piątek, 6 marca 2009

Wszystko gra, tylko brakuje ludzi…

Największą wartością każdej instytucji są ludzie. Budowanie zespołów ludzkich to długi i trudny proces. Bez zaangażowania pracowników, ich zdolności i kompetencji nie ma mowy o sukcesie organizacji. W przypadku uniwersytetów rola „czynnika ludzkiego” jest jeszcze większa. Uczelnie to miejsce kształtowane przez indywidualności, każdy z nas pamięta swych wspaniałych nauczycieli wskazujących nam drogę zawodową, którą potem kroczymy całe życie. A nauka, tu dopiero trzeba liderów!

Dlatego zdumiała mnie wypowiedź Minister Zdrowia Ewy Kopacz, która w programie I TV podczas głównego wydania Wiadomości 1 marca dała taki oto obraz rzeczywistości opieki zdrowotnej „… mamy świetne szpitale, znakomity sprzęt, wszelkie warunki do realizacji zadań stojących przez systemem tylko kadry nam brakuje… ”. Sprawa wygląda na prostą do rozwiązania - po prostu od jutra w pewnych placówkach medycznych zatrudnimy kogo trzeba; tak wielu chętnych stoi u drzwi po zatrudnienie? Dziwi taka wypowiedź w osobie Ministra Zdrowia i również lekarza, która to osoba powinna być świadoma, ile lat trzeba by wykształcić kadrę i zatrzymać ją w miejscach pracy czy też w kraju.

Co nam z maszyn, budynków etc. jak nie będzie komu ich obsługiwać?

Wróćmy po krótkiej wycieczce w świat polityki na podwórko Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Tu także słychać zadowolenie, sukcesy mamy ogromne, ale dlaczego człowiek przestał się liczyć? Gdzie młode kadry, gdzie asystenci; prawie regułą jest, że najmłodszy w katedrze pracownik naukowo-dydaktyczny ma około 35-40 lat. Jeszcze jakoś łatamy „dziury”, ale załamanie jest blisko. Co najgorsze, błędów polityki kadrowej nie da się tak szybko naprawić; ci, którzy powinny być z nami pracują na sukces innych uczelni lub szpitali, a nawet krajów. Luki pokoleniowej nigdy nie zasypiemy, a negatywne efekty będziemy odczuwać długie lata.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A może młodzi ludzie poza wszystkim innym mają już dość bawienia się w gierki, koterie i przepychanki? Może chcą pracować i rozwijać się, a nie "balsamować Lenina" jakim jest SUM?

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze,

bardzo krótko odniosę się do tego wpisu. Muszę powiedzieć, że studentowi który boryka się z tego typu problemami jak zmiana miejsca odbywania zajęć, zasad zdawania i regulaminu przedmiotu ad hoc w trakcie trwania semestru (by nie powiedzieć-na godzinę przed rozpoczęciem zajęć) bardzo egzotycznie brzmią słowa o "zasypywani luki międzypokoleniowej" czy zaangażowaniu młodej kadry (która przecież, w pewnym sensie ze środowiska studenckiego wyrasta). Po więcej szczegółów zapraszam na nasze studenckie forum:
http://www.forumed.fora.pl/piaty-rok,7/dobrowolny-egzamin-z-medycyny-nuklearnej,3592.html

Samo nasuwa się pytanie po tych 5ciu latach stuidów: GDZIE JA JESTEM?

Serdecznie pozdrawiam,

Student V

Anonimowy pisze...

Czy asystenci mają zniknąć ze SUMu całkowicie? W sumie to do czego to wszystko zmierza?