środa, 28 stycznia 2015

W odpowiedzi Czytelnikowi

Opowiadając poprzedniemu Czytelnikowi na komentarz z 13;05 zwracam uwagę, że właśnie fakt podjęcia przewodu habilitacyjnego w innej niż macierzystej uczelni pokazuje, że coś jest "nie tak". Mając solidny dorobek naukowy (IF 30, 107 cytacji, wsp. h=7) nie powinno być problemu z habilitację. Ważne, że zwyciężyła ocena oparta na obiektywnych kryteriach.
Wojciech Pluskiewicz

16 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pojedynczy sukces jest wazny, ale bardzo malo istotny w sytuacji, gdy calosc wszystko wokol jest nieprawidlowe. Jezeli nasza nauka jest taka swietna, to dlaczego zajelismy w rankingu jakosci opieki zdrowotnej w Europie miejsce 31 za Albania ?. Gdzie w tym wszystkim jest pacjent i jego dobro, ktore powinno byc ponad wszystkim ? Gdzie sa wyniki badan, za ktore placi MNiSZW i Polski podatnik (srodki statutowe) ? Plakac sie chce widzac, jak jest naprawde. Gornolotna nauka, super publikacje, super granty w medycynie, a w jaki sposob pomaga to w poprawie jakosci i komfortu leczenia pacjenta ? Kazdy lekarz powinien sam sobie odpowiedziec na te pytania, zgodnie z wlasnym sumieniem.

Anonimowy pisze...

http://www.mp.pl/kurier/114498

511 punktów na tysiąc możliwych. Trzydzieste pierwsze miejsce – szóste od końca, choć prawdę mówiąc – piąte, bo Litwa przegrała z nami o jeden punkt. Na tysiąc możliwych do zdobycia. Zajmujemy miejsce za Albanią i Bułgarią, oczywiście między innymi. Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia AD 2014 nie pozostawia wątpliwości: polska ochrona zdrowia znajduje się bardzo blisko europejskiego dna.

Szok, brak slow, porazka. Czy naukowiec jest potrzebny w systemie, gdzie jego praca (hobby) to wlasciwie zaspokajanie wlasnych ambicji i kariera, a nie leczenia chorego pacjenta ?

Anonimowy pisze...

Przę sobie wyobrazić nauki medyczne w Polsce bez habilitacji, bez belwederskiej profesury (to wyjątek w skali normalnego świata, w którym tytul profesora nadaje uczelnia) i innych naukowych fanaberii. Naukowcy-lekarze skupiają się na pacjencie i jego potrzebach, rozwoju umiejętności praktycznych-zawodowych, nie kolekcjonują punktów, nie tracą życia na nieustanym pędzie do publikacji, oszczędza się pieniądze na niepotrzebnych projektach naukowych. Nie ma faudalizmu, nie ma kariery za wszelką cenę, jest zdrowa konkurencja umiejętności zawodowych i ciągłego kształcenia. Może minister nauki i/lub zdrowia powinien skorzystać z sugestii i uzdrowić to wszystko ?

Anonimowy pisze...

Tak, nie ma doktoratów, habilitacji, profesur, a co jest? Kraina mlekiem i miodem płynąca, bo wszyscy są równo niedouczeni. Lekarzy kształcą lekarze, którzy od lat nie zaglądneli do książek, bo i po co, w końcu nie ma doktoratów, habilitacji, profesur, nie muszą kolekcjonować punktów, nic nie muszą. Więc uczą się, płacą za sympozja, dostęp do czasopism, tyle, że nie rozumieją co tam jest napisane. Bo co to jest ta metoda klamry euglikemicznej, w końcu ostatnia osoba, która to robiła (w celach naukowych, a jakże) odeszła na emeryturę X lat temu, a co to jest ten real time PCR, western blot (wstaw dowolną metodę badawczą), przecież w Polsce juz tego nikt nie robi od lat, bo przecież wszystkie pieniądze idą na dobro pacjenta, nie marnujemy ich na jakąś głupią naukę. Kto by tam uczył studentów tych wszystkich pierdół idących z zachodu, mają wiedzieć, że jak głowa boli to aspiryna, a jak katar to czosnek lub cebula. Albo i zdrowaśki. I koniecznie pamiętać, że a) pacjent przecież wie lepiej, b) przepisać mu co chce, no bo przecież pacjent wie lepiej, c) robić za darmo, no bo medycyna to powołanie. A te wszystkie profesóry, doktóry, panie, to na Syberię, ot, wykształciuchom się jakieś stopnie, tytuły zamarzyły, a tu panie, dobro pacjenta najważniejsze jest.
A na poważnie - proponuję porównać jak wygląda i jaki jest poziom szpitala w "koziej wólce" gdzie lek. med. to najwięcej co można uświadczyć do poziomu reprezentowanego przez kliniki uczelni medycznych. Ciekawe skąd te różnice się biorą...

Anonimowy pisze...

Sakrastycznie poprawne, ale swiadczy wylacznie o naszej tytulomanii. Mała uwaga, w 'normalnych' krajach, które są wysoko w rankingach nie ma habilitacji, nie ma ordynatorów. Są stopnie doktora, specjalizacje i konsultanci, życzliwie pomagający młodszym w edukacji zadowowej. I to te kraje są najbardziej rozwinięte. To jest prawdziwy świat, nie nasz surrealizm medyczny.

Anonimowy pisze...

Dlaczego nikt nie pisze, że stopnie i tytuły naukowe w medycynie są robione głównie po to, aby brać więcej nieformalnych opłat (czyli po prostu łapówek). Jak u Andersena - Król jest nagi. Każdy wie, a nikt nie powie. Chyba że wierzymy, że jak problem nie jest nazwany, to go nie ma. Pozdrawiam,

Anonimowy pisze...

W cywilizowanych krajach Europy, lekarz i nauczyciel akademicki robi doktorat i specjalizację i do końca życia doskonali kompetencje zawodowowe jako specjalista. U nas, z powodu patologicznego etapu habilitacji, marnuje dziesiątki lat na udowadnianie, że jest w stanie zbierać punkty do parametryzacji, zamiast skutecznie leczyć pacjentów i dbać o zdrowie społeczeństwa.

Anonimowy pisze...

Ludzie ja was kompletnie nie rozumiem, chcecie zmian, narzekacie na istniejącą rzeczywistość, że służba zdrowia jest taka i owaka, że lekarze to tylko na hajs lecą i w ogóle są do bani oraz że cały system jest zepsuty.
To ruszcie się w końcu z kanapy i zacznijcie coś sami zmieniać. Każdy w tym kraju narzeka na rząd na to jak jest i w jakim kraju żyje. Przychodzą kolejne wybory to większość ma to w 4 literach i nawet nie idzie głosować no bo co to może zmienić. Albo wszyscy gadają lepiej wybrać jednych, żeby tylko nie zostali wybrani ci drudzy. Z tego co mi wiadomo w tym kraju jest więcej partii niż 2 i spokojnie można w nich przebierać. Poczujcie się do odpowiedzialności w wyborach albo jak nie głosujecie to nie narzekajcie na to jak jest. Nie wytykam tutaj nikomu bo może wszyscy z tego bloga aktywnie się udzielają w wybieraniu władzy (lecz statystyki są jakie są) i może chociaż przekażcie to ludziom ze swojego otoczenia. Isntnieje także konstytucyjne prawo wprowadzania wniosków obywatelskich (dokładnie nie pamietam jak to się nazywało) lecz w naszym kraju prawie nikt z tego nie korzysta. Pamiętajcie że władza to tylko nasi reprezentanci którzy powinni robić to co chcą obywatele (oczywiście bez przesady) ale jak oni nie wiedzą jakie potrzeby ma społeczeństwo to co mają robić. Jak oddają stołek to nikt ich potem nie rozlicza, a myślicie że kto to ma zrobić?? niestety ale Wy obywatele, jakby jeden z drugim dostali po uszach to by to inaczej wyglądało.
Lecz najlepiej siedzieć na kanapie czy przed komputerem i narzekać, krytykować, nie robiac nic i nie dając nic od siebie. Jeśli bedziemy tak podchodzić do tego tematu,że po co mam coś robic jak to nic nie da to w tym kraju nic się nie zmieni. Będziemy żyć w kraju który jest na szarym końcu wszystkiego bez perspektyw na przyszłość. Nie po to nasi dziadkowie walczyli o wolność aby teraz tak to wyglądało.

Anonimowy pisze...

A co mamy zrobić jako zwykli pracownicy akademiccy ? Normalność w nauce (oraz opiece medycznej na wyższych poziomach referencyjnych) zabetonowało utrzymanie habilitacji w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym przy niezwykle silnym udziale lobbystów z grupy samodzielnych pracowników nauki. Oni niezwykle silnie bronili przywilejów.

Anonimowy pisze...

Żałuję lat zmarnowanych na badania, projekty i publikacje. W tym czasie mogłam szkolić się praktycznie i być coraz lepsza zawodowo. Pacjent jest najważniejszy.

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze, na stronie NCN został opublikowany ranking uczelni w ilości pozyskanych funduszy i przyznanych grantów na badania. Analiza tych danych daje duuużo do myślenia. W roku poprzednim SUM uzyskał 1 grant Preludium (150 000 zł) na 45 złożonych wniosków !. Mimo tej tuby propagandowej, z jaka nieznośnie już mamy na co dzień do czynienia (bale, zamknięcia, otwarcia, ordery itd) i 16-tu nowych profesorów (w tym paru ewidentnie rzuconych na taśmę w starym rozdaniu, bo nigdy tytułu w nowych realiach by nie doczekali) sprawy nauki wyglądają wręcz tragicznie. Może Pan Profesor odniesie się na swoim blogu do tej sprawy?

Anonimowy pisze...

Wnioski z konkursów NCN nie są do końca takie oczywiste. Jak powszechnie wiadomo o przyznaniu grantu decyduje n czynników, a świetny wniosek nie zawsze jest tym, który wygrywa. Anonimowość recenzentów pozwala im na wszystko, rówież na dowolne, często niemerytoryczne recenzje. Działalność NCN już powoduje, że powstaje w kraju kilka, kilkanaście jednostek "oligarchii grantowej", reszta nawet jeżeli ma świetne projekty i tak odpadnie. Dlatego młodzi ludzie, dobrze sie zastanówcie, czy chcecie iść drogą nauki, jeżeli pomoże ona pacjentom, poprawi proces leczenia lub diagnostyki i będzie racjonalna to warto. Problem w tym, że nikt Wam nie pomoże i musicie sami walczyć o wszystko.

Anonimowy pisze...

Oczywiście, zaraz jak pojawia się jakikolwiek komentarz zupełnego braku skuteczności odnośnie aplikowania o granty NCN z SUM pojawia się riposta sugerująca niemerytoryczną ocenę wniosków. Szkoda tylko, że nikt nie chce, a nawet nie ma takiej woli, zastanowić się nad tym że taki sam system oceny dotyczy innych uniwersytetów medycznych(choćby gdańskiego, lubelskiego czy bialostockiego). warto też zaznaczyc, że obecnie wszystkie prawie projekty (w tym Preludium) podlegają niezależnej ocenie recenzentów zagranicznych, którymi są specjaliści wybrani na podstawie dorobku w konkretnym obszarze wiedzy, której wniosek dotyczy. Podążając tokiem myślenia przedmówcy (który z pewnością podziela spora część społeczności) oraz biorąc pod uwagę poziom naukowy wniosków kierowanych do NCN (brak nowatorstwa, innowacyjności, stare metody) powinniśmy jak najszybciej zostać przekształceni w wyższą szkołę medyczną. To oszczędzi frustracji, wyciągania błędnych wniosków i sporządzania opinii krzywdzących dla innych, prężnych krajowych ośrodków naukowych (w tym medycznych). Bo przecież według wielu z nas, lekarz to tylko zawód i nie ma nic wspólnego z nauką. Nieprawda?



Anonimowy pisze...

Zgadza się. 100 razy bardziej będziemy pożyteczni społecznie jako profesjonali i dobrze wykonujący zawód medycy, niż nieprofesjonalni naukowcy. Do przedmówcy - proszę przeczytać fora internetowe i opinie osób, które po naście razy składały wnioski do NCN.

Pomijając nierzadko "dziwne" recenzje ekspertów NCN - Szanowny Interlokutor zdaje sobie doskonale sprawę, że granty rozliczane są...publikacjami (w tym pokonferencyjnymi !), a wręcz wystarczy deklaracja, że publikacja została przygotowana lub złożona ! Czyli góra pieniędzy podatników polskich rozdawana jest na coś, co nie ma żadnego efektu realnego lub jest społecznie przydatnego ! Dziwne, że obywatele sie jeszcze nie buntują, a my wszyscy mamy prawo oczekiwać efektów z pracy naukowca, prawda ?

Anonimowy pisze...

"Prawie wszystkie projekty" ??? może za 20 lat tak, ale obecnie tylko pojedyncze projekty w medycynie są oceniane przez zewnętrznych recenzetów. Tutaj ciekawostka - o ile jeszcze wniosek pisany jest w wersji angielskiej, o tyle sprawozdanie z realizacji grantu jest wyłącznie po Polsku. Wniosek - nawet jezeli jest recenzent zagraniczny wniosku, to obecny system uniemożliwia mu np. ocenę realizacji projektu. Zamierzony efekt ?

Anonimowy pisze...

System grantów w Polsce na bazie Ustawy o funkcjonowaniu NCN był doskonale przemyślany: wiekszość kasy dostaje grupa z dużym światowym dorobkiem i koneksjami przed emeryturą, a następnie drugą część kolejności to "młodzy i ambitni" przed 35 (już na starcie dysryminacja wiekowa). Pozostali, bez pieniędzy na badania są usuwani. W ten sposób nie zagrażają tym pierwszym, a młodzi dopiero rozpoczynają karierę. Wszystko przemyślane.