poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Niedawno spotkałem w pracy mojego młodszego kolegę, lekarza i pracownika uczelni, który poinformował mnie, że dzień zaczyna od otwarcia mego bloga. Inna osoba tego samego dnia zwróciła mi uwagę, że od paru dni nie było nowych tekstów na blogu.

Jest mi bardzo miło, że są osoby na bieżąco śledzące opisywane wydarzenia, cieszy mnie każdy komentarz, niemniej chyba nadszedł czas by nieco zmienić formułę bloga. Jego geneza sięga lutego 2008 roku, a bezpośredni motyw powstania bloga wiązał się z koniecznością obrony mego dobrego imienia w obliczu bezpodstawnych, jak się później okazało, zarzutów wobec mnie i skierowanie przez Panią Rektor wniosku do rzecznika dyscyplinarnego uczelni. Od tego czasu formuła bloga uległa zasadniczej zmianie, a ostatnie miesiące i wydarzenia na Ceglanej spowodowały eksplozję zainteresowania. To czytelnicy, dzięki swej aktywności (stale rosnąca liczba wejść) oraz nadsyłanym komentarzom stali się de facto współtwórcami bloga. Z trybuny moich opinii blog przeistacza się w otwartą, żywą i dynamiczną platformę wymiany myśli, opinii i komentarzy wielu osób.

Staram się obserwować świat wokół, ale nie sposób nadążyć za wszystkimi wydarzeniami. Poza tym zajmuję się wieloma innymi rzeczami, w tym także pracą naukową. Dlatego zawracam się do Was, Czytelników bloga o nadsyłanie na mój adres internetowy tekstów, które będę sukcesywnie zamieszczał. Z pewnością jest wiele nieznanych mi spraw dotyczących szeroko rozumianego życia uniwersyteckiego, a Wasze obserwacje umożliwią dotarcie do coraz szerszego kręgu odbiorców.

sobota, 29 sierpnia 2009

Epokowy pomysł na ratunek służby zdrowia…

Wczoraj w III programie TVP przedstawiono bulwersującą historię dotyczącą szpitala klinicznego bydgoskiej uczelni medycznej. Otóż profesor A. Jawień, kierownik uniwersyteckiej kliniki chirurgii został ukarany dotkliwą karą finansową (7000 zł) za przekroczenie limitu i przeprowadzenie zbyt dużej liczby operacji!

Fakt zbyt małych nakładów na opiekę zdrowotną w Polsce jest bezsporny i trudno winić dyrektora za ten stan, ale pomysł by „karać” lekarza za jego pracę należy wysoko ocenić!

W pracy pijcie kawę, czytajcie gazety, ale od pacjentów wara!

Dotąd wydawało mi się, że to w mojej uczelni medycznej wykluwają się takie „epokowe” odkrycia, ale byłem w błędzie. Polska to kraj wielkich możliwości, liczę, że Czytelnicy podzielą się swą wiedzą dotyczącą innowacyjnych idei, a ja chętnie opublikuję odpowiednie informacje pro publico bono.

piątek, 28 sierpnia 2009

O polskim systemie szkolnictwa

Polska to światowa potęga w kształceniu słabych uczniów

czwartek, 27 sierpnia 2009

Ciekawostka z życia Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Szpital na Ceglanej podatek płaci na ochotnika

wtorek, 25 sierpnia 2009

Czym różni się Polska z roku 1976 i 1981, a Polską z roku 2009?

Radom w historii najnowszej Polski co najmniej dwa razy zapisał się znacząco. W 1976 roku to w tym mieście po raz pierwszy na szeroką skalę zastosowano tzw. „ścieżki zdrowia”. W czerwcu tego roku trwały protesty przeciwko drastycznym podwyżkom cen żywności, głównie mięsa. Ówczesna władza komunistyczna zastosowała wówczas nowatorski sposób „przywracania” porządku publicznego. Ustawiano szpaler milicjantów i kazano schwytanym robotnikom biec między stojącymi funkcjonariuszami, którzy bili ich pałkami. Taka metoda „resocjalizacji”.

Po raz drugi Radom znalazł się w centrum zainteresowania w listopadzie 1981 roku, gdy spacyfikowano Wyższą Szkołę Pożarnictwa. Wtedy był to pokaz brutalnej siły, nie mieliśmy wówczas pojęcia o nadchodzącym końcu festiwalu wolności okresu tzw. pierwszej Solidarności.

W ostatnim okresie w Radomiu miał miejsce protest pielęgniarek, które żądały podwyżki płac. I choć długo odmawiano im prawa do wzrostu wynagrodzeń to przecież ta próba sił na linii pracodawca – pracownicy skończyła się zupełnie inaczej niż przed laty.

Oceniając nasze współczesne życie publiczne, zachowując prawo do krytyki i ostrości sądu, warto czasem spojrzeć wstecz i porównać jak dawniej rozwiązywano konflikty społeczne.

I choć czasem niektórym współczesnym „liderom” zdarza się mentalnie wciąż pozostawać w minionej epoce, to czas ich całkowitej eliminacji z życia publicznego zbliża się nieuchronnie…

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

W lokalnej prasie o przeniesieniu klinik z Zabrza do Katowic

Jeszcze nie koniec awantury o Szpital Kliniczny na Ceglanej

O innej ofierze konfliktu wokół Ceglanej zdań parę

Jeden z Czytelników bloga zwrócił mi uwagę, że uwaga należy się także drugiej przenoszonej do Katowic kliniki, czyli Kliniki Endokrynologii. Ta jednostka to także ofiara działań władz naszej uczelni. Nim zastanowię się nad przyszłym losem endokrynologii niezbędne są pewne odniesienia do przeszłości. W SUM w jego 60-cioletniej historii, do czasu powstania kliniki kierowanej przez prof. B. Kos-Kudłę, nigdy nie było kliniki endokrynologii dorosłych, jako wyodrębnionej jednostki. Nie wnikając w przyczyny tego stanu rzeczy należało by się spodziewać, że klinika zabrzańska powinna być szczególnie hołubiona. Panią Profesor znam od dawna, razem pracowaliśmy w Klinice Alergologii. Błyskotliwa kariera B. Kos-Kudły toczyła się w zawrotnym tempie, „jedynka” i „dwójka” z interny, doktorat, habilitacja w wieku 35 lat! Początki tworzenia kliniki endokrynologii nie były łatwe, w końcu trzeba było komuś „uszczknąć” parę łóżek w SK-1. Chirurdzy (a to właśnie Klinika Torakochirurgii straciła trochę łóżek) nie byli zachwyceni, ale klinika endokrynologii stopniowo krzepła i dziś trudno sobie wyobrazić krajobraz tego szpitala bez tego oddziału i bez zawsze pogodnej i uśmiechniętej Pani Profesor. Równolegle z rozwojem kliniki rozwijały się kariery wielu osób, toczyła się praca naukowa. Klinika stała się jednym z filarów Wydziału, a Pani Profesor znalazła uznanie w polskim środowisku endokrynologicznym czego wyrazem jest powierzenie jej zaszczytnej i odpowiedzialnej funkcji Redaktora Naczelnego Endokrynologii Polskiej.
Dziś efekty wieloletniej pracy, mocą jednego rozporządzenia zostały zagrożone. Wszystko, no, może prawie wszystko trzeba będzie budować od podstaw. A problem to nie tylko budynki i sprzęt, najważniejszy problem to ludzie, którzy zostali potraktowani przedmiotowo. Jak my, pracownicy Wydziału w Zabrzu mamy dalej wyobrażać sobie współpracę z endokrynologami pracującymi w Katowicach? Co z tego, że nominalnie nadal będę oni w ramach tego samego wydziału, w istocie życie napisze swój logiczny scenariusz i ta klinika jest dla naszego wydziału stracona. A czy w ogóle będzie kiedykolwiek mogła wrócić na swój dotychczasowy poziom czas pokaże.
Jeden z członków Rady Wydziału w Zabrzu tak posumował ostatnie wydarzenia związane z przenoszeniem klinik do Katowic „separacja przed rozwodem….”.

sobota, 22 sierpnia 2009

List Czytelników

Sz.P. Profesor Wojciech Pluskiewicz

Dnia 31 lipca przesłaliśmy tekst, który jednak został dołączony do jednego z wątków bloga p. Profesora. W celu możliwości szerszej dyskusji prosimy o opublikowanie ww. jak inne komentarze czytelników, czyli w formie odrębnego, niezależnego wątku. Tekst zostanie przesłany w dwóch częściach. Z góry dziękujemy i pozdrawiamy.


Pracownicy Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Dla wszystkich pracowników, bez względu na profil zawodowy, najważniejsze jest premiowanie ich zaangażowania w pracy poprzez system sprawiedliwej motywacji finansowej.

Według znowelizowanej ustawy o zawodzie lekarza przez pierwsze dwa lata specjalizacji rezydenci mają otrzymywać 3170 zł, natomiast w dziedzinach deficytowych - 3602 zł. Po dwóch latach wynagrodzenie to ma wzrosnąć do 3458 zł, a w dziedzinach priorytetowych do 3890 zł, czyli do wysokości zasadniczego, najniższego wynagrodzenia profesora zwyczajnego w tabeli płac Ministerstwa Nauki. Pan profesor Pluskiewicz kilka miesięcy temu prezentował skan swojego
odcinka wypłaty z kwotą o 100 złotych większą.

Znaczna różnica wynagrodzeń pomiędzy lekarzami, nauczycielami
akademickimi ŚUM, a przyszłymi rezydentami na specjalizacji lekarskiej, na niekorzyść pierwszej grupy, to przykład absurdu sektora budżetowego w Polsce i niezrozumiałych, dyskryminujących decyzji ministerialnych zatwierdzonych ustawowo, które noszą znamiona największego skandalu płacowego sfery budżetowej w IV Rzeczypospolitej.

Prawdopodobnie w żadnym kraju świata lekarz na stażu specjalizacyjnym
pełniący funkcję szkoleniową pod opieką lekarza specjalisty nie dostaje
wyższego wynagrodzenia z sektora publicznego niż pracownik kliniczny
uniwersytetu medycznego ze stopniem naukowym. Decyzja ministerstwa
wyczerpuje znamiona skandalu w sferze płac sektora medycznego Unii
Europejskiej i kwalifikuje się do formalnego rozpatrzenia przez trybunał w
Strasburgu jako naruszanie podstawowej zasady unikania dyskryminacji ze
względu na kwalifikacje, wiek i doświadczenie zawodowe.

1 lipca odbyła się w parlamencie RP debata sejmowa dotycząca podniesienia płacy pracownikom uczelni medycznych, w świetle ostatnich podwyżek dla rezydentów oraz ogólnie tragicznie niskich wynagrodzeń dla lekarzy dydaktyków i naukowców. Posłowie w trakcie interpelacji wyraźnie podkreślali konieczność skierowania dodatkowych środków z Ministerstwa Zdrowia (nie Ministerstwa Nauki) dla uczelni medycznych w celu poprawy sytuacji płacowej pracowników. Zapytania do
przedstawicieli ministerstwa zdrowia skierowała pani poseł Marii Nowak i odpowiadał minister Fronczak, Podsekretarz Stanu w
Ministerstwie Zdrowia. Problem dyskryminacji płacowej wysokokwalifikowanych lekarzy specjalistów w Polsce poruszyła w marcu br. Okręgowa Izba Lekarska w Katowicach poprzez
przesłanie apelu Prezydium ORL do Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Apel dotyczył jednak wyłącznie wynagrodzeń w publicznych zakładach opieki zdrowotnej, pomijając pracowników uczelni. Dzisiaj jesteśmy traktowani mało poważnie przez studentów, lekceważeni przez
absolwentów na stażu podyplomowym i otwarcie wyśmiewani przez lekarzy rezydentów, którzy zgodnie z ustawą MZ z kwietnia br. będą otrzymywać niewiele mniej niż płaca zasadnicza doktora habilitowanego oraz profesora, prawie, znacznie więcej niż przeciętny pracownik ze stopniem doktora nauk medycznych.

Wynagrodzenie lekarza rezydenta wynosi 110 proc. Przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat z zysku za 2007 rok. Natomiast dla lekarza podejmującego specjalizację w dziedzinie uznanej za priorytetową (deficytową) mnożnik wynosi 125 proc. Oznacza to podwyżki w specjalnościach deficytowych w wysokości kilkuset złotych, a nawet wyższe. Gdyby taka sytuacja miała miejsce np. w Niemczech, całe środowisko solidarnie zbojkotowało by cały system
szkoleniowy, który w założeniu ma pokazać propagandowy
obraz, w którym rezydent jest tak samo warty w systemie rynku medycznego jak p. wysokiej klasy specjalista, samodzielny pracownik nauki, posiadający nierzadko kilka specjalizacji i podspecjalizacji.
Podążając torem myślenia Ministerstwa Zdrowia należy więc podnieść 3-krotnie pensje dla nowo zatrudnionego stażysty służby publicznej w ministerstwach rządowych, dla młodego asesora w sądzie i aplikanta w innych korporacjach. Niech zarabiają więcej niż doświadczeni specjaliści z wieloletnim doświadczeniem, więcej niż wiceministrowie, adwokacji, prokuratorzy, sędziowie etc. Przeciwko tak skrajnie niesprawiedliwemu i dyskryminacyjnemu traktowaniu lekarzy specjalistów należy natychmiast podjąć skuteczne działania przy współpracy związków zawodowych lekarzy (OZZL), w postaci:
1.pozwów zbiorowych do okręgowych sądów pracy z podkreśleniem jawnej
dyskryminacji grupy zawodowej specjalistów
2. skargi do Trybunału Konstytucyjnego wniesionej przez OZZL w oparciu o niegodność zapisów nowej ustawy z konstytucja (dyskryminacja płacowa)
2. zbiorowej skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu po wyczerpaniu środków odwoławczych w kraju (z wyjątkiem NSA)
3. skarg przesyłanych na ręce marszałków i wicemarszałków województwa
śląskiego, odpowiedzialnych za opiekę zdrowotną
3. bojkot otwieranych miejsc specjalizacyjnych przez konsultantów krajowych i wojewódzkich, a także potencjalnych opiekunów specjalizacji

Lekarze w pozwach powinni domagać się wyrównania płacy i odszkodowania za naruszenie zasady równego traktowania w zatrudnieniu i zakazu dyskryminacji, w myśl których wynagrodzenia lekarzy powinny być uzależnione od hierarchii i zakresu obowiązków pracownika. Lekarze specjaliści, którzy zarabiają na
etacie mniej niż rezydenci powinni rozpocząć dochodzenie swoich praw
wynikających z art. 183c §1 i art. 78 §1 kodeksu pracy. Ze strony
internetowej Śląskiej Izby lekarskiej można pobrać wzór wniosku o
podwyższenie wynagrodzeni, który również mogą wykorzystać nauczyciele
akademiccy Śląskiego Uniwersytetu Medycznego domagający się podwyższenia wynagrodzenia.

W przypadku pracowników naukowych uczelni medycznych, których działalność jest w części finansowana przez Ministerstwo Zdrowia, a w części przez Ministerstwo Nauki, sytuacja dochodzenia roszczeń wygląda najlepiej.
Ministerstwo Zdrowia jest częściowo pracodawcą w tym przypadku, wiec nie może twierdzić, że decyzja o ewentualnej podwyżce należy tylko do dyrektorów szpitali klinicznych i lub spółek.
Zarobki rezydentów, podobnie jak częściowo zarobki nauczycieli akademickich uczelni medycznych opłacane są z budżetu państwa. Pensje lekarzy w na uczelniach medycznych nie leżą wyłącznie w gestii dyrektorów i organów założycielskich - jednostek samorządu terytorialnego, ale również częściowo
w gestii ministerstwa zdrowia.
Pomimo słusznych założeń poprawy dostępu do rynku medycznego, Ministerstwo Zdrowia podjęło działania świadomie dyskryminujące grupę zawodową pracowników akademickich uczelni medycznych. Nie przewidziało skutków takiej decyzji zatwierdzonej ustawowo i
dało przykład krótkowzrocznego myślenia i planowania w sektorze opieki
zdrowotnej i szkolnictwa wyższego. Mimo pierwotnych założeń, głównym motywem nie była chęć poprawy dostępu do lekarzy specjalistów i zachęcenia ich do pozostania w kraju, ale doraźne cele polityczne. Po
ukończeniu szkolenia specjalistycznego za pieniądze podatnika młody, polski specjalista zrezygnuje z pracy na uczelni medycznej, przejdzie do prywatnego szpitala lub wyjedzie za granicę, ponieważ nie będzie pracował za minimalną stawkę w kraju, w którym nawet minister zdrowia nie szanuje grupy zawodowej lekarzy specjalistów.

Główne założenia przedstawione powyżej, przetłumaczone na kilka języków europejskich przesłano do kilkunastu instytucji oraz przedstawicieli środków masowego przekazu w krajach członkowskich Unii Europejskiej. Zainteresowanie ww. może pomóc nagłośnieniu tej sprawy na forum europejskim, szerokiej dyskusji społecznej oraz oczekiwanej zmiany stanowiska Ministerstwa Zdrowia wobec lekarzy, którzy w chwili obecnej są już wysokokwalifikowanymi specjalistami w określonych dziedzinach medycyny.

piątek, 21 sierpnia 2009

Odpowiedź Czytelnika (pacjenta) bloga z Gliwic.

Nie przypuszczałem ,że mój krótki wpis wywoła tyle emocji. Pozwolę sobie korzystając z uprzejmości Pana Profesora odpowiedzieć autorom wpisów i wyjaśnić moje stanowisko. Odnosząc się do wpisów będę podawał datę i godzinę wpisu dla łatwiejszej identyfikacji.

Anonimowy (17 sierpień 2009 08:31) pisze:
„Twoim zdaniem to wina lekarzy....Hm”
„A ty uważasz, że lekarz ma przyjąć Cię w czynie społecznym, najlepiej jeszcze rezygnując z urlopu (bo to przecież środek sezonu).”

Znam taką metodę prowadzenia dyskusji gdy przypisuje się swojemu interlokutorowi wypowiedzi, których on nie popełnił a potem się z nimi polemizuje. Jak sądzę, nie było to u Pana celowe ale właśnie tak wyszło.
Szanowny Panie przecież ja nic takiego co Pan mi wyżej przypisuje nie
napisałem!!! Odpowiadam Panu, że moim zdaniem nie jest to wina lekarzy ani
nie uważam aby lekarz miał mnie przyjmować w czynie społecznym.
Uważam, że za taki stan rzeczy odpowiadają nasi politycy. To oni odpowiadają
za to jak nasza służba zdrowia jest zorganizowana, jakie są nakłady na leczenie
pacjentów. To oni odpowiadają za to, że limity wyczerpane są już w lipcu.

Ktoś napisał, że jest okres urlopowy. W przychodni, o której wspomniałem byłem
tydzień wcześniej i powiedziano abym przyszedł w następnym tygodniu kiedy
będą powroty z urlopów.
Mój wypadek (wywrotka na rowerze, podparcie się dłonią o jezdnię, spuchnięta
dłoń, podejrzenie złamania) miał miejsce na Mazurach. Udałem się Na Izbę Przyjęć
do szpitala w Piszu. Kolejka 5 osób. Jedna pani mówi, że czeka już 4 godziny.
Przyjętym jest się wtedy gdy się zostanie wywołanym i przekroczy próg szklanych rozsuwanych elektrycznie mlecznych drzwi. Nikt nie rejestruje, nikt nie wie, że w ogóle się tam pojawiłem. Czekam dwie godziny. Kolejka się nie posuwa. Nie wiem kiedy będę przyjęty.
Na drugi dzień: Izba Przyjęć szpitala miejskiego w Gliwicach. Pani z rejestracji bierze moją kartę chipową i mnie rejestruje. Pyta się co mi dolega.
Prosi abym udał się pod pokój zabiegowy. Po chwili przychodzi i mówi, że lekarz jest zajęty na oddziale, będzie za 40 minut i abym w międzyczasie poszedł zrobić zdjęcie RTG, którego wykonanie zostało z nim uzgodnione. Wracam z RTG, po kilkunastu minutach zostaję przyjęty. Lekarz ma moje zdjęcie na ekranie komputera. Diagnoza: podejrzenie złamania kości łódeczkowatej (chociaż zdjęcie tego nie pokazuje), ręka do gipsu po 10-12 dniach konieczność wizyty w przychodni ortopedycznej i zrobienia kontrolnego zdjęcia dla potwierdzenia albo odrzucenia diagnozy. Byłem mile zaskoczony całą procedurą obsługi.
Może tylko lekarz mógł mi powiedzieć: ”panie organizuj Pan sobie od jutra wizytę
w tej przychodni”. Ale z drugiej wcale nie musiał wiedzieć, że ja nie wiem, jak wyglądają realia służby zdrowia (do lekarza chodzę raz na kilka lat).
Proszę mi odpowiedzieć czy organizacja pracy na Izbie Przyjęć w Piszu i w Gliwicach zależy również od urzędników z NFZ? Czy to, że w jednych przychodniach
praca jest lepiej zorganizowana a w drugich gorzej też zależy tylko i wyłącznie od NFZ? Czy wszystkie Kasy Chorych są tak samo skomputeryzowane ja Śląska Kasa?



Zgadzam się z jednym z wpisów (Anonimowy 17 sierpień 2009 18:01)
„Biedny Pacjencie, to właśnie urzędnicy tak ustawili ten system, abyście Ty i Tobie
podobni, nie uzyskawszy pomocy w publicznej służbie zdrowia, biegli do gabinetów
prywatnych. To znacząco odciąża system publicznego finansowania. „
Za urzędnikami z NFZ stoją politycy a kto stoi za politykami. Może ktoś z Państwa
pamięta jeszcze Panią Sawicką i jej wypowiedź jakie to lody będziemy kręcić w
służbie zdrowia.

Anonimowy (18 sierpień 2009 17:53) pisze:
„Moi pacjenci czekają na leczenie w długich kolejkach i rozumieją, że tak musi być i że nie ode mnie to zależy. Ty nie chcesz tego zrozumieć i z rozrzewnieniem wspominasz komunę. Poczekaj i Ty, bo Ty i Twoje pokolenie zapracowało na obecna sytuację i wszyscy, włącznie z Tobą musimy obecnie konsumować te żabę”

Czyli musimy akceptować cały czas i do końca świata, że czekamy tyle w kolejkach czy też na konkretne zabiegi? Szanowny Panie Doktorze na jakiej postawie twierdzi Pan, że z rozrzewnieniem wspominam komunę. Stwierdzenie, że za komuny były mniejsze kolejki w przychodniach jest wyrazem mojego doświadczenia i bynajmniej nie oznacza mojej nostalgii za komuną.
W moim pokoleniu byli ludzie, którzy wspierali komunę, byli ludzie obojętni, byli
też ludzie przeciwni komunie i okazywali to mniej lub bardziej czynnie.
Zaliczam siebie do tej ostatniej grupy. Obwinia Pan całe pokolenie. Może powie
Pan tak konkretnie kogo i za co? Moim zdaniem Pańska diagnoza to pójście na
skróty. Znalazł Pan winnego: moje pokolenie, sytuacja jest jasna i klarowna.
Pragnę zauważyć, że w tym roku mija 20 lat od oficjalnej daty obalenia komuny.
To prawie jedno pokolenie i wystarczająco dużo czasu aby zorganizować system
służby zdrowia na poziomie akceptowalnym. Zapewne nigdy nie zostanie osiągnięty
stan idealny.
Moim zdaniem w poczynaniach polityków stosowana jest zasada
„tego nie wymyślono u nas”. Każda nowa ekipa polityczna, która przychodzi mówi:
nasi poprzednicy robili to źle, my to zrobimy lepiej. Nie ma żadnej ciągłości pracy
nad organizowaniem służby zdrowia. Pisząc w poprzednio, że nikt za to nie beknie
miałem na myśli właśnie polską klasę polityczną. Nikt z jej członków nie poczuwa
się do odpowiedzialności za istniejący stan rzeczy.
Nawiasem mówiąc czytając wpisy na blogu profesora Pluskiewicza można by
odnieść nieodparte wrażenie, że podobnie myślą obecne władze Śląskiego
Uniwersytetu Medycznego cierpiąc przy tym również na syndrom oblężonej twierdzy. Tylko nasze pomysły są dobre, wszyscy inni nie mają racji i tylko nas atakują.

środa, 19 sierpnia 2009

Ważny głos Czytelnika

Szanowny Panie Profesorze
Sądzę, że przedstawiona poniżej informacja jest niezmiernie istotna z punktu widzenia prawidłowego funkcjonowania uczelni, w której pracujemy.
Dlatego bardzo proszę o jej opublikowanie jako całkowicie osobny temat (nie jako komentarz) na internetowym blogu Pana Profesora.

Czy koleżanki i koledzy zwrócili uwagę co się obecnie dzieje z konkursami na stanowiska wykładowców i asystentów w tym roku akademickim 2009/2010?
Przynoszenie kandydatów dosłownie w teczkach jak za czasów głębokiego PRL-u, bez wiedzy i opinii kogokolwiek,naciski, zastraszanie i wymuszenia, poza jakąkolwie oficjalną procedurą konkursową. Techniki rodem z komunizmu i systemu totalitatnego. Prawie jak nominacje partyjne lub rządowe, z zaskoczenia dla wszystkich, żeby tylko wepchnąć znajomego z rodziny lub innego protegowanego. Gorzej jak w latach 80-tych. Nic się nie zmieniło, te same metody i środki nacisku, brak przejrzystości, działanie poza kontrolą po to, aby dać komuś, kto był słabym studentem jakieś miejsce pracy. Bez kwalifikacji, bez doświadczenia, bez zacięcia naukowego, bez zasad etyki akademickiej. Tacy ludzie będą uczyć w przyszłości medycyny nasze dzieci. Pokrzywdzony może tylko się przyglądać lub...napisać do Gazety Wyborczej, która poprzez nagłaśnianie niektórych spraw zrobiła więcej dobrego dla uczelni niż sama uczelnia dla siebie. Młode pokolenie od początku powiela nieprawidłowe, sprzeczne z zasadami uniwersyteckimi metody działania i akceptuje nieuczciwość.

Szkoda tylko, że zdolni i utalentowani medycznie absolwenci, pasjonaci zawodu lekarskiego i badań naukowych w medycynie z odpowiednią postawą etyczną mają blokowane możliwości zatrudnienia na uczelni oraz są spychani na drugi plan przez osoby, które dzięki pracy na uczelni chcą się po prostu wzbogacić. Jak za dawnych czasów systemu komunistycznego. Młody, zdolny człowiek z bardzo dobrymi wynikami w nauce, ale bez tzw. "pleców" i znajomości nie ma szans, a przecież takich właśnie pracowników nam na uczelni potrzeba. Nieskażonych, uczciwych i prawych młodych ludzi, którzy szanują zasady akademickie.
Apel do młodych i prawych - nie dajcie się ! piszcie odwołania gdziekolwiek się da, z prośbą o oficjalne ujawnienie wyników konkursów z podaniem kryteriów oceny kandydatów - odwołania do dziekanów poszczególnych wydziałów, rektora, kierowników jednostek, a nawet ministerstwa nauki, również do lokalnej prasy i izby lekarskiej. Niech ktoś wreszcie się odważy i tym samym da szansę na rozwój naukowy dziesiątki zdolnych absolwentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Obecnie obowiązuje jasny system konkursowy na stanowiska akademickie, według którego ocenia się poszczególne osiągnięcia naukowe i zawodowe. Nie dajcie się zniszczyć, nie dajcie sobie wmówić, że nie macie szans z systemem i te odwołania nic nie dadzą. Przeciwnie, macie pełne prawo do walki o swoją przyszłość i uczciwe rozstrzygnięcie konkursu. Znacie swoich kolegów i koleżanki, wiecie kto co sobą reprezentuje i jakie miał wyniki podczas studiów. Dlaczego ktoś, kto przez 6 lat studiów nic nie robił ma teraz dzięki układom zająć wasze miejsce i być za kilka lat pseudo-naukowcem, którego jedynym celem jest wyłącznie kariera? Przyszłość medycyny akademickiej należy właśnie do zdolnych i uczciwych młodych ludzi z powołaniem, nieskażonych jeszcze egoizmem i zachłannością. Zbliża się wrzesień, okres rozstrzygnięć wyników konkursów na poszczególne stanowiska wykładowców i asystentów. Należy po prosu uważnie przyglądać się wynikom konkursowym i monitorować wszelkie przejawy niesprawiedliwego traktowania dobrych kandydatów z wysokimi kwalifikacjami. Jeżeli osoby odpowiedzialne za decyzję będą praworządne, a środowisko młodych będzie solidarne, tegoroczne decyzje o zatrudnieniu nowych pracowników, naszych przyszłych koleżanek i kolegów powinny być podejmowane rozsądnie i zgodnie z wszelkimi zasadami.
Jak powiedział Jan Zamoyski ponad sto lat temu: Taka będzie Rzeczpospolita, jakie jej młodzieży chowanie.

O Śląskim Uniwersytecie Medycznym przeczytane w lokalnej prasie

Szczękówka pod lupą prokuratory

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Czytelnik (pacjent) bloga z Gliwic pisze

Muszę znaleźć jakiegoś ortopedę, chyba prywatnie. Byłem w przychodni ortopedycznej na Kozielskiej, o 10.00 wisiała kartka, że na dzisiaj przyjęcia zakończone. Potem byłem jeszcze raz wcześniej zaraz po 8.00 20 osób już siedzi, a 10 osób jeszcze przed okienkiem. To nie na moje nerwy. Małgosia śmieje się ze mnie, że ja nie stąpam po ziemi. Chyba ma rację.Tak sobie pomyślałem, że za komuny nie było tyle kolejek w przychodniach. A druga myśl, że nikt za to nie beknie. Chwilę temu oglądałem skecz Laskowika: "Trzeba tak chorować aby lekarz się nie dowiedział".

czwartek, 13 sierpnia 2009

Konflikt na Ceglanej - neverending story...

Konflikt w Klinice Okulistyki pokazał nam oblicze wielu ludzi, ujawnił ich prawdziwe postawy, był sprawdzianem uczciwości i charakteru. I mimo iż Pani Rektor realizuje swe plany mimo szkód czynionych wielu osobom i instytucjom, co można postrzegać, jako porażkę, to warto popatrzeć na sprawy z nieco dalszej perspektywy.

Po pierwsze: konflikt przebiegał przy otwartej kurtynie; zainteresowanie mediów, a zaangażowanie władz wojewódzkich i doprowadzenie do negocjacji z udziałem mediatora ministerialnego spowodowało, że ruchy obu stron konfliktu były bardzo uważnie obserwowane. Pamiętamy, jak zachowywała się strona pracownicza: spokojnie, logicznie, rzeczowo. A jak działała Pani Rektor? Raczej udawała zatroskanego gospodarza, czyniła uniki, w końcu pokazała Wojewodzie i innym, kto rządzi w tej uczelni. Siła zwyciężyła, ale za taki „sukces” zawsze płaci się wysoką cenę - dziś, jutro, a może nawet nieco później, ale pewnych rzeczy się nigdy nie zapomina. A sprawa na wymiar ogólnopolski.

Druga kwestia: postawa pracowników okulistyki wobec klinik mających być ulokowanymi w Katowicach. Początkowo postrzegano w nich wroga, w końcu to nowi ludzie mieli uszczuplić zakres działań okulistyki. Usiłowano stosować starą maksymę „dziel i rządź”. Ale to się nie udało, dziś pracownicy okulistyki świetnie rozumieją, że pracownicy Alergologii i Endokrynologii są takimi samymi ofiarami, jak oni. Gdyby nie cała wielotygodniowa akcja protestacyjna, gdyby nie wolna prasa, inne media, w tym także Internet, władza mogłaby czuć się pewna swego absolutnego panowania nad sytuacją. Ale tak nie jest, każdy ruch jest bacznie obserwowany. Nie udało się dokonać takiej dezintegracji, jaką planowano.

I trzecia kwestia - personalna. Myślę o dr Marku Czekaju. Był on liderem strony pracowniczej i Jego spotkała ze strony władz najsurowsza kara - zwolnienie dyscyplinarne. Co to oznacza, jakie będzie miało konsekwencje w przyszłości? W wyniku toczących się rozmów zawarto porozumienie i można było bez uszczerbku na honorze wycofać zwolnienie dr Czekaja. Byłby to gest w kierunku porozumienia, szansa na lepszą koegzystencję w przyszłości. Dlaczego nie skorzystano z tej szansy na poprawę atmosfery?

Zwolnienie dyscyplinarne podpisał Dyrektor Drybański, który jest mianowany na swe stanowisko przez Rektora uczelni, zatem za sprowadzenie konfliktu do personalnej zemsty w istocie odpowiada Pani Rektor.

Warto wspomnieć o najświeższych wydarzeniach z Korei Północnej; na odsiecz dwóm amerykańskim dziennikarkom skazanym na 12 lat obozu pracy w Korei ruszył były Prezydent USA - Bill Clinton. Czy ktoś o zdrowych zmysłach mógł uwierzyć, że władca koreański Kim Ir Sen ustąpi i uwolni dziennikarki? Ale stało się inaczej, bezwzględny tyran okazuje łaskę. Były amerykański Prezydent prosi go o pomoc i on okazuje się być wspaniałomyślnym człowiekiem.

Zestawmy te dwie postawy przedstawicieli władzy w obliczu losów pojedynczego człowieka (pamiętając o zasadniczych różnicach obozu pracy i zwolnienia dyscyplinarnego) i zastanówmy się chwilę, gdzie się znajdujemy...

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

O Wydziale Zabrzańskim

Gdy przed laty władze miasta Zabrze przekazały naszej uczelni szpital na Wyciska w Zabrzu roztoczono obiecujące perspektywy rozwojowe. Miały się tam ulokować kliniki wydziału. Niestety, nigdy nie zrealizowano tych planów (a może nierealnych mrzonek w świetle fatalnej sytuacji finansowej uczelni?). Od tego czasu budynek niszczeje, a w systemie opieki zdrowotnej dla mieszkańców Zabrza mamy permanentny kryzys dotyczący leczenia szpitalnego. Likwidacja interny, chirurgii i ortopedii spowodowało ogromne obciążenie dla szpitala w Biskupicach. Gdy uświadomimy sobie, że kliniki internistyczne w SK-1 i szpitalu specjalistycznym nr 1 przestały dyżurować „na ostro” to widać jak trudna jest bieżąca sytuacja. Władze miasta od dawna usiłowały zmobilizować uczelnię medyczna do spełnienia swych obietnic, ale w akcie darowizny nie było klauzuli o terminie uruchomienia szpitala. Pat trwa od około 5 lat. Dla zwykłego obywatela to jest po prostu niszczenie dobra publicznego i działanie społecznie szkodliwe.

Przed paroma tygodniami odbyło się posiedzenie Rady Miejskiej w Zabrzu poświęcone przyszłości szpitala na Zaborzu. Dziekan Wydziału Prof. W. Król przedstawił propozycję by szpital w przyszłości był przeznaczony dla celów stomatologii. Spór z radnymi dotyczył harmonogramu prac adaptacyjnych, pierwotnie uczelnia deklarowała finał inwestycji na rok 2012, ale wg informacji przedstawionej przez wiceprezydenta Zabrza K. Lewandowskiego Pani Rektor zaproponowała ustnie 5-cioletni okres realizacji (Głos Zabrza, 9.07.09). Na to z kolei nie chcieli wyrazić zgody radni obawiając się, że inwestycja nigdy nie zostanie ukończona. Dziekan W. Król w obliczu nacisków radnych oświadczył, że nie będzie dalej uczestniczył w obradach i opuścił salę.

Radni jednogłośnie zdecydowali na zdjęcie uchwały z porządku obrad.

Cała sprawa pokazuje w jak głębokim kryzysie znajduje się uczelnia. Najpierw nieodpowiedzialna decyzja poprzedniego Rektora o przyjęciu budynku na stan uczelni, potem wieloletni bezruch, potem nagła decyzja o posadowieniu na Zaborzu stomatologii. A do tego dziwić muszą terminy zakończenia prac adaptacyjnych, pięcioletni okres realizacji oznacza, że to następne władze uczelni będą odpowiadać za bieżące decyzje.

Czy można dziwić się nieufności władz Zabrza wobec postawy władz uczelni? Ciągle wysyłane są z uczelni sygnały pokazujące brak stałej, przewidywalnej i konsekwentnej polityki władz SUM. Kto będzie poważnie traktował takiego partnera?

piątek, 7 sierpnia 2009

O byłych pracownikach Śląskiej Akademii Medycznej

Rektor ŚAM stanął przed sądem

czwartek, 6 sierpnia 2009

Sprostowanie

28 lipca na blogu zamieściłem tekst – pożegnanie Profesora Felusia. W uroczystościach pogrzebowych brali udział pracownicy Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych i Alergologii, ale w moim mniemaniu nie tworzyli oni oficjalnej delegacji. Okazuje się jednak, że byłem w błędzie i moje stwierdzenie o braku oficjalnej delegacji nie jest zgodne ze stanem faktycznym.

Za tę pomyłkę przepraszam Panią Profesor Barbarę Rogalę oraz wszystkich pracowników Katedry i Kliniki.

środa, 5 sierpnia 2009

Badania kliniczne

Badania kliniczne to stosunkowo nowy obszar działalności lekarskiej choć w Polsce są prowadzone od 25 lat. Prowadzenie badań daje szereg korzyści: poznanie nowoczesnych metod terapii od strony badawczej, nawiązanie kontaktów z wiodącymi ośrodkami naukowymi świecie, osobiste poznanie najwybitniejszych naukowców w wielu dziedzinach, współautorstwo w publikacjach w najlepszych periodykach światowych, w końcu to także bardzo opłacalna finansowo działalność. Ale myli się ten kto upatruje w prowadzeniu badań klinicznych łatwego zarobku. Prowadzona od dłuższego czasu kontrola NIK jest ukierunkowana na sprawy finansowe co niestety spłaszcza problem. Przykre dla mnie, jako pracownika naukowo-dydaktycznego, jest fakt iż zaczynem do rozpoczęcia ogólnopolskiej kontroli były zastrzeżenia dotyczące prowadzenia badań w Szpitalu Klinicznym nr 5 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Problem generalnie sprowadzono do kwestii zbyt niskich kontraktów szpitali i za dużych zarobków badaczy. W obszernym wywiadzie dotyczącym badań klinicznych prof. T. Grodzicki, dziekan Wydziału Lekarskiego UJ trafnie konstatuje, że „Już dziś, z obawy przed kontrolami, dyrektorzy szpitali wstrzymują rejestrację nowych badań. Otrzymujemy też sygnały od sponsorów, że z niektórych badań Polska może zostać wyłączona, bo stajem się niepewnym partnerem…na całym świecie wszyscy chcą robić badania kliniczne. My potrafimy jedynie kontrolować, a w domyśle –karać”.

Słusznie profesor obawia się o przyszłość badań klinicznych w Polsce, prezentuje w wywiadzie wielu aspektów w nr 12 Medical Tribune (pełny tekst w pdf załączam poniżej). Chciałbym dodać jeden dodatkowy czynnik decydujący, w mojej opinii, dla sukcesu badania klinicznego. Otóż sądzę, że badania kliniczne trafiają do określonych ośrodków z powodu wiarygodności głównego badacza. Jego dorobek naukowy, pozycja w środowisku naukowym i lekarskim to najlepsza rękojmia dla sponsora. Dlatego tak wielu luminarzy polskiej nauki bierze udział w badaniach klinicznych. I dlatego powinni oni otrzymywać za swe wysokie kompetencje odpowiednio wysokie wynagrodzenie. Bez nich po prostu badań nie będzie. Niestety w Polsce sukces jest źle widziany, sukces mierzony przecież nie tylko ilością zer na koncie. A ścieżka zazdrości wiedzie od ograniczenia liczby badań prowadzonych w Polsce, czyli strumień pieniędzy powędruje do innych krajów, które chętnie wypełnią lukę. Nie oznacza to zgody by prawie cały zysk z badania trafiał do głównego badacza, godziwe wynagrodzenie powinni otrzymywać inne osoby zaangażowane w realizację projektu (lekarze, technicy rtg, laborantki, pielęgniarki etc.), a kwestia wysokości kontraktu między sponsorem, a szpitalem pozostaje do uzgodnienia między nimi.


wtorek, 4 sierpnia 2009

Parę słów podsumowania minionego miesiąca

Lipiec okazał się być miesiącem wyjątkowym dla mego bloga. Zamiast wakacyjnego, sennego tempa zanotowałem same rekordowe wyniki.

  • 8549 odwiedzin bloga
  • 469 - najwyższa liczba wejść w jednym dniu
  • 275 to średnia, dzienna liczba odwiedzających blog

Obok dramatycznego, wiodącego tematu dotyczącego Kliniki Okulistyki pojawił się nowy, bardzo ważny problem. Jeden z czytelników zapytał się jakie kliniki Wydziału w Zabrzu zostały zlikwidowane w ostatnim okresie. Udzieliłem takiej informacji, co wywołało lawinę krytycznych komentarzy dotyczących sytuacji w Katedrze Fizjologii w Zabrzu. Jak mogę przypuszczać większość dyskutantów stanowili studenci. Krytyka sięgnęła także fizjologii na Wydziale Katowickim. Obraz jaki wyłania się z tej dyskusji jest bardzo pesymistyczny, a w końcu mówimy podstawowym kierunku wiedzy medycznej. Jaki może być lekarz bez gruntownej wiedzy anatomicznej i znajomości fizjologii człowieka?

Sadzę, że do tego tematu należy wrócić na początku roku akademickiego gdy nasi studenci wrócą do uczelni. Niemniej już dziś warto zastanowić się jak był możliwy tak dramatyczny upadek solidnej niegdyś fizjologii zabrzańskiej, przecież nie był to proces błyskawiczny. I nie chodzi bynajmniej tylko o szukanie winnych, ale przede wszystkim powinniśmy szukać dróg poprawy aktualnej, fatalnej sytuacji. Gdy do obrazu jakości studiowania dodamy bardzo liczne komentarze studentów wywołane odwołaniem egzaminu testowego z interny w Zabrzu to pogląd o realiach studiowania w Zabrzu nie może być optymistyczny.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Postawa Dziekana Wydziału Lekarskiego w Zabrzu

Dziekan każdego wydziału pochodzi z demokratycznego wyboru członków Rady Wydziału. Kieruje bieżącą pracą wydziału, ale odpowiada także za jego przyszłość.

Warto spojrzeć na postawę Dziekana profesora W. Króla dotyczącą kwestii przeniesienia dwóch klinik zabrzańskich do Katowic.

  • Z pewnością posiadał wiedzę o planach władz uczelni, ale nigdy Rady Wydziału o nich nie informował.
  • Na wspólnym posiedzeniu Rad Wydziału 8 maja przestawiając plany Wydziału nawet słowem nie wspomniał o tych zamierzeniach.
  • Na posiedzeniu Rady Wydziału w Zabrzu 18 czerwca w głosowaniu jawnym ustalono, że na następnym posiedzeniu odbędzie się dyskusja dotycząca kwestii przeniesienia klinik do Katowic. Na kolejnym posiedzeniu taka dyskusja się nie odbyła, bo Dziekan oznajmił, że przeniesienia klinik nie będzie i dyskusja byłaby bezprzedmiotowa. Była to jawna dezinformacja, wydarzenia następnych tygodni pokazały konsekwentną postawę władz uczelni, ale lepiej było nie ryzykować negatywnej opinii Rady.
  • Czyje interesy reprezentuje nasz Dziekan?

sobota, 1 sierpnia 2009

Wielce Szanowny Panie Profesorze,

Zwracam się do Pana Profesora z prośbą o zamieszczenie poniższego tekstu na Pańskim blogu. W tej chwili blog ten jawi mi się jako jedyne miejsce swobodnej, nieocenzurowanej publikacji.
Słowa, które kieruję do załogi SPSK 5 SUM piszę pod wpływem rzeczywistego wzruszenia, którego powodem był wczorajszy, wspaniałomyślny gest pięciuset osób zatrudnionych na Ceglanej.
Otóż zostało mi przekazane wsparcie finansowe w niebagatelnej kwocie pochodzące ze spontanicznej zbiórki wśród członków załogi. Gest ten nie tylko mnie zaskoczył, ale rzeczywiście dogłębnie wzruszył. Okazuje się bowiem, że wywierana na załogę presja i wszelkie formy ucisku i zastraszania nie przyniosły dla władz spodziewanego skutku, a wręcz zgoła odwrotny efekt! Wiem, że przekazany dar nie jest formą współczucia, ale przejawem wsparcia i poparcia dla celów i formy naszej walki o przetrwanie Szpitala, który jest naszym wspólnym dobrem, a nie obiektem eksperymentów restrukturyzacyjnych! Wasz gest jeszcze raz utwierdza mnie w przekonaniu, że każda forma rządów, która nie liczy się z opinią rządzonych i sprawowana jest z arogancją wcześniej czy później skazana jest na porażkę o ile rządzeni zachowają poczucie wspólnoty. A my przecież przez cały okres protestu, a teraz szczególnie, zyskaliśmy nową tożsamość ludzi, dla których bardo ważne jest dobro wspólne i uczciwe zasady walki o nie.
Dlatego wiem, że przekonanie innych do naszych racji i zwycięstwo jest tylko kwestią czasu.
Wracając do przekazanego daru chciałbym Wam serdecznie podziękować i zapewnić, że traktuję to jako pożyczkę, którą zwrócę po zakończonym postępowaniu sądowym, a jeśli darczyńcy nie będą chcieli przyjąć zwrotu to przekażę całą kwotę na dowolny cel charytatywny lub inny przez Was wskazany. Jeszcze raz dziękuję i wiem, że Damy Radę!


z poważaniem
Marek Czekaj

Tych ludzi brakuje…

Obserwując nasze życie publiczne, w skali krajowej, ale może przede wszystkim to najbliższe, miasta, dzielnicy, miejsca pracy nie sposób uciec od skierowania myśli na bardzo odległe wydarzenia. Do takiej refleksji skłania mnie szczególny dzień, 1 sierpnia, rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Zawsze przy okazji tej rocznicy rozpoczyna się dyskusja na ile samo powstanie, ale i inne wydarzenia historyczne z czasów II Wojny Światowej oraz okresu represji komunistycznych odbijają się na rozwoju bieżącej sytuacji w kraju.
Czy gdyby w naszym życiu publicznym było obecne pokolenie Kolumbów nie moglibyśmy wznieść się na wyższy poziom dialogu społecznego, czy wojenny, powojenny i emigracyjny upust krwi nie spacza naszej bieżącej rzeczywistości?
Czy zniszczone przedwojenne elity mogłyby zmienić bieg wielu spraw?
Co należy uczynić, byśmy potrafili ze sobą rozmawiać, a zachowując prawo do różnic poglądów potrafili nawzajem się szanować, by słowo porozumienie i kompromis nie były synonimem walki i dążeniem do pokonania i upokorzenia strony myślącej inaczej?