministerstwa przygotowują własny dokument. Zatem przyszła strategia rozwoju ma szanse być pochodną obu projektów. Niemniej powstał konflikt niekoniecznie pomocny przy podejmowaniu próby rzeczywistych reform. Czy naprawdę projekt reformy przygotowany przez ministerstwo będzie przełomem? Czy można dokonać takich zasadniczych zmian bez bezpośredniego udziału środowiska uniwersyteckiego? A może rektorzy tak naprawdę nie życzą sobie prawdziwych zmian?

Można postawić wiele pytań, ale jako pewnik można uznać stwierdzenie, że dobrze funkcjonujące, nowoczesne uniwersytety to jeden z filarów cywilizacyjnych współczesnego państwa.

Na tle zmian jakie wystąpiły w kraju po 1989 roku w różnych obszarach życia uczelnie ciągle zostają daleko w tyle. A świat nam szybko ucieka. Próba reform podejmowana przez Ministerstwo Nauki, zakładając jej głęboki, spójny charakter z pewnością jest potrzebna. Powstały konflikt na linii Ministerstwo – rektorzy pokazuje nakładanie się kompetencji. Jak pogodzić ze sobą gwarantowaną ustawowo autonomię uczelni z koniecznością reform? Z drugiej strony uczelnie są naszym wspólnym dobrem i z punktu widzenia interesu publicznego część odpowiedzialności za ich kształt ponoszą instytucje państwowe. Moje własne obserwacje życia akademickiego jednoznacznie wskazują na potrzebę szybkich i gruntownych reform. Nie kosmetyki, ale także nie rewolucji. Środowisko akademickie liczy na etapowe, ale szybkie i zdecydowane zmiany zbliżające nas do standardów światowych i europejskich. Dalsze konserwowanie wzorców z minionej epoki spycha nas na koniec cywilizacyjny współczesnego świata. A im później zaczniemy zmieniać nasze uniwersytety tym dłuższa będzie droga.

W tym miejscu chciałbym opisać pewne spotkanie, które miało miejsce przed paru laty w Gliwickim Ratuszu, w czasie którego dyskutowano o tzw. Strategii Lizbońskiej. Jednym z prowadzących był profesor J. Buzek, wówczas były premier. Na moje pytanie dlaczego polskie uczelnie zostały w tyle za innymi instytucjami publicznymi J. Buzek odpowiedział, że uczelnie posiadają autonomię i władze państwowe nie mogą im nic narzucić. Ten pogląd najpewniej był pochodną doświadczenia z czasu pełnienia funkcji premiera RP, ale przecież J. Buzek jest także naukowcem i profesorem rozumiejącym potrzebę przeprowadzenia zasadniczych zmian. Sztuka polega na tym by nie ingerując w autonomię uczelni dokonać skoku jakościowego. Czy można to osiągnąć bez uzyskania porozumienia na linii władze państwowe – środowisko akademickie? Z pewnością nie, warunkiem powodzenia jest umiejętność wspólnego działania. A polskie uniwersytety nie mają już czasu, ostatnie dwudziestolecie zostało zmarnowane i prawdziwe reformy są absolutną koniecznością w imię polskiego udziału w nauce światowej.

Skoro niezbędne zmiany nie zostały przeprowadzone to można wysunąć tezę, że nie było takiej woli i/lub umiejętności porozumienia zarówno po stronie władz państwowych jak i w gremiach uniwersyteckich.

Opisywany na początku tekstu konflikt jest bardzo niepokojący, zgoda buduje, niezgoda rujnuje!

Czy Pani Minister wystarczy determinacji reformatorskiej?

Czy rektorzy zrozumieją, że bez zdecydowanych ruchów nasze szkoły wyższe będą się nieuchronnie oddalały od świata?

Ten tekst został napisany jakiś czas temu, życie idzie dalej i poniżej przytaczam niedawny artykuł dotyczący tego samego zagadnienia.

Jak uzdrowić uczelnie? Obrady rektorów w Krakowie

sobota, 10 października 2009

Wizjonerstwo czy mrzonki?

Kolejny raz inspiracją dla mnie jest pracownik naszej uczelni, tym razem z Wydziału Lekarskiego w Katowicach. Ostatnio to właśnie nasi koledzy z Katowic są mi pomocni, rozmowa z windzie opisana niedawno miała miejsce w CSK w Katowicach.

Ale do rzeczy, rozmawiałem z Panem „X” z Katowic na temat inauguracji i usłyszałem pogląd, który z pozoru na początku był wręcz obrazoburczy i pozostawał w sprzeczności z moją dotychczasową opinią. Otóż mój rozmówca stwierdził, że pomysł budowy centrum dydaktycznego w Katowicach jest szkodliwy i powinien być odrzucony. Po raz pierwszy o tej idei usłyszałem na majowym spotkaniu Rad Wydziałów, wtedy z uznaniem podszedłem do tej wizjonerskiej idei.

Mój interlokutor stwierdził: „…w uczelni brak wszystkiego, poczynając od najprostszych elementów pracy biurowej, a kończąc na mizerii pracy klinicznej. Rokitnica umiera lub raczej już umarła, zakłady teorii medycyny w Ligocie ledwo zipią pod pręgierzem azbestu, CSK to kolos na glinianych nogach, kliniki w Ochojcu są w okowach NIK-u, SK-1 w Zabrzu to ruina, a tu ktoś snuje nierealne plany? Toż to czysta propaganda, pomysł chwalebny, ale nie tu, nie w tej smutnej rzeczywistości, najpierw należy zapewnić funkcjonowanie uczelni na przyzwoitym poziomie, a potem bierzmy się za tego typu inwestycje”.

Muszę przyznać, że początkowo słuchałem ze zdziwieniem tego wywodu, ale jakże był on trafny. Przecież gdyby nawet uwierzyć w dobre intencje pomysłodawców, to czy można zaakceptować w jednym składzie sto Trabantów i jednego Mercedesa? Nawet najlepszy koń pociągowy nic nie zdziała, najpierw zbudujmy solidne podstawy, potem przyjdzie czas na takie awangardowe pomysły.

Gdzie są niedawno roztaczane wizje nowoczesnego ośrodka akademickiego w Rokitnicy? Gdzie pieniądze Unijne?

Po co mnożyć propagandowe byty?

wtorek, 6 października 2009

Ważny komentarz czytelnika

Szanowny Panie Profesorze!

Cały czas zastanawiam się czym jest Senat tej uczelni? Pani rektor przeniosła kliniki na Ceglaną bez uchwały senatu, dziś upomniało się o taką uchwałę Ministerstwo Zdrowia. Domyślam się, że teraz pani rektor szybko zwoła posiedzenie senatu i zażąda od senatorów takiej uchwały. I co zrobi szanowne grono profesorskie zasiadające w senacie- czy dalej będą utwierdzać nas wszystkich w przekonaniu, że są tylko marionetkami w rękach tej kobiety, których zdanie tak właściwie się nie liczy, że potrzebni są tylko ze względów formalnych. Ciekawe, że tak istotne zmiany na uczelni przeprowadzono bez wiedzy i zdania senatorów!!!!! Pani rektor myślała że się uda? Widać nic dla niej nie znaczycie, nie musi się z Wami liczyć, sami pozwalacie się tak traktować, jak bezwolna masa, która nie ma własnego zdania. Pamiętajcie Państwo tylko, że na zawsze bierzecie odpowiedzialność za to co się na tej uczelni dzieje. Wybraliście takiego rektora- pokażcie teraz, że macie własne zdanie i nie należy tego zdania pomijać w istotnych dla uczelni sprawach!!!!!!!! Już cała Polska wie, że na tej uczelni wszystko dzieje się od końca- najpierw przenosi się kliniki a dopiero potem pyta senat o zdanie. WSTYD!!!!!!!!!!!!!!

niedziela, 27 września 2009

O dochodach kanclerzy polskich uczelni medycznych

Poniżej przedstawiam zestawienie dochodów kanclerzy polskich uczelni medycznych w procentowym odniesieniu do dochodu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w 2008 roku (296.591 złotych).

Dane Pani Kanclerz naszej uczelni otrzymałem drogą listowną (w odpowiedzi na list z 21.05.09 opublikowany na blogu 25.05.09), Kanclerz Uniwersytetu Medycznego w Warszawie udzieliła mi odpowiedzi telefonicznie, a pozostali Kanclerze informacje o swych dochodach przekazali pocztą elektroniczną. Kanclerz z Łodzi nie odpowiedział na zapytanie, mimo iż w rozmowie telefonicznej obiecał udostępnić dane. Kierowane dwukrotne drogą elektroniczną zapytania pozostały bez odpowiedzi. Z Kanclerzem uczelni lubelskiej nie udało mi się skontaktować, a wydziały lekarskie w Krakowie, Bydgoszczy i Olsztynie wchodzą w skład uniwersytetów i trudno o bezpośrednie porównania z uczelniami medycznymi.

Najedź myszą na poniższy obraz, żeby zobaczyć go w większm rozmiarze
Zarobki kanclerzy

środa, 9 września 2009

Nowczesność w Szpitalu Klinicznym nr w Zabrzu, czyli jak odpowiednio wykorzytać Internet

Najedź myszą na poniższy obraz, żeby zobaczyć go w większm rozmiarze


cenzura z Szpitalu Klinicznym w Zabrzu

piątek, 31 lipca 2009

Komentarz Czytelnika do dyskusji

Do tekstu z 23 lipca „O Wydziale Zabrzańskim” otrzymałem od anonimowego Czytelnika bloga interesujący komentarz. Autor stawia tezę dotyczącą prawdziwych motywów działań władz naszej uczelni.

Uznałem, że warto zwrócić uwagę na tę analizę.

Stawiam zarazem pytania:

  • Czy Pan/i zgadza się z tym tokiem rozumowania?
  • Czy może upatruje Pan/i innych motywów działania władz np. chęć uzdrowienia uczelni?
  • Czy rzeczywiście znacząca część pracowników z ulgą przyjęła by takie rozwiązania jak przewiduje autor?

Nie wiem, czy czytający ten blog zdają sobie sprawę z dwóch głównych motywów działania władzy: powolnej likwiadacji uczelni z przejęciem niektórych jej wydziałów przez wpływowe osoby prywatne oraz kasa, czyli duże pieniądze dla kilkunastu osób. Plany już są skutecznie, stopniowo realizowane, pytanie dotyczy jedynie czasu trwania tej agonii i oficjalnej daty zamknięcia rekrutacji na pierwszy rok akademicki. Wbrew pozorom duża część pracowników od dawna na to czeka ponieważ ma dość rozgrywek personalnych, złej atmosfery na uczelni oraz wynagrodzeń na poziomie mimimum, które są jawną pogardą dla pracownika nauki i dydaktyka.

Działania dość typowe dla niektórych spółek, gdzie przed upływem kadencji każdy zawłaszcza jak najwięcej, na granicy prawa w celu zapewnienia sobie dostatniego i wygodnego życia na emeryturze.
Nie chodzi o samą krypto-likwidację, to od lat było do przewidzenia. Dla większości będzie to korzystna decyzja. Poszukamy sobie uczciwej pracy,
a nie fikcji kademickiej, 'wyścigu szczurów' za punktami, finansowego poniżenia, żenujących środków na badania naukowe, restrykcji i regulaminowych ograniczeń.

Chcemy tylko formalnego potwierdzenia i szczerej odpowiedzi kiedy zostanie zamknięta rekrutacja na niektóre lub wszystkie wydziały ŚUM. To ułatwi nam podjęcie rozsądnych decyzji życiowych, niezwiązanych z fikcyjną nauką i pozwoli uniknąć rozczarowania w przyszłości.
W interesie rady wydziału/wydziałów jest uzyskanie informacji o dacie początkowej i całkowitym czasie trwania likwidacji ŚUM. Poszukamy sobie normalnej pracy i unikniemy niepotrzebnego stresu. Dla wielu z nas będzie to bardzo korzystna decyzja, w końcu zaczniemy normalnie żyć i realizować swoje obowiązki zawodowe jako lekarze.

poniedziałek, 4 maja 2009

Zaufanie

W każdym przedsiębiorstwie, w każdej instytucji potrzebne jest zaufanie między kierownictwem, a pracownikami. Zaufanie to warunek normalnego funkcjonowania, musi być dwukierunkowe; pracownicy wiedzą, że kierownictwo działa w dobrej wierze na ich rzecz, a nie tylko dla „swoich”, natomiast władza ma pewność, że ich podwładni akceptują i rozumieją podejmowane działania i decyzje. Im instytucja jest większa tym trudniej o takie obustronne zrozumienie i zaufanie. Jak uzyskać porozumienie, czy w ogóle warto się trudzić, może lepiej, by władze skupiły się na pozytywnym działaniu niż trudzić się i zabiegać o zrozumienie? Z drugiej strony, jak zbudować zaufanie kierownictwa do pracowników?

Nie inaczej jest w uczelniach, wydaje się nawet, że w szkołach wyższych w szczególny sposób powinno się dbać o zaufanie. Spróbuję uzasadnić dlaczego uniwersytety, politechniki i inne typy szkół wymagają specjalnej troski i specjalnych działań.

Jak zmierzyć sukces uczelni? Zależy on od jakości pracy z natury o charakterze twórczym, dydaktyka wymaga inwencji, ale dopiero nauka stwarza prawdziwe wyzwania dla pełnej swobody, nieskrępowanej niczym działalności intelektualnej i twórczej. Kiedy możemy liczyć na pełną ekspresję tych możliwości? Czy liczą się tylko dobrze wyposażone laboratoria i granty? Z pewnością to za mało, człowiek swe możliwości pokazuje wtedy, gdy jest w pracy u „siebie”, gdy jest traktowany jako partner, któremu się ufa, nie jak ktoś, kto ma wykonać zadania narzucone z góry. Po co się starać, gdy nikt tego nie oczekuje, gdy władza wie wszystko lepiej? A nauka nie toleruje przymusu, biurokracji, ręcznego sterowania.

Przyjrzymy się naszej uczelni; co z tego, że długi naszej uczelni spadają, że mamy środki na badania, skoro brakuje chętnych, by je wykorzystywać. I nie dziwi troska Dziekana Wydziału Lekarskiego z Oddziałem Lekarsko-Dentystycznym Profesora Wojciecha Króla, który na jednym z ostatnich posiedzeń Rady Wydziału stwierdził, że nauka „pikuje” w dół. Dlaczego ma być inaczej, skoro brak zaufania, wiary w lepszą przyszłość, a na dokładkę brak nam młodych pracowników zawsze stanowiących „siłę pociągową”. Realizujemy nasze obowiązki, dydaktyka idzie (nie wolno zapomnieć o prawidłowym wpisaniu godzin zajęć!), nikt nie pyta się o jej jakość (pozorowana akcja ankietowania nic nie zmienia), nawet piszemy prace naukowe (tyle by dostać akceptację co 4 lata). Po co się wychylać, po co zadawać pytania, nikt nie oczekuje od nas partnerstwa, inicjatywy...

Smutne wzorce, a na salonach chlubimy się przynależnością do Europy.

Nic się nie zmieni tak długo, jak nie zbudujemy autentycznego obustronnego zaufania, ale zawsze (poza czasem rewolucji, a tej nikt nie chce) pierwszy krok należy do lidera instytucji, krok autentyczny, nie pozorny, nie obliczony na doraźne efekty PR-owskie...

Piszę te słowa wspominając sytuację, która miała miejsce w szpitalu w Nowej Soli. W tym szpitalu pracuje mój pierwszy doktorant, ordynator Oddziału Rehabilitacji dr n. med. Franciszek Pietraszkiewicz. Otóż w tym szpitalu przed laty miało miejsce spotkanie Dyrektor Szpitala Pani Osińskiej z pielęgniarkami na temat zaległości, jakie wyniknęły ze słynnej ustawy „203”. W tym czasie sytuacja, notabene świetnie zarządzanego szpitala, nie była zbyt dobra i Dyrektor Osińska, uznając roszczenia pracownicze, zaapelowała o cierpliwość i obiecała w późniejszym terminie wypłacić pielęgniarkom należne kwoty. Trudno uwierzyć, ale pracownicy ZAUFALI i poczekali, i otrzymali w późniejszym terminie to, co im się należało. W setkach innych szpitali pielęgniarki były zmuszone sięgać po pomoc sądów. Ale w tym szpitalu (byłem tam parę razy, znam Panią Dyrektor) dzięki latom pracy udało się zbudować takie relacje, że pracodawca UFA pracownikom, i co jeszcze ważniejsze, pracownicy UFAJĄ pracodawcy.

Dość tych bajek, zejdźmy na ziemię…

poniedziałek, 24 listopada 2008

Na łamach Rzeczpospolitej 19 listopada 2008 znajdujemy raport brukselskiego biura lisbon council. Dotyczył on efektywności systemów szkolnictwa wyższego w 17 krajach OECD. Polska znalazła się w środku tabeli. „Ale od najlepszych krajów dzieli nas przepaść, a do najgorszych zaledwie jeden krok” czytamy w artykule. Polska zajmuje co prawda pierwsze miejsce jeśli chodzi o dostępność do systemu edukacji, ale jest najgorsza jeśli chodzi o szanse znalezienia pracy za godziwe wynagrodzenie po ukończeniu studiów.

Najwyżej oceniono Australię, Wielką Brytanię i Danię, listę zamyka Hiszpania.

W rankingu brano pod uwagę:

  • Ilu absolwentów kończy wyższe uczelnie

  • Jak łatwo dostać się na studia

  • Dostępność studiów dla osób dorosłych

  • Jak łatwo znaleźć pracę po studiach

  • Atrakcyjność studiów dla obcokrajowców

  • Zdolność systemu szkolnictwa do reform


W Polsce studiuje około 1,6 mln osób, w tym 660 tys. w uczelniach niepublicznych. Łączna liczba uczelni wynosi 456 w tym 332 niepublicznych.

Próbując ogarnąć raport należy docenić postęp jaki dokonał się w Polsce jeśli chodzi o dostępność do uczelni. Nowe uczelnie w mniejszych miastach to szansa dla wielu młodych ludzi.

Ale jest też druga strona medalu: niski poziom dydaktyki, słabe przygotowanie do pracy zawodowej, niska innowacyjność. Świat przemysłu i biznesu od świata nauki dzieli ogromna przepaść. Dalsze utrzymywanie takiej sytuacji to zagrożenie rozwoju cywilizacyjnego Polski.

Pełna wersja raportu jest dostępna na stronie: www.lisboncouncil.net

czwartek, 15 maja 2008

W bieżącym tygodniu dokonał się ostatni, tegoroczny akt wyborczy na naszej uczelni, wybraliśmy władze dziekańskie oraz przedstawicieli do Senatu z grona doktorów habilitowanych i profesorów. Wybory miały nawet większe znaczenie niż dawniej, gdyż przyszła kadencja będzie o rok dłuższa niż aktualna.

Które z wyborów były ważniejsze, wybór Dziekanów czy wyłonienie członków Senatu? Trudno jest wagę tych decyzji wyborczych porównywać, bo inna jest rola organów jednoosobowych i kolegialnych niemniej przebieg wyborów skłania do pewnych refleksji. Nim podzielę się moimi obserwacjami warto zastanowić się, kto bardziej wpływa na oblicze uczelni: Dziekani czy Senat? Z pewnością Senat jest bardzo ważnym, opiniotwórczym gremium, ale posiedzenia Senatu odbywają się tylko raz w miesiącu. Zatem trudno przypisywać temu organowi uniwersytetu zbyt duże znaczenie z punktu widzenia bieżącej sytuacji. Senat to raczej miejsce podsumowywania działań bieżących, a także forum kreowania kierunków rozwoju uczelni jako całości. Uczelnie stanowią dynamiczne organizmy, a bieżącymi sprawami kierują władze dziekańskie. Znaczenie Dziekana zostało w ustawie regulującej funkcjonowanie uczelni wzmocnione i to właśnie Dziekan jest osobą najsilniej określającą kierunki rozwoju wydziału. Od jego pomysłów, pracowitości, kreatywności, umiejętności współpracy z ludźmi, kultury osobistej i wielu innych cech w znacznym stopniu zależy nasza przyszłość.

Mamy w uczelni pięć wydziałów, staliśmy przed wyborem pięciu Dziekanów. W czterech wydziałach do wyborów stanął tylko jeden kandydat, a tylko na Wydziale Farmaceutycznym z Oddziałem Medycyny Laboratoryjnej o zaszczytne miejsce rywalizowały dwie osoby. Z punktu widzenia zasad wyborczych wystarcza zgłoszenie tylko jednego kandydata, jednak nieodparcie nasuwa się pytanie: czy w uniwersytecie, kuźni myśli, polu rozwoju innowacyjności i miejscu otwartej dyskusji nie powinniśmy być świadkami prawdziwej „burzy” programowej, by wybór Dziekana był pochodną wyboru spośród kilku spójnych wizji rozwojowych? Czy brak takiej dyskusji oznacza, że tych wizji (i kandydatów) po prostu nie ma w naszej uczelni?

Opierając się na mej działalności ostatniego roku z pełnym przekonaniem stwierdzam, że wśród nas jest wiele osób mogących podjąć się trudnej i odpowiedzialnej funkcji Dziekana, osób mających tak odpowiednią wiedzę jak i odpowiednio przygotowanych mentalnie.


Stawiam zatem pytanie: dlaczego nie mieliśmy szansy na rzeczywistą dyskusję programową?

środa, 30 kwietnia 2008

15 kwietnia na adres bloga przyszedł komentarz, który nie został opublikowany. Naprawiam ten błąd, co jestem winien autorowi, a w szczególności 171 osobom, które na mnie oddały swój głos.
Tekst komentarza: „Ciekawe czemu tylko anonimowi dają komentarze? Panie Profesorze, proszę otwarcie powiedzieć co się panu nie podoba!!!!!
Podpisano: Elekt”
Odpowiadam:


  • Nie podoba mi się brak szanowania tradycji akademickich

  • Nie podoba mi się styl pracy aktualnych władz

  • Nie podoba mi się sposób zwalniania pracowników

  • Nie podobają mi się metody rozwiązywania sporów

  • Nie podoba mi się wszechobecna biurokracja

  • Nie podoba mi się brak otwartej dyskusji

  • Nie podoba mi się atmosfera w uczelni

  • Nie podoba mi się brak skuteczności w pozyskiwaniu środków pozabudżetowych dla uczelni

  • Nie podoba mi się polityka kadrowa i stworzona luka pokoleniowa

  • Nie podoba mi się brak wizji (strategia ≠ wizja)

  • Nie podoba mi się, że za pieniądze przeznaczone dla naszej uczelni buduje się szpital na drugim końcu Polski

  • Nie podoba mi się… dość, wystarczy….

Może ktoś ma inne uwagi, czekam na nie.
Chciałbym także podziękować za czytanie tekstów, które zamieszczam oraz nadesłane komentarze.
120 osób zapoznało się z moim programem wyborczym.