niedziela, 18 września 2011

KORESPONDENCJA Z USA

Od wczoraj uczestniczę w kongresie ASBMR (American Society for Bone and Mineral Research) w San Diego. Jak zawsze te dni to jest prawdziwa uczta dla tysięcy badaczy z całego świata. Dominują oczywiście Amerykanie, ale obecni są naukowcy ze wszystkich kontynentów. Prezentowane są prace z dziedzin podstawowych oraz nauk klinicznych. Dla mnie z oczywistych względów najciekawsze są najnowsze doniesienia dotyczące praktycznego wykorzystania osiągnięć naukowych w diagnostyce oraz terapii osteoporozy i innych chorób metabolicznych kości. Obrady zaczynają się o 8 rano i trwają do wieczora co wymaga od uczestników dużo wytrwałości, szczególnie, że San Diego to piękne miasto. Ogromne centrum kongresowe znajduje się na zatoką, nieopodal jest port jachtowy, a nieco dalej cumują słynne amerykańskie okręty wojenny (m. inn. lotniskowiec Midway). Ale sale są pełne.
Z Polski spotkałem 11 osób, ale prezentujemy zaledwie 2 (słownie: dwie) prace…
No cóż, nauka polska już dawno stanowi tylko tło dla świata.
Wiadomo od dawna, że świat nam szybko ucieka, że w krajach cywilizowanych nauka może być sposobem na życie. Pojęcie: zawód „naukowiec” ma tu jak najbardziej zastosowanie. Sam wielokrotnie bywając na różnych konferencjach zderzałem się z tą przykrą prawdą widząc mizerię polskiej nauki wobec osiągnięć świata. Ale za każdym razem to jest bardziej dokuczliwe, gdyż świat nam ucieka coraz dalej. Mam przeświadczenie, że jeszcze nawet przed paru laty coś wnosiliśmy do dorobku światowego podczas gdy dziś nawet polski głos w dyskusji to niezmierna rzadkość.
Ale żeby tę korespondencję zza oceanu nie zdominował tylko pesymizm mała anegdotka. Gdy przeglądałem oferty pracy w badaniach naukowych na terenie USA skierowane do uczestników kongresu podeszła do mnie osoba z personelu porządkowego, która także zapoznała się z tymi ogłoszeniami i przy mnie głośno wyraziła swe zdziwienie, że oferuje się pensję 39.000 – 44.000 dolarów rocznie. Stwierdziła, że to pensja zbliżona do jej dochodów. Jak widać, przynajmniej dla szeregowych pracowników naukowych, nauka to nie jest źródło dużych apanaży, ale z pewnością dla pracowitych i zdolnych ludzi jest szansa na osiągnięcie życiowego sukcesu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ceny żywności, domów, samochodów i przedmiotów codziennego użytku są znacznie niższe niż w 'matriksowej' Polsce, nie mówiąc już o cenie za litr/galon benzyny. Odnosząc się do komentarza - jeżeli tam przeciętne wynagrodzenie roczne brutto dla naukowca to 40 tysięcy dolarów - dla porównania - w Polsce roczna płaca dla docenta to 17 tysięcy dolarów brutto, czyli po kursie 3 zł. około 50.000 złotych. Dla asystenta i wykładowcy ze stopniem dr n.med. 10 tys. dolarów, czyli 4 razy mniej. Wniosek: Polska to kraj kosmicznych cen, poniżających płac i irracjonalnych wymagań wobec naukowca. Dorzucając do tego toksyczne realacje w niektórych miejscach pracy nasz kraj to taka forma enklawy niewolnictwa naukowego z własnej woli. Nawet nie warto wspominać nakładów na naukę. Matriks świata naukowego trwa, podoparty gołosowiem decydentów i propagandą sukcesu.

Anonimowy pisze...

Bardzo prawdziwe i smutne zarazem, w końcu ktoś napisał prawdę o odwiecznej hipokryzji w PL, a bardziej szczerze: okłamywaniu ludzi nauki. Ciekawe, jaka była by reakcja naukowca amerykańskiego z doktoratem z USA, gdyby zaproponować mu pensję na śląskiej uczelni 12 tys.- 14 tys. dolarów rocznie tak jak dla wykładowcy, gdy koszty życia tutaj są bardzo duże, większe niż na nowym kontynencie.